Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Franciszek Potulski: Siedemdziesiątkę urządzę na Rysach [ROZMOWA]

Redakcja
Franciszek Potulski
Franciszek Potulski Karolina Misztal
Co słychać u Franciszka Potulskiego, polityka, nauczyciela, byłego posła SLD i wiceministra edukacji?

Przychodzę do Pana, a Pan akurat rzuca artykułem o wyższości prywatnych przedszkoli nad publicznymi. Po co się tak denerwować?
Nie mogę tego wszystkiego przełknąć. Wysyłam pisma, umieszczam na swojej stronie różne informacje. Marnuje się to, co wiem, siedzę tutaj i nie mogę się z tym przebić.

Już rok temu mówił Pan, że bolesne jest to, że z Pana wiedzy nikt nie korzysta...
Tak jest cały czas, mam wrażenie, że nikomu do niczego nie jest potrzebne to, co wiem. Może to tylko mylne wrażenie, bo jednak koleżanki ze Związku Nauczycielstwa Polskiego sięgają do moich opracowań.

Z drugiej strony w ubiegłym roku odmówił Pan komentarza dziennikarzowi, który chciał rozmawiać na temat polityki SLD na Pomorzu.
Młody człowiek najprawdopodobniej zacząłby mnie wypytywać, kto będzie przewodniczącym albo czy ja będę kandydował. Macie taką tendencję, że fajnie byłoby namieszać. Ocena funkcjonowania SLD w województwie pomorskim jest sprawą, od której są określone gremia statutowe. Uważam, że rozmowa za pośrednictwem mediów nie jest właściwą formą dialogu w partii.

Czytaj także: Franciszek Potulski: Byłem, jestem i będę czerwony

To o czym lubi Pan rozmawiać?
Mogę na każdy temat, ale najbardziej o górach i matematyce.

Nadal chce Pan wyprawić 70. urodziny na Rysach?
Oczywiście, tylko jeszcze nie wiem, czy to będzie dokładnie 17 czerwca, bo o tej porze roku jeszcze tam może zalegać śnieg. Być może termin przełożę na koniec czerwca.

Kto się zgodzi na udział w takich urodzinach...
Umieszczę ogłoszenie w "Dzienniku Bałtyckim", że zbiórka jest na Rysach, każdy przynosi tyle, ile wypije, nie dużo, bo w górach nie powinno się za dużo pić i zrobimy spotkanie krewnych i znajomych - myślę, że parę osób przyjdzie. W schronisku na Rysach jest napis rodem ze Szwejka - "Zabrania się pluć na podłogę i rozmawiać o polityce". I warto wejść na Rysy, żeby nie rozmawiać o polityce i wypić piwo z sokiem. W tym roku na pewno jedziemy w Alpy Julijskie. W ogóle to mieliśmy też zamiar pojechać na tydzień na Teneryfę, ale z tym pomysłem wygra działka mojej żony. Będziemy więc ostatecznie sadzili jej roślinki.
Na Pana stronie sporo jest o tych roślinkach.
One są mojej żony, żona taką serię publikacji sobie prowadzi, a ja mam balkon, na którym co roku kwitnie bez.
Czyli balkon Pana, działka żony? Jest tak, że na balkonie są moje rośliny, które żona podlewa i nawozi, a działka jest jej. Ja jestem tam pracownikiem fizycznym do podstawowych robót ogrodowych. To jest sympatyczne zajęcie, choć mam jeszcze sporo innych. Nie stanowi to dla mnie jedynego powodu do wstawania rano. Całe życie pracowałem a trochę mam tych lat i nie wyobrażam sobie sytuacji, że wstaję rano, a nie mam co robić.

To dla tych wszystkich funkcji, które Pan sprawuje, wstaje Pan z łóżka?

Jestem związany z działalnością SLD, OPZZ, w tym szczególnie z ZNP, a ostatnio również z Okręgowym Związkiem Działkowców i nadal uczę matematyki. Nie jestem naukowcem, ale myślę, że jestem dobrym nauczycielem. To też jest pytanie, czy na wyższej uczelni potrzebni są naukowcy czy nauczyciele, czy bardziej powinien być Steinhaus czy Banach. Nazwisko Banach jest w encyklopediach matematycznych, był wielkim matematykiem, ale nauczycielem marnym. Za to Hugo Steinhaus był nauczycielem, też profesorem z dorobkiem naukowym. Nie mam co z Panią rozmawiać o równaniach różniczkowych cząstkowych, bo Pani nie wie, co to jest. Ale gdybym miał Panią tego nauczyć, to próbowałbym się dowiedzieć, co Pani kończyła, czy miała matematykę ogólną i wymyśliłbym odpowiednią ścieżkę. Jednocześnie nie umiałbym napisać rozprawy doktorskiej na temat rozwiązywania równań różniczkowych cząstkowych.

Czytaj także: Danuta Hojarska: Jestem całkiem wyleczona z polityki

Nie umie Pan czy Pana to nie kręci?
Dawno temu miałem być na studium doktoranckim i zrezygnowałem, uznając że po prostu jestem za słaby.
Za słaby? W sensie operowania aparatem poznawczym. Chyba nie umiem tego precyzyjnie wyjaśnić, nie czuję się po prostu naukowcem, choć książki swojego czasu napisałem, zbiór zadań z matematyki. Dla odmiany uczyłem też religioznawstwa w szkole.

