Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańskie sądy sprzyjają oszustom? Sąd pozostał obojętny na los pokrzywdzonego

Łukasz Kłos
Między młotem a kowadłem - Piotr Zdanowski musi oddać bankowi kilkaset tysięcy zł, ale sam nie może odzyskać swoich pieniędzy
Między młotem a kowadłem - Piotr Zdanowski musi oddać bankowi kilkaset tysięcy zł, ale sam nie może odzyskać swoich pieniędzy Tomasz Bołt
- Może moja sprawa nie będzie nigdy tak głośna jak Amber Gold, ale jak mam wierzyć, że gdańskie sądy nie sprzyjają oszustom?! - dopytuje Piotr Zdanowski. - Jestem pokrzywdzony przez człowieka, który wyłudził ode mnie kilkaset tysięcy złotych, a sąd wykonawczy, zamiast wyegzekwować wyrok, zdaje się bronić skazanego. Co ja mam robić? Zęby w ścianę wbić, żeby spłacić kredyt, którego nawet na oczy nie widziałem?

Rzeczywiście, sprawy Amber Gold i Marcina P. niewiele mają wspólnego z problemem Zdanowskiego. Może poza tym, że w obu przypadkach zaskakujące postanowienia wydała ta sama sędzia wydziału wykonawczego Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe. I może poza tym, że zarówno klienci naciągnięci przez założyciela Amber Gold, jak też Piotr Zdanowski zostali na lodzie przy bierności sądu.

Problemy Zdanowskiego zaczęły się w 2003 r., gdy zaciągnął bankowy kredyt na zakup domu na przedmieściach Gdańska. Pośrednikiem w transakcji był Tadeusz G., jego dobry wówczas znajomy. Kiedy jednak 400 tys. zł kredytu z banku wpłynęło wprost na konto wskazane przez G., Zdanowski stracił kontrolę nad sytuacją - pieniądze niemal natychmiast wyparowały. O przeprowadzce też nie było mowy.

- Przez kilkanaście miesięcy G. wodził mnie za nos. Twierdził, że wkrótce podpiszemy akt notarialny - wspomina Zdanowski. - Dopiero po czasie dowiedziałem się, że pieniądze z mojego kredytu zostały gdzieś wyprowadzone, a G. chciał mnie tylko naciągnąć.

Dług Piotra Zdanowskiego rośnie nieubłaganie: z 400 tys. zł zaciągniętego kredytu, w maju 2011 zrobiło się ok. 700 tys. zł. Dziś mężczyzna ma do oddania już 900 tys. zł.

- Kilka dni temu dzwoniłem do działu windykacji banku. Pytałem, ile będę miał do oddania w 2014 r., gdy dla Tadeusza G. zakończyć ma się okres próby. Usłyszałem, że będzie to około 1,2 mln zł... - mówi z goryczą Zdanowski.

Suma wzrasta, gdyż zaciągnięty w 2003 r. kredyt był we frankach szwajcarskich. Wypłacony został w złotówkach. Sąd karny stwierdził, że odszkodowanie należy się od sumy, jaka wpłynęła na konto wskazane przez Tadeusza G., czyli dokładnie: 400 264,38 zł. Zdaniem sądu, należy się zwrot dokładnie tylu pieniędzy, na ile opiewał ów nieszczęsny przelew.

Źródeł kłopotów Piotra Zdanowskiego należy szukać w transakcji sprzed lat. W 2003 r. Tadeusz G. zaproponował mu zakup domu na przedmieściach Gdańska, którym rzekomo dysponowała jego firma. Łączna powierzchnia wnętrza - 200 m kw., do tego ogród. Cicha okolica. Po sąsiedzku miał wprowadzić się sam Tadeusz G. Obaj panowie ustalili cenę. Zakup miał być w większości sfinansowany właśnie z kredytu hipotecznego, jaki zaciągnął na ten cel Zdanowski. Wkrótce bank wykonał przelew wprost na konto wskazane przez Tadeusza G. Do podpisania aktu notarialnego jednak nie doszło. Jak pokazało późnej prokuratorskie śledztwo, a następnie sądowy proces karny, pieniądze niemal natychmiast przepadły.
Nim jednak Zdanowski zawiadomił organy ścigania o oszustwie minęło kilkanaście miesięcy. Tłumaczy dziś, że jeszcze wówczas ufał Tadeuszowi G.
- Prowadziliśmy wspólne interesy. Tadeusz G. mówił, że nieruchomość miała być przedmiotem jakiegoś rozliczenia, stąd trudności. Wierzyłem, że problemy są przejściowe - wspomina Zdanowski. - Pozbyłem się złudzeń, gdy kiedyś przypadkowo usłyszałem rozmowę jego współpracownika. Wtedy zdałem sobie sprawę, że cała ta sprawa sprzedaży domu miała jeden cel: wyłudzenie ode mnie pieniędzy.

Prawomocne rozstrzygnięcie sądu nie pozostawia złudzeń - Tadeusz G. działał w zamiarze oszustwa. Skazany usiłował jeszcze skorzystać z ostatniej możliwości i latem br. złożył wniosek do Sądu Najwyższego o wstrzymanie wykonania kary oraz kasację wyroku (pierwszy postulat Sąd Najwyższy odrzucił jako niezasługujący na uwzględnienie. Nad drugim pochyli się podczas rozprawy za kilka dni).
- Jestem w stanie przeboleć, że nie ustalono odszkodowania we frankach szwajcarskich, choć nie potrafię tego zrozumieć. Ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego dotąd nikt nie był w stanie wyegzekwować pieniędzy od mojego dłużnika, a zarazem oszusta - Piotr Zdanowski z wyraźnym wzburzeniem opowiada o swoich kłopotach. - A pan nie byłby zdenerwowany? Bank naciska na mnie, bym spłacił zaciągnięty kredyt, a sąd nie widzi problemu w tym, że G. nie oddaje wyłudzonych ode mnie pieniędzy.
Sfrustrowany Zdanowski rok po uprawomocnieniu się wyroku skazującego zasygnalizował kuratorowi dozorującemu G., że skazany miga się od wykonania nałożonego na niego obowiązku. Ten z kolei wystąpił do sądu z wnioskiem o zarządzenie kary.

Sąd wykonawczy uznał jednak, że wniosek o zarządzenie kary więzienia wobec Tadeusza G. jest przedwczesny. Komornik prowadzi bowiem przeciwko niemu postępowanie egzekucyjne, a od rozpoczęcia okresu próby minęło za mało czasu, by stwierdzić, że skazany uchyla się od wykonania nałożonego na niego obowiązku naprawienia szkody - tyle można wyczytać z uzasadnienia sędzi Ewy Szczutowskiej do postanowienia z maja 2011 r.
Wniosek: pokrzywdzony Piotr Zdanowski powinien raczej szukać ratunku w skuteczności komornika, niż liczyć na odwieszenie kary więzienia nałożonej na skazanego.

Sędzia Szczutowska zignorowała fakt, że komornik ściągnął zaledwie kilka spośród 400 tysięcy zł, jakie miał oddać Tadeusz G., a od uprawomocnienia się wyroku minęło... 17 miesięcy.

Zdaniem sędzi, to niewiele. W uzasadnieniu czytamy: - Okres próby oraz dozór kuratora sądowego w przedmiotowej sprawie rozpoczął się niedawno i trwać będzie do 10 grudnia 2014 r. I dalej: - Stwierdzenie negatywnego nastawienia skazanego do wykonania orzeczonego środka karnego [naprawienia szkody - dop. red.] będzie możliwe dopiero w toku dalszego okresu próby.
Co więcej, za dobrą monetę sędzia wzięła to, że na zlecenie Piotra Zdanowskiego komornik zajął udziały w spółkach skazanego Tadeusza G. oraz ściągnął z niego kwotę... 5 tys. zł. - Stwierdzić zatem należało, iż pokrzywdzony skorzystał z prawa do egzekucyjnego ściągnięcia zobowiązania orzeczonego w wyroku. Zważywszy na wysokość orzeczonego obowiązku uznać także należy, iż realizacja tego zobowiązania rozpoczęła się - tyle postanowienie sądu.

Co ciekawe, z akt sprawy wynika, że dla Tadeusza G. nie był to pierwszy wyrok. W podobnym czasie (wiosną 2009 r.) został skazany za wyłudzenie 100 tys. zł od spółki Inwestycje Kapitałowe S.A. Ze znajdującej się w aktach karty karnej wynika też, że w przeszłości był jeszcze siedmiokrotnie karany za pomniejsze przestępstwa.

Jeszcze podczas dwóch rozpraw w tej sprawie sędzia przedstawiła Zdanowskiemu rozwiązanie "alternatywne". Idąc za propozycją Tadeusza G., by ten mógł spłacić odszkodowanie w ratach, zobowiązała pełnomocników obu stron do zawarcia ugody. Skazany G. miałby co miesiąc wpłacać połowę swojej pensji na konto pokrzywdzonego. Z

Z akt sprawy trudno wywnioskować, ile de facto zarabia Tadeusz G. Wszelkie wzmianki w tej kwestii oparte są wyłącznie na jego własnych oświadczeniach. Podczas majowej rozprawy G. stwierdził, że zarabia 5 tys. zł netto miesięcznie, ale już dozorującemu go kuratorowi wspominał o sumach od 4 do 8 tysięcy złotych.

- To kuriozalny ruch ze strony sądu! - komentuje dziś tamto postanowienie sądu mec. Jacek Spyt, reprezentujący Piotra Zdano- wskiego. - Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem działania sądu, który w toku postępowania wykonawczego zmusza pokrzywdzonego, by zawierał jakieś ugody z oskarżonym. To działanie niebywałe. Przecież ów obowiązek naprawienia szkody przez Tadeusza G. orzeczony został wprost jako środek karny. Nie ma mowy o jakimkolwiek powiązaniu z okresem próby, więc nie sposób uznać, że G. ma pięć lat na naprawienie szkód.

Do wyrazów zdumienia prawnika dołącza oburzenie pokrzywdzonego: - Gdybym się zgodził na taki układ, G. spłacałby mnie przez kilkadziesiąt lat! - denerwuje się Zdanowski. - A kto może mi zagwarantować, że ten oszust za dziesięć czy dwadzieścia lat, kiedy okres próby dawno już minie, będzie nadal spłacał?!
Rozgoryczenie Zdanowskiego rozumie wieloletni sędzia i doświadczony adwokat Bolesław Senyszyn. - Sądy są niezawisłe w swoich postanowieniach, jednak faktem jest, że prawo w Polsce nie sprzyja ofiarom oszustw - przyznaje mecenas, dodając, że uzyskanie zasądzonych należności jest częstokroć bardzo trudne.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Pięć miesięcy przed rozstrzygnięciem w sprawie Tadeusza G., sędzia Szczutowska dała wolną rękę innemu skazanemu. Mimo ewidentnych braków w sprawozdaniu końcowym dotyczącym dozoru w sprawie Multikas (m.in. braku dowodów spłaty pokrzywdzonych) pozytywnie zatwierdziła okres próby zasądzony względem Marcina P., założyciela Amber Gold.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki