Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

AZS: Certyfikaty przynależności zamiast indeksów zabijają sens akademickiej rywalizacji sportowej

Anna Mizera
Jak przystało na studentkę, której młodość jest pełna pasji - taki przynajmniej widnieje napis na koszulkach AZS-u, znalazłam się jakiś czas temu na Akademickich Mistrzostwach Polski. Choć turniej był zorganizowany w nieprzyjemnym dla studenta czasie, w środku sesji, na sam koniuszek Polski przyjechało około 130 uczestników.

Popularność imprezy wcale mnie nie dziwi, bo miło spotkać dawnych znajomych z treningowych sal, przypomnieć sobie wspólną rywalizację, a wieczorem potańczyć przy piwie na imprezie integracyjnej. Jak się jeszcze uda dobrze zagrać, do kieszeni wpadnie stypendium sportowe.

Okazuje się jednak, że zawody z roku na rok zaczynają być bardziej "profesjonalne", a mniej "integracyjne". Tym razem na imprezie zawodników bawiło się mniej niż zwykle, ponieważ postawili na to, by dobrze się wyspać, a przynajmniej lepiej niż drużyna, z którą przyjdzie rywalizować następnego dnia. Ale "profesjonalizm" tego turnieju to też coraz lepsi sportowcy. O dziwo, coraz więcej przybywa zawodników z ekstraklasy czy pierwszej ligi.

Podobno w innych dyscyplinach sportu też poziom zaczyna wzrastać, za sprawą nowych, świetnych sportowców. Akademicki Związek Sportowy może być dumny z pracy klubów uczelnianych.
Szkoda tylko, że z ust zwykłych studentów płynie coraz więcej słów goryczy. Nieoficjalnie się słyszy, że ta grająca w finale osoba tak naprawdę w studenckiej ławce nigdy nie siedziała, a ten reprezentant olimpijski zmienił uczelnię na trochę ponad miesiąc przed zawodami. O zjawisku zapisywania profesjonalnych zawodników na studia tylko po to, by reprezentowali szkołę, słyszał chyba każdy student - sportowiec.

Może jednak nie powinniśmy dramatyzować, tylko się cieszyć, że na polskich uczelniach, podobnie jak na amerykańskich, coraz więcej jest zdolnych sportowców. Przecież Forrest Gump, chociaż geniuszem nie był, grał dobrze w tenisa stołowego i indeks posiadał.

Ale jeśli przyjrzymy się amerykańskim uczelniom, okaże się, że zazwyczaj nie dla korzyści finansowych młodzi sportowcy zapisują się na uniwersytety. Stypendium sportowe jest często ich jedyną szansą na zdobycie wyższego wykształcenia. Poza tym trzeba pamiętać, że dla Amerykanów, uznających zasadę "w zdrowym ciele zdrowy duch", rozwój fizyczny jest prawie tak samo ważny jak intelektualny czy artystyczny. Inne wydają się też motywy uczelni. W Stanach Zjednoczonych pieniądze i promocja szkoły to nie jedyny powód prowadzenia drużyny sportowej. Liczy się też misja edukacyjna, jaką niesie ze sobą współzawodnictwo sportowe.

Druga sprawa, że polski Forrest Gump już nawet nie musi posiadać indeksu, by brać udział w zawodach, bowiem AZS kilka lat temu wprowadził certyfikaty przynależności akademickiej. Bardzo mądrze. Po co ma przyjeżdżać olimpijczyk i pokazywać pusty indeks lub bezsensownie co roku zapisywać się na pierwszy semestr, jak może wziąć z dziekanatu jedną pieczątkę i przyjechać z certyfikatem oraz legitymacją AZS-u? Uczelnia będzie dumna ze swoich wyników sportowych, a sportowiec zadowolony z całorocznego stypendium. Wilk syty i owca cała, tylko studenci troszkę zawiedzeni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki