Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cięcia połączeń w Gdyni zbiegły się z kolejną już podwyżką cen biletów. Komunikacyjne bicie dwoma kijami - dostają kierowcy i pasażerowie

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Gdyński samorząd przekazał już niemal 8,3 miliona złotych na organizację krytykowanego ze wszystkich stron systemu Fala, a połączenia są ograniczane
Gdyński samorząd przekazał już niemal 8,3 miliona złotych na organizację krytykowanego ze wszystkich stron systemu Fala, a połączenia są ograniczane Materiały prasowe
Nie pomogły protesty mieszkańców i niepochlebne uwagi opozycji. Władze Gdyni nie widzą możliwości cofnięcia podjętej na początku tego roku decyzji o drastycznym okrojeniu połączeń komunikacji miejskiej w mieście.

Spis treści

Od 30 stycznia zlikwidowane zostały linie W, 20, 21, 30, 34, 163, 182, 196 i 320 oraz sezonowe G i 309. To nie był jednak koniec niemiłych wiadomości dla pasażerów komunikacji miejskiej w Gdyni. Oburzenie wśród mieszkańców przede wszystkim Dąbrowy i Wielkiego Kacka spowodowało także skrócenie biegu trolejbusowej linii 23, która, zamiast jak przez lata w Kaczych Bukach, decyzją władz miasta kończy dziś bieg przy ul. Strzelców. Podobne kontrowersje spowodowało skierowanie kursów autobusów 152 do węzła Franciszki Cegielskiej, zamiast na ul. Sandomierską.

Gdyńskie rady dzielnic na wieść o tego typu cięciach zaczęły masowo kierować protesty do przedstawicieli gdyńskiego Ratusza. W przypadku zlikwidowanej linii W odbył się także symboliczny, ostatni przejazd mieszkańców Pustek Cisowskich i Demptowa. Ta akcja miała uświadomić włodarzom, że tym samym utrudniają dojazd kilkudziesięciu tysiącom gdynian do szpitala w Redłowie. Mieszkańcy Małego Kacka zbierali podpisy pod petycją do prezydenta miasta w sprawie przywrócenia dawnego przebiegu linii 152. Podobnych akcji i protestów było więcej.

Gdynia i Sopot protestują

Niezadowolenie ze zlikwidowania trolejbusowej linii 21 z Gdyni do Sopotu sygnalizowali też samorządowcy z kurortu. Protestujący liczyli, że przedstawiciele gdyńskiego Ratusza wycofają się choćby z części szokujących nierzadko dla lokalnych społeczności decyzji, które - jak dobitnie to podkreślali dzielnicowi radni i społecznicy - nie były z nikim konsultowane i wykluczają komunikacyjnie znaczną część gdynian. Dziś wiadomo już jednak, że tak się nie stanie. Złudzeń mieszkańcom Gdyni nie pozostawiła Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydent miasta odpowiedzialna za nadzorowanie funkcjonowania komunikacji miejskiej. Jak twierdzi, w samorządowym budżecie po prostu nie ma pieniędzy, aby utrzymać standard połączeń na poziomie pamiętanym jeszcze z ubiegłego roku.

- Wyrażam głębokie ubolewanie, że musieliśmy podjąć takie niełatwe decyzje - poinformowała Katarzyna Gruszecka-Spychała. - Choć wszelkim wyborom towarzyszyła intencja ograniczenia ich dolegliwości dla mieszkańców, jasne jest dla mnie, że cięcia z definicji pogarszają, a nie poprawiają komfort pasażerów. Niestety przywrócenie poprzedniej oferty komunikacyjnej wymaga środków finansowych, których w budżecie miasta obecnie nie ma.

Jak wyjaśniła Katarzyna Gruszecka-Spychała, inflacja spowodowała drastyczny wzrost kosztów paliwa i energii elektrycznej. Jej zdaniem cięcia w sieci połączeń komunikacji miejskiej w Gdyni wymuszone zostały ponadto rządowymi regulacjami, tzw. „Polskim Ładem”. Według wiceprezydent miasta polityka państwa w stosunku do samorządów spowodowała, że zwiększył się zakres ich zadań bez zapewnienia odpowiedniego finansowania.

Tłumaczeń takich nie „kupują” jednak ani mieszkańcy Gdyni, ani też przedstawiciele gdyńskiej opozycji.

- W innych samorządach mamy identyczną inflację, te same podwyżki kosztów energii, a jakoś w nich nie ucina się połączeń komunikacji miejskiej - zauważa Marek Dudziński, radny miasta z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. - Nie wyklucza się też komunikacyjnie tysięcy mieszkańców. Wszyscy, bez względu na przekonania polityczne i światopogląd, mówią jednym głosem, że to fatalna decyzja władz Gdyni.

Wielkie kontrowersje w mieście budzi ponadto, że cięcia połączeń zbiegły się z kolejną już podwyżką cen biletów za korzystanie z komunikacji miejskiej. Jak podkreśla Tadeusz Szemiot, radny Gdyni z ramienia Platformy Obywatelskiej, wcześniej, mimo licznych protestów i apeli ze strony mieszkańców, drastycznie podwyższono również stawki w strefie płatnego parkowania w mieście. Dodatkowe dochody z tego tytułu miały zostać przeznaczone m.in. na dofinansowanie połączeń komunikacji miejskiej.

- I gdzie są dziś te pieniądze? - pyta pan Dariusz, mieszkaniec Orłowa.

- To metoda działania, której nikt nie jest w stanie zrozumieć - wtóruje mu radny Tadeusz Szemiot. - Jeśli władze Gdyni ogłaszają, że podnoszą opłaty za parkowanie i ograniczają jednocześnie liczbę miejsc postojowych, aby jak największa liczba osób korzystała z usług komunikacji miejskiej, co rzekomo miało przyczynić się do zredukowania korków i poprawy jakości środowiska, to powinny równocześnie dbać o jak najlepszy standard sieci połączeń. Tłumacząc obrazowo: kiedy użytkowników aut bije się po głowie kijem, należy im zapewnić marchewkę w postaci zachęcenia do przesiadki na transport publiczny. Tak się jednak nie stało. Władze Gdyni zastosowały ekstrawagancką metodę bicia dwoma kijami. Dostają po głowie zarówno użytkownicy aut, jak i pasażerowie komunikacji miejskiej, którym likwiduje się linie, ogranicza częstotliwość ich kursowania i jednocześnie podnosi ceny biletów. Od początku jako opozycyjni radni mówiliśmy, że to nie ma prawa się sprawdzić. Wcale mnie nie dziwi, że już po kilku miesiącach od wprowadzenia tych zmian mieszkańcy nie pozostawiają na tym „eksperymencie” suchej nitki.

W ostatnim czasie światło dzienne ujrzała także informacja, że gdyński samorząd przekazał już niemal 8,3 miliona złotych na organizację krytykowanego ze wszystkich stron systemu Fala, mającego mieć swój debiut wraz z początkiem lipca tego roku. W ramach tego projektu ujednolicone zostaną w aglomeracji trójmiejskiej stawki za korzystanie z komunikacji miejskiej. Mieszkańcy zauważają, że owo „ujednolicenie” wiąże się z kolejnymi podwyżkami.

- Śmiechu warte - komentuje pani Joanna, mieszkanka Gdyni. - Jeśli pompowane są grube miliony w tego typu projekt, to powinno wiązać się to z optymalizacją funkcjonowania komunikacji miejskiej i zmniejszaniem kosztów. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. W sytuacji, do jakiej doszło obecnie, wolałabym, aby te osiem milionów złotych przeznaczone zostało w Gdyni na przywrócenie przynajmniej niektórych, zlikwidowanych połączeń komunikacji miejskiej. Tym bardziej, że znając „rozmach”, z jakim trójmiejskie samorządy organizują tzw. wspólny bilet i generalnie wprowadzają tego typu nowinki, zakładać można z dużą dozą prawdopodobieństwa, że ta Fala albo w ogóle nie będzie działać, jak Mevo, albo też szybko stanie się wśród mieszkańców pośmiewiskiem, niczym system inteligentnego kierowania ruchem Tristar.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki