Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk zamknięty w torebce

Redakcja
Bożena Batycka - bizneswoman, właścicielka firmy z luksusową galanterią skórzaną - Batycki. Również najlepiej ubrana, według pisma "Fashion", polska kobieta biznesu. Torebki przez nią projektowane noszą m.in. Jolanta Kwaśniewska i Elżbieta Penderecka. Kiedyś żyła luksusowo i intensywnie, teraz szuka wewnętrznego spokoju. Zwalnia tempo i mówi, że już nic nie musi. Jej największą pasją jest obecnie joga. Właśnie zdała egzamin na drugi stopień nauczycielski w jodze.
Bożena Batycka - bizneswoman, właścicielka firmy z luksusową galanterią skórzaną - Batycki. Również najlepiej ubrana, według pisma "Fashion", polska kobieta biznesu. Torebki przez nią projektowane noszą m.in. Jolanta Kwaśniewska i Elżbieta Penderecka. Kiedyś żyła luksusowo i intensywnie, teraz szuka wewnętrznego spokoju. Zwalnia tempo i mówi, że już nic nie musi. Jej największą pasją jest obecnie joga. Właśnie zdała egzamin na drugi stopień nauczycielski w jodze. Grzegorz Mehring
O pasji, Oskarze i tajemnicy budynku nad Motławą opowiada Ryszardzie Wojciechowskiej

Wszyscy myślą, że Pani mieszka w Warszawie.

Bo tam są wszystkie media świata (śmieje się)?

Raczej wszystkie salony świata. A Pani od salonów przecież nie ucieka.

Ale zawsze i wszędzie z radością opowiadam o Gdyni, w której mieszkam, i o Gdańsku, w którym znajduje się fabryka Batycki. Gdańsk to dla mnie miejsce szczególne. Z najlepszą energią na świecie. Kiedy po raz pierwszy weszłam do naszego budynku nad Motławą, pomyślałam: - Boże, tu się spełniają marzenia. I tak jest. Owszem, bywam na salonach warszawskich, ale staram się też zapraszać do naszego salonu gdańskiego. W mojej firmie gościłam już wiele znakomitych postaci: ambasadora Stanów Zjednoczonych, panie prezydentowe Jolantę Kwaśniewską i Danutę Wałęsową, Magdę Gessler, Irenę Jarocką, Janusza Głowackiego.

"Królowa polskich torebek" - podoba się Pani to określenie?

Królowa zawsze ładnie brzmi. Ale ja nie traktuję takich określeń śmiertelnie poważnie. Potrafię na siebie spojrzeć z dystansem.

A kobieta luksusowa? Tak też można o Pani powiedzieć.

Mam własną definicję luksusu. Dla mnie luksus to życie w zgodzie z własnymi marzeniami. Żyć tak, jak się chce.

A nie wielkie pieniądze, które kojarzą się z biznesem?

Był czas w moim życiu, kiedy myślałam o tym, żeby być osobą zamożną. Luksusową. Wtedy z luksusem kojarzyły mi się futra i brylanty. Dopiero na szarym końcu tego łańcuszka znajdowało się poczucie bezpieczeństwa, wiążące się ze stanem posiadania. Przez lata pojęcie luksusu zmieniało się w moim życiu. Jednak nie wiem, czy nie posiadając, potrafiłabym dojść do tej obecnej definicji. Trochę boję się o tym głośno mówić. Bo dla kogoś, kto znajduje się w trudnej sytuacji, może to brzmieć pretensjonalnie. Trącać udawaniem.

To prawda, nie wszyscy uwierzą.

Ja sama pewnie nie uwierzyłabym w to przed laty. Ale zawsze żyłam z pasją. Tworzenie galanterii skórzanej to absolutnie fantastyczny czas. Jest takie powiedzenie, że gdy kochasz swoją pracę, nigdy nie będziesz pracować. Lubię tak myśleć. Bo przecież gdyby się tak zastanowić, to ja wiele trudów dźwigałam na sobie.
Łatwo z tym sukcesem pewnie nie było?

Jestem optymistką. Radosne podejście do życia traktuję jak piękny prezent od losu.
Ale bywało ciężko. Bywało. Jednak o tym nie lubię opowiadać. Mam selektywną pamięć. Wiem, że tak było. Ale to już nie jest ważne.

Pani weszła do biznesu już jako dojrzała kobieta.

Tak, miałam prawie 40 lat. Przypominam sobie swój stan umysłu z tamtego czasu. Pamiętam, że nie miałam cienia wątpliwości, iż sobie poradzę. Że przeniosę góry.

Wcześniej wiodła Pani życie domowe.

To było fantastyczne życie. Niczego z tamtych lat nie żałuję. Cokolwiek robię, robię to z pasją. Mój dom miał duszę. Był trochę taki jak z powieści Iwaszkiewicza. Smażyłam konfitury, piekłam ciasta. Wychowywałam synów i razem z nimi smakowałam nowe rzeczy, nauczyłam się grać w tenisa, jeździć na nartach. Ale zatęskniłam za zmianą. Poczułam, że dzieci są już wystarczająco dorosłe, że to gotowanie i pieczenie do końca świata nie jest już takie fantastyczne. Zapragnęłam być bizneswoman.

I pragnienie stało się faktem.

Ale upłynęło kolejnych prawie 20 lat, a ja znowu poczułam, że chcę zmienić swoje życie. Że mogę już firmę powoli wypuszczać z rąk. Bo ona jest jak moje trzecie dziecko. Dorosłe, które już potrzebuje wolności i niezależności. Nie muszę jej mieć cały czas na oku.

Pani jest taką mamą, która wypuszcza swoje dzieci ochoczo w świat.

Łatwiej myśleć, że firma sobie beze mnie tak łatwo nie poradzi. Ale to nieprawda. Wiem, że gdyby mnie zabrakło, ona będzie trwać.

Stąd te zapowiedzi, że zostawia Pani firmę i oddaje się całkowicie jodze?

Firmy nie zostawiam. A joga nie jest celem samym w sobie. Tylko narzędziem zmian w życiu. Mam odejść do jogi, czyli do czego? Do niczego. Joga pomaga mi w odnajdywaniu drogi do siebie. Poświęcam jej dużo czasu i dlatego mówię o zmianie. W przyszłym roku zaczynam się też uczyć języka chińskiego. To są te moje małe ciekawości świata, które odkrywam w sobie.
Ale wcześniej odkryła Pani bursztyn dla torebek. Dzisiaj każda torba firmy Batycki wyróżnia się tym, że ma symboliczne, bursztynowe oczko. To taki mocny gdański akcent.

"Sunshine for you" to nasze hasło. I ono wyraża wszystko. Wskazuje na bursztyn, który jest tak bardzo gdański, tak bardzo ciepły i tak bardzo słoneczny. Jest w nim tyle magii i piękna.
Tak naprawdę pomysł z bursztynem pojawił się w 2000 roku, kiedy już mi się wydawało, że posiadłam wiedzę o tym rzemiośle...

Że już wszystko Pani wie o torebkach?

Że dużo wiem. Bo powiedzieć "wszystko" zabrzmiałoby arogancko. Zawsze lubiłam sięgać gwiazd. Nigdy nie zadowalałam się średnią. Podczas podróży do Włoch przekonałam się, że jest wiele firm tworzących piękne przedmioty. Nie chciałam, żeby moja firma była tylko jedną z wielu. Chciałam, żeby się wyróżniała. Jak z nieba spadła na mnie myśl o bursztynie, który przecież zawsze kochałam. Od lat noszę bursztynową biżuterię. Ale nie tę barokową, tylko w takim surowym, naturalnym wydaniu. Bo bursztyn, według mnie, jest zbyt piękny, żeby go udoskonalać. Poprawiać. Kiedy ta myśl o bursztynie do mnie dotarła, przez dwa tygodnie miałam dreszcze z emocji. Byłam pewna, że jestem na dobrej drodze.

Zaczęła też Pani nadawać nazwy torebkom. Jest na przykład model mon cheri.

To dotyczy filozofii kreacji. Przed paroma laty doszłam do wniosku, że sztuka kreacji nie polega na tym, żeby ciągle wymyślać coś nowego. Tylko na tym, żeby z tego gąszczu pomysłów wybrać coś, co stanowi o wyrazie firmy i stale do niej przylega. Jest więc niezmienny model "mon cheri", który prawda jak słodko brzmi?

Przywiązuje się Pani do torebek?

Chce pani zapytać, ile mam torebek? Sezonowo jedną ukochaną. I to jest całe moje przywiązanie. Nie licząc wieczorowych. Bo tutaj jestem bardziej rozpustna. I mam kilka przepięknych kopert oraz tulipana art deco. Tak naprawdę przytłacza mnie świat obfitości. Trudno w nim znaleźć to, co nam daje spokój i harmonię.

Zdarza się Pani zdradzać swoje torebki?

Nie, to zupełnie niemożliwe. Obraziłyby się na mnie. Ja je tak bardzo kocham.

Niedawno otrzymała Pani Oskara.

Pismo "Fashion" nagrodziło mnie w kategorii najlepiej ubranej kobiety biznesu. To zabawne, że Oskar trafia do mnie wtedy, kiedy mam taki dystans do własnego wyglądu. Nigdy zresztą nie wydawałam wielkich pieniędzy na ubrania. Nie miałam zapchanych szaf. To mnie mierziło.
Może czasami nie umiałam sobie butów odmawiać. I do nich zdradzałam słabość. Ale teraz coraz częściej wybieram styl sportowy. Dlatego że tak żyję. I tylko czasami, gdy zatęsknię za byciem damą, staję się nią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki