Wokół stoczniowych kotów rozszalała się ostatnio burza. Wiele organizacji stara się im pomóc. Część osób zwierzęta odławia i kieruje do adopcji, inni oceniają ten pomysł jako "nieszczęśliwy". Wystarczy zajrzeć na internetowe fora, by zobaczyć, że temat jest gorący i budzi skrajne opinie. Szczególnie, gdy pojawiła się informacja, że na terenie gdyńskiej stoczni żyje około 1000 głodnych i zmarzniętych kociaków. Tymczasem gdyńskie "miauki", których na terenie stoczni żyje około setki, potrzebują niewiele. Zdaniem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które od początku zaangażowane jest w akcję ratowania stoczniowych kotów, zwierzętom potrzeba tylko jedzenia i dostępu do opieki weterynaryjnej.
- Są to koty wolno bytujące. To nie jest tylko określenie tego, że żyją na wolności, ale także określenie ich statusu prawnego - tłumaczy Anna Fischer, prezes gdyńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Wolno bytujące koty powinny zostać na miejscu, bo to półdzikie zwierzęta, które źle się czują w zamkniętych przestrzeniach. Potrzebują jednak naszej pomocy. Apelujemy do wszystkich miłośników kotów o przekazywanie do nas karmy i środków finansowych na leczenie.
Podobnego zdania jest Ewa Jasińska, weterynarz, która wczoraj odwiedziła żyjące w gdyńskiej stoczni zwierzaki. - Te zwierzęta, które udało mi się obejrzeć, są w dobrym stanie. Tylko jeden mały kociak ma katar zakaźny. Byli stoczniowcy, którzy się nimi zajmują, znają zwierzęta i udaje im się łapać. Zatem kociak będzie złapany i wyleczony - obiecuje weterynarz. - Wiem, że TOnZ chce, by koty zostały odrobaczone, co przy dobrym zaplanowaniu akcji przez opiekunów zwierząt jest możliwe do przeprowadzenia.
Ewa Jasińska zaznacza, że nie jest zwolenniczką ingerowania przez człowieka w życie zwierząt na wolności, jednak w tym wypadku popiera akcję TOnZ i sama służy pomocą. - Ludzie generalnie zazwyczaj robią więcej szkody niż pożytku, starając się udomowić takie zwierzęta. Ale te koty zostały już przyzwyczajone do pomocy z naszej strony i to, co w tej chwili jest najważniejsze, to zapewnienie im stałego dożywiania. Zimą tego pożywienia jest zdecydowanie mniej niż latem, a zwierzęta potrzebują go więcej.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zajmuje się kocim problemem od czasu zamknięcia stoczni. Osiągnęli już bardzo wiele. - Przede wszystkim uzyskaliśmy zgodę od zarządcy Stoczni Gdynia na dystrybucję (przy pomocy straży stoczniowej i firm ochroniarskich) karmy przez nas dostarczanej na teren obiektu oraz w miarę ich możliwości niewyłączanie pary technologicznej w kanałach pod terenem stoczni, która zapewnia zwierzętom ciepłe schronienie - mówi Ewa Fischer. - Uzyskaliśmy też wsparcie z Urzędu Miasta w Gdyni i zainteresowaliśmy sprawą kotów prezydenta Szczurka. W ciągu ostatnich kilku dni na nasze konto wpłynęło ponad 3 tys. zł, wiele osób przyniosło nam jedzenie, a firma Real zaczęła wspierać nas bezpłatną karmą. W najbliższym czasie koty z pewnością nie będą cierpiały na żadne braki, jednak musimy pamiętać, że zima jest długa.
Pomoc kotom to nie tylko działanie doraźne. TOnZ myśli też o sterylizacji i antykoncepcji zwierzaków, by ich populacja nie rosła, a wraz z nim koci problem. Na to potrzebne są jednak pieniądze.
Biuro TOnZ O/Gdynia przy ul. Portowej 7 przyjmuje karmę w środy od godz. 11 do 14. Wpłaty można realizować na konto: 04 1020 1853 0000 9902 0070 0757, z dopiskiem: ,,Dla kotów stoczniowych w Gdyni''.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?