Czytelnicy skarżą się, że ewakuacja nie została przeprowadzona prawidłowo. Tymczasem dyrekcja Galerii Bałtyckiej uspokaja - nikomu nie groziło najmniejsze niebezpieczeństwo, alarm okazał się fałszywy.
- W momencie ogłoszenia alarmu byłam jednym z klientów. Przeraziła mnie nieudolność i brak organizacji osób odpowiedzialnych za nadzorowanie ewakuacji - pisze w liście do redakcji pani Oliwia.
- Kiedy przez megafony podano informację o tym, że w budynku wykryty został pożar, część klientów zaczęła pospiesznie opuszczać galerię, pytając wokoło, gdzie są wyjścia ewakuacyjne. Niestety, nikt nie umiał jednoznacznie odpowiedzieć - denerwuje się czytelniczka.
Zdaniem gdańszczanki, osoby, które chciały wyjść, były zdane same na siebie, a prawdziwy koszmar rozpoczął się dopiero na parkingu.
Klienci, którzy przyjechali na zakupy samochodami, musieli najpierw podejść do automatów, by opłacić postój. Tam z kolei trzeba było ustawić się w kolejce.
- Po kilkunastu minutach spędzonych w kolejce, kolejne piętnaście musieliśmy odczekać, by wyjechać z parkingu - szlaban wyjazdowy był zamknięty i otwierał się tylko po włożeniu biletu - opisuje pani Oliwia. Zdaniem czytelniczki, w sytuacji awaryjnej, gdy zagrożone jest zdrowie lub życie klientów, szlabany powinny zostać natychmiast otwarte - wówczas kierowcy mogliby swobodnie wyjechać z parkingów.
- Kolejny problem, to brak pracowników obsługi, którzy powinni informować osoby wyjeżdżające z parkingu, by w czasie stania w długiej kolejce do wyjazdu wyłączyli silniki. Od samych spalin kilkuset aut można było się udusić - zaznacza.
Dopiero po opuszczeniu Galerii Bałtyckiej gdańszczanka usłyszała w radiu, że alarm był fałszywy.
- Będąc na miejscu nie wiedzieliśmy o tym. Dlatego też wydało mi się dziwne i nieodpowiedzialne, że nowi klienci nadal byli wpuszczani do centrum handlowego. Nikt nie informował ich o tym, że w galerii włączył się alarm przeciwpożarowy. Konsekwencje takiego sposobu ewakuacji mogły przecież być tragiczne - dodaje.
Z prośbą o wyjaśnienie sytuacji zwróciliśmy się do dyrektora Galerii Bałtyckiej, Marcina Łukasiewicza.
- Rzeczywiście, w niedzielne popołudnie uaktywnił się element systemu przeciwpożarowego. Była to czujka dymowa w jednym ze sklepów - wyjaśnia Marcin Łukasiewicz. - Po sprawdzeniu okazało się, że alarm jest fałszywy i nie ma powodów do niepokoju - dodaje.
Dlaczego więc klienci zostali poproszeni o opuszczenie centrum handlowego?
- Niestety, na skutek błędnej obsługi centrali przeciwpożarowej został wyemitowany automatyczny komunikat, wzywający do ewakuacji. Dopiero po kolejnej interwencji pracowników technicznych galerii udało się wyłączyć uszkodzoną czujkę i wówczas alarm został odwołany - wyjaśnia Marcin Łukasiewicz.
Dyrektor galerii zaznacza również, że po kilkunastu minutach parkingowy szlaban został otwarty, a klienci poinformowani o tym, że żadnego niebezpieczeństwa nie ma.
- Zapewniam, że wszystkie wyjścia ewakuacyjne są doskonale oznakowane standardowymi piktogramami. Z kolei wejścia do budynku nie zostały zablokowane, ponieważ nie było zagrożenia pożarowego - wyjaśnia Marcin Łukasiewicz.
Zdaniem dyrekcji galerii, gdyby w budynku pojawiło się realne zagrożenie zdrowia lub życia klientów, wejście na parking zostałoby całkowicie zablokowane i wszystkie osoby obecne w centrum handlowym musiałyby opuścić budynek, korzystając z oznaczonych wyjść ewakuacyjnych.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?