Po ukończonej matematyce?
To mnie interesowało, a w drugiej połowie lat 80. ówczesna minister edukacji wprowadziła w szkołach średnich religioznawstwo. Nastąpił wtedy silny opór ze strony Kościoła, ale ona się z tego nie wycofała. Stanęło na tym, że uczyć będą ci, którzy są przygotowani, a w mojej szkole było tak, że jak było jakieś wyzwanie, to dyrektor dawał przykład. Pojechałem na wczasy, kupiłem sobie grubą książkę i się uczyłem. Ale zajęcia, które prowadziłem, wyglądały tak - w soboty umawiałem się z jakimś kościołem innego wyznania niż rzymskokatolickie i szedłem z młodzieżą do tego kościoła. Prosiłem duchownego, aby wyjaśnił młodzieży zasady swojego wyznania. Nie jestem wielkim uczonym, który w tym siedzi, ale zależało mi na rozmowie, której efektem miała być nauka tolerancji dla wyznawców innej wiary niż nasza. Bo podejście do religii może być trojakie - wszystkie religie są fałszywe, spośród wielu jedna jest prawdziwa a pozostałe są fałszywe albo wszystkie są prawdziwe. Nawiasem mówiąc, Giordano Bruno za tę ostatnią tezę został spalony na stosie. Moje zajęcia miały pójść w tym kierunku. Uważam, że religioznawstwo dalej powinno być w szkołach. Może nie jako osobny przedmiot, ale jako element wiedzy o społeczeństwie. Jan Paweł II w tamtym czasie zaprosił do Asyżu wyznawców największych religii na wspólną modlitwę o pokój. A np. w hinduizmie twierdzi się, że "wolno uwieść żonę innemu, jeśli istnieje niebezpieczeństwo, że się umrze z miłości do niej". Uważam, że to piękna fraza.
Na swojej stronie też ma Pan parę ładnych fraz, np. podpis pod konkursowym tekstem o głupocie.
To jest list do Głupoty, który zwyciężył w jednym z organizowanych przeze mnie konkursów. Umieściłem go w zakładce "poza polityką" i mam wątpliwości, czy został umieszczony we właściwym miejscu.

Głupoty na świecie jest zawsze tyle samo?
Henryk Sienkiewicz napisał kilka bajek. Jestem matematykiem, więc niech Pani zwróci uwagę na to, że mimo wszystko nie rozmawiamy o liczbach. Jedna z tych bajek nosi tytuł "Sąd Ozyrysa" - w Egipcie zmarł minister faraona Psunabudes i w zaświatach pokłóciły się o niego odwieczna Głupota z odwieczną Niegodziwością. Ozyrys sprawę rozsądzał. Szalka wagi nie przeważyła się na żadną stronę, było idealnie równo. Ozyrys wziął Psunabudesa, odwrócił twarzą do niebiańskich schodów i nagłym wymachem boskiej stopy skierował go z powrotem na ziemię. - Wracaj, rządź, rezyduj do końca świata a na końcu świata musi się okazać, czy byłeś bardziej głupi czy bardziej niegodziwy - powiedział. I stąd jest na świecie trochę osobników wrzuconych przez Ozyrysa z powrotem na Ziemię. Np. rozmawia znany dziennikarz z panią minister Muchą. Czy minister powinien się znać na tym, co robi? Moim zdaniem - jednak tak. Ale pytanie dziennikarza o trzecią ligę hokeja, nie wiem, czy to było bardziej głupie czy bardziej niegodziwe.

Czytaj także: Leszek Miller mebluje SLD na Pomorzu

Na jednym ze zdjęć z gór Pana syn, jeszcze nastolatek, siedzi na trawie, a przed nim ułożony z kamieni napis "dupa" i podpis, że usiłuje łączyć się z kosmosem. Chyba Pan dość luźno wychowywał synów?
To nie jest kwestia luźnego wychowania, tylko zakres wzajemnego zaufania. Ufaliśmy sobie nawzajem, że wiemy jakie są granice zachowań, że ani my rodzice, ani nasi synowie ich nie przekroczą. Starszy syn - ten ze zdjęcia - jest teraz dobrym nauczycielem w liceum, lubianym przez młodzież, a młodszy nauczycielem akademickim, który rok temu uzyskał stopień doktora habilitowanego.

Zboczyliśmy teraz na poważne tory, a Pan słynie ze swoich żartów...
Pasjami opowiadam dowcipy. Niekiedy mają mi to za złe, szczególnie, gdy dowcip jest aluzyjnie złośliwy. Ale taki jestem i mam nadzieję, że pozostanę. Mam też nadzieję, że autorytet nie wynika ze srogości ani że skłonność do żartów mi go nie obniża. Żarty niekiedy nawet pomagają. Czasami w Sejmie bywały takie wypowiedzi, że wydawało się, że trzeba odpowiedzieć, zareagować, bo nie można tego tak zostawić. I wtedy sobie, ale również i innym przypomniałem dowcip: "Mama karci dziecko, że pokazuje psu język. Na to malec: To on zaczął".

Na zawołanie Pan coś opowie?
Nie lubię wulgaryzmów, ale część dowcipów opowiadanych "bez wyrazów" traci. Np. ten jak mały Jasio mówił na ty do nauczyciela i przeklinał. Nauczyciel starym sposobem powiedział "żebyś zapamiętał gówniarzu, że tak się nie robi, sto razy napiszesz - nie należy mówić na ty do nauczyciela i nie wolno kląć". Mały Jasio napisał nie sto tylko 500 razy, wziął nauczyciel ten zeszyt i mówi - no dobrze, ale czemu 500 razy a nie sto, jak ci kazałem? Na to Jasiu: bo Cię kurde lubię.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki