Paulo Sousa obwiniany za finisz eliminacji mistrzostw świata 2022
Reprezentacja Polski w kwalifikacjach do mundialu w Katarze 2022 zajęła w fazie grupowej drugie miejsce, za plecami faworyzowanej Anglii. Jeszcze przed pierwszym spotkaniem taki wynik większość brała w ciemno. Tylko niepoprawni optymiści mogli sądzić, że uda nam się wyprzedzić wicemistrzów Europy. Cel udało się osiągnąć. Niespodziewanie nie Węgry, a Albania była dla naszej drużyny największym zagrożeniem w punktowej gonitwie w tabeli.
Na Paulo Sousę, portugalskiego selekcjonera naszej drużyny narodowej, wylewa się jednak fala krytyki. Zarzuca się mu, że wystawił zły skład na ostatni mecz eliminacji z Węgrami. Wytyka mu się brak w zespole Roberta Lewandowskiego oraz Kamila Glika, czyli najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze. W zasadzie tego pierwszego, bo to od niego często zależy na boisku niemalże wszystko.
Krytycy poczynań trenera Sousy pomijają fakt, że to popularny "Lewy" chciał nieco odpocząć. Kapitan reprezentacji Polski zdecydował się nawet na oficjalne oświadczenie. - Sygnalizowałem, że grając tak dużo spotkań i znając swój organizm, mogę nie być w optymalnej dyspozycji w obu meczach. Trener słusznie nie chciał zlekceważyć meczu z Andorą. Wspólnie ustaliliśmy, że zagram w tym spotkaniu i w przypadku wygranej, w meczu z Węgrami szansę dostaną inni zawodnicy. Decyzja na końcu zawsze należy do trenera, ale potwierdzam, że była ona ze mną uzgodniona - napisał w komunikacie Robert Lewandowski.
Bezsprzecznie pozycja Roberta Lewandowskiego, jego umiejętności oraz charyzma zawsze pozytywnie stymulują zespół. Napastnik, który w 128 meczach z orzełkiem na piersi zdobył 74 bramki, jest kimś wyjątkowym. Czy selekcjoner Paulo Sousa mógł takiego piłkarza posłuchać i pominąć przy ustalaniu składu na mecz z Węgrami? Czy informacje o tym, że Węgry, grające o tzw. pietruszkę, wystawią rezerwowy skład, pozwalały na pokuszenie się o sprawdzenie piłkarzy drugiego garnituru? Czy danie szans zmiennikom, aby pokazali się przed 56 tysiącami kibiców na Stadionie Narodowym w Warszawie było karygodne? Te pytania są retoryczne.
Paulo Sousa stawia na rozwiązania, które od lat praktykowane są w piłkarsko szybko rozwijających się krajach. A tam prym wiedzie futbol ofensywny, kreatywny, urozmaicony, dający radość trybunom. Tymczasem najczęstszą wizytówką polskiej piłki nożnej są głębokie zasieki i ten jeden szybki napastnik, który potrafi wykorzystać nadarzające się sytuacje w kontrataku. Ten obraz jest częsty w drużynach B klasy, ale też w reprezentacji Polski, kiedy przyjdzie jej grać na wielkim turnieju z uznanym rywalem. Dążenie do wyniku tu i teraz ponad wszystko jest ślepą uliczką. I na to właśnie zwracał uwagę Sousa podczas konferencji poprzedzającej mecz z Węgrami.
Aby się rozwijać nasz futbol stale potrzebuje nowych bodźców. Często podkreślamy, że w 40-milionowym kraju nie ma godnych następców Roberta Lewandowskiego. Włosi, Hiszpanie, Francuzi, Niemcy, czy nawet dużo mniej liczni Holendrzy, Chorwaci i Belgowie mogą co kilka lat chwalić się gwiazdami wielkiego formatu. "Lewy" to ewenement, który od lat trzyma niesamowicie wysoki poziom. Mamy piłkarzy świetnych, ale często ich blask przemija po dwóch-trzech sezonach na europejskim poziomie.
Doskonale wiemy, jak umiejętne wyłączanie z gry Roberta Lewandowskiego kończy się na dużych turniejach. Polska grała na czterech ostatnich mistrzostwach Europy (od 2008 do 2020 roku), ale w 14 spotkaniach wygrała tylko dwa mecze! I było to w tym niesamowitym roku 2016, kiedy we Francji ekipie Adama Nawałki wychodziło wiele, bo większość piłkarzy osiągnęła szczyt swojej formy życiowej. Na mundialach, a z udziałem Polaków były trzy w XXI wieku, też udaje nam się wygrać tylko po jednym spotkaniu w grupie. Wszystko w myśl powtarzanej przez kibiców zasady - pierwszy mecz, mecz o wszystko oraz mecz o honor.
Za awans na mistrzostwa świata w 2018 roku Polski Związek Piłki Nożnej otrzymał od FIFA ok. 8 milionów dolarów, za wejście do mistrzostw Europy 2016 od UEFA 10 milionów euro, a za Euro 2020 już 9,25 mln euro. To olbrzymi zastrzyk gotówki. Czy jednak wizja takiej gratyfikacji powinna być wszystkim, co dobrego czeka nasz futbol? Czy nie możemy mieć ambicji, aby na tych dużych turniejach stanowić realne zagrożenie dla drużyn z drugiej i trzeciej dziesiątki rankingu FIFA? Polegając tylko na Lewandowskim, nie patrzymy na innych w drużynie.
Ci, którzy dzisiaj mieszają z błotem Paulo Sousę, zapominają o tym, że baraże o mundial 2022 są dwustopniowe. Możliwość gry w pierwszym meczu przed własną publicznością jest wielkim zaszczytem i dogodnością, ale nie zmienia to faktu, że w następnej części końcówki kwalifikacji zmierzyć się trzeba z Włochami, Portugalią czy Szwecją. Dopiero wyprzedzenie takich ekip pozwoli z optymizmem patrzeć w przyszłość. Realnie oceniając potencjał naszej drużyny narodowej już dzisiaj można zapomnieć o patriotycznej celebracji mundialu, który w Katarze rozegrany będzie na przełomie listopada i grudnia 2022 roku.
Gazeta Lubuska. Międzyrzecz. Freestyle football na Orliku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?