Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Konrad Maj: Trzeba ludziom dać się wyszumieć, wykrzyczeć

rozm. Łukasz Kłos
SWPS
Z dr. Konradem Majem, psychologiem społecznym ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, rozmawia Łukasz Kłos

Na dziś zaplanowano kolejną antypolicyjną manifestację w gdańskim Wrzeszczu. Co skłania ludzi do wyjścia na ulice? Wydawałoby się, że w państwie prawa mamy dość instrumentów, by spokojniej rozwiązywać problemowe sytuacje.
Zbiorowe wyrażanie niezadowolenia to poniekąd polska cecha, a wręcz tradycja. Mamy przecież bogatą historię ruchów społecznego sprzeciwu. Ta spuścizna powoduje, że często odzywa się w nas natura wojowników. Na to nakłada się wciąż silne w społeczeństwie przekonanie, że państwo jest słabe, czasem wręcz "obce", i należy wziąć sprawy w swoje ręce. Poza tym zawsze działa niepisane przeświadczenie, że im więcej ludzi włącza się w manifestację, tym mocniejszy dowód na słuszność podnoszonej tezy.

Jak na manifestację osiedlową, to tych kilkudziesięciu, może ponad stu protestujących, to całkiem sporo...
Dziś znacznie łatwiej jest zorganizować się niezadowolonym, choćby ze względu na serwisy społecznościowe. Tworząc "wydarzenie" na Facebooku, czy w innym serwisie, organizatorzy i potencjalni uczestnicy widzą na bieżąco, z jakim odzewem spotyka się inicjatywa. Pozwala to m.in. przełamać obawę przed śmiesznością, która niechybnie spadłaby na nich, gdyby wezwanie nie spotkało się z szerszym społecznym odzewem.

Cel rodziny i najbliższych zmarłego jest zrozumiały. Ale co wśród protestujących robiły takie osoby, jak grupka mężczyzn z piwami w dłoniach, którzy do ubiegłotygodniowego marszu dołączyli spontanicznie?
Wiadomo, że w każdej takiej grupie są osoby zaangażowane. Zawsze też jednak pojawiają się osoby, które po prostu czują potrzebę publicznego wyrażania swojego niezadowolenia. Często wręcz łapią okazje ku temu. Dla innych, już sam fakt, że to policja jest obiektem protestu, wystarczy by włączyć się w przedsięwzięcie i zrealizować ideę "HWDP". Generalnie problemem podobnych zrywów jest to, że - przed decyzją o włączeniu się w manifestację - ludzie rzadko analizują głębiej sytuację. Częściej działa efekt konformizmu.

Jaka jest skuteczność takich protestów?
Zachęcić kogoś do udziału w ulicznym proteście jest stosunkowo łatwo. Marsz jest formą dostępną dla każdego. Udział w nim nic przecież nie kosztuje, a wykrzyczeć hasła sprzeciwu każdy potrafi. Znacznie trudniej zachęcić ludzi do takich konstruktywnych działań, jak chociażby zbiórka pieniędzy na rzecz rodziny zmarłego, jeśli taka potrzeba istnieje. Nie wspominając już o bardziej zaawansowanych inicjatywach, jak choćby przygotowanie projektu ustawy, mającej ograniczyć stosowanie przymusu bezpośredniego przez policję.

Czyli protesty uliczne nie mają sensu?
Chodzi raczej o to, że rzadko są siłą sprawczą, rzadko też rozwiązują problemy. Częściej chodzi właśnie o wyrzucenie z siebie emocji. Czasem o publiczne pokazanie własnej wrażliwości, współczucia, by pokrzepionym móc po chwili wrócić do swoich codziennych zajęć. Czasem ludzie muszą po prostu się wyszumieć, wykrzyczeć.

Taki "zryw ulicy" budzi u niektórych obawy. W pamięci mamy przecież obrazy choćby przedmieść Paryża, gdzie jeden incydent wyzwolił poważne zamieszki.
Z kilku względów nie sądzę, by ta grupa mogła przerodzić się w tłum uciekający się do przemocy. Po pierwsze straciłaby radykalnie na wiarygodności, gdyż zrodziła się właśnie na fali krytyki stosowania przemocy. Podejrzewam też, że wśród tych protestujących jest grono ludzi o szerszej świadomości, którzy by hamowali agresywniejsze zapędy tłumu. Przesada w ekspresji mogłaby bowiem nastawić negatywnie opinię publiczną względem celów i idei, jakie stawiają sobie protestujący.

Gdańska policja zdaje się jednak być przeciwnego zdania, skoro do powstrzymania manifestacji skierowała oddział policyjnej prewencji w pełnym rynsztunku.
To zdecydowanie przesadzona reakcja. Jestem wręcz zaskoczony taką decyzją komendy. W sytuacjach, w których sednem protestu jest krytyka nadgorliwości czy agresji ze strony funkcjonariuszy, nadmierne prezentowanie siły może spowodować eskalację napięcia. Tłum kilkudziesięciu osób to nie jest na tyle duża grupa ludzi, by podejmować nadzwyczajne środki ostrożności.

Policja stoi niejako w podwójnej roli - jest przedmiotem krytyki, a jednocześnie ma dbać o porządek. Jaka powinna być jej reakcja?
Zamiast tworzyć kordon i eksponować policyjne symbole siły, powinna przyjąć pozycje wycofane. Rozwój wydarzeń kontrolować może z ubocza niewielka grupa funkcjonariuszy, ewentualnie kilku policjantów po cywilnemu wmieszanych w tłum. Rozwiązaniem może być choćby cicha perswazja, jak np. rozdanie ulotek, ukazujących incydent, będący impulsem do protestu, na tle ogółu podobnych zdarzeń. Na pewno dyskusje nie mają w takiej chwili sensu. Trzeba ludziom dać się wykrzyczeć.

Rozmawiał Łukasz Kłos

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki