Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Asseco Prokom już po Eurolidze sezonu 2010/2011

Paweł Durkiewicz
Trwa jeszcze rok 2010, a euroligowy sezon koszykarzy Asseco Prokom dobiegł już końca. Na początku kwietnia gdynianie toczyli wyrównane boje w ćwierćfinale "europejskiej NBA" z Olympiakosem Pireus, a teraz odpadają z rywalizacji już po fazie grupowej, z drugim najgorszym bilansem w rozgrywkach (2-8, gorsza była tylko Cibona Zagrzeb, która przegrała wszystkie swoje mecze). Wynik mistrzów Polski trudno nazwać kompromitacją, można jednak mówić o rozczarowaniu.

Już latem wszystko wskazywało na to, że sezon 2010/2011 w Eurolidze będzie dla Asseco Prokom mocno utrudniony. Z zespołu odeszła dwójka liderów - Qyntel Woods i David Logan, którzy byli głównymi autorami sukcesów drużyny z poprzednich lat. Losowanie grup pierwszej fazy przydzieliło gdynianom wyjątkowo wymagających rywali. Na domiar złego kompletowanie drużyny zostało utrudnione po decyzji o udziale we wschodnioeuropejskiej Lidze VTB. W efekcie gdyńska ekipa rozpoczęła sezon z rekordowo liczebną kadrą ponad 20 koszykarzy, spośród których ci najważniejsi związali się z klubem dopiero "za pięć dwunasta".

W tak nietypowych okolicznościach zrodziła się ekipa, która miała się bić o trzeci z rzędu awans do Top 16. Na kolejny awans do Elite 8 nikt raczej nie liczył, złudzeń nie miał nawet trener Tomas Pacesas.

- Przynajmniej na początku zespół nie będzie funkcjonował tak jak kilka miesięcy temu. Przypomnę, jak wyglądał nasz występ euroligowy w sezonie 2008/2009: przed startem pozyskaliśmy Logana, Woods doszedł dopiero zimą. W rundzie zasadniczej wygraliśmy dwa mecze, w "szesnastce" jeden, i to było wszystko. Dopiero po roku, gdy gracze byli ze sobą zgrani, wszystko zaczęło wyglądać lepiej. Wszystko musi potrwać - mówił Litwin.

Pierwsza runda zmagań brutalnie pokazała gdyńskim kibicom, że sielanka z poprzednich rozgrywek to już daleka przeszłość. W pierwszych czterech kolejkach Asseco Prokom toczył z rywalami zacięte boje, jednak za każdym razem brakowało przysłowiowej kropki nad "i", czy raczej prawdziwego lidera, który w wyrównanych końcówkach wziąłby na siebie ciężar zdobywania ważnych punktów. Kolejne porażki w "meczach walki" sprawiały, że z każdym tygodniem sytuacja stawała się coraz bardziej nerwowa. Czarę goryczy przelała klęska w Tel Awiwie w starciu z Maccabi. Już wtedy stało się jasne, że pozyskani przed sezonem Bobby Brown i J.R. Giddens nie dorównują klasą Loganowi i Woodsowi, a mistrzowie Polski z grą taką jak dotychczas mogą nie wyrwać w Eurolidze ani jednego zwycięstwa.

Poprawa po listopadowym kryzysie (5 kolejnych porażek, licząc również VTB i ligę polską) przyszła w rewanżowym pojedynku z Chimkami. Wygrana z wicemistrzami Rosji pozwalała wierzyć, że Top 16 nie jest jeszcze stracone. Nadzieja ta umocniła się jeszcze po tygodniu, gdy polski zespół, już bez zwolnionego Browna, sprawił wielką sensację, ogrywając w Vitorii mistrza Hiszpanii Caję Laboral. Niestety, dobra forma przyszła za późno. Gwóźdź do trumny został wbity 9 grudnia - po kolejnej dramatycznej batalii gdynianie ulegli u siebie Żalgirisowi Kowno 69:72. Mecze z Partizanem i Maccabi nie mogły już wiele zmienić.

Odpadnięcie mistrza Polski z europejskiej elity jest dla fanów gdynian gorzką pigułką, bardziej martwi jednak fakt, że stan "wyjściowy" drużyny nie różni się zbytnio od sytuacji z połowy października, gdy zbudowany skład dopiero zaczynał wspólne granie. Trener Pacesas w swoich prognozach przewidywał niepowodzenia, zaznaczał jednak, że kolejne treningi i mecze będą scalały nowy zespół. Niestety, sprawnie funkcjonującego kolektywu jak nie było, tak nie ma, a nie jest tajemnicą, że litewski szkoleniowiec stracił cierpliwość do niektórych zawodników. Już wcześniej pracę stracił Brown, a teraz zagrożeni są zawodzący Mike Wilks i Jan-Hendrik Jagla. Odejść może również Giddens, który mimo potencjału indywidualnego raczej słabo funkcjonował w zespole. Ostatnie dobre występy powinny uratować za to Filipa Widenowa.

Zmiany w składzie wydają się nieuniknione, a być może dojdzie do powrotu "syna marnotrawnego". Uwielbiany w Gdyni Woods szuka klubu - po nieudanym epizodzie w rosyjskich Krasnych Kryliach Samara Amerykanin rozgląda się za nowym zespołem i bierze pod uwagę nawet ligę... chińską. Czy wróci na stare śmieci? Szanse są, choć priorytetem dla zawodnika jest wysokość kontraktu. Przed sezonem Woods chciał zarabiać okrągły milion dolarów za 10 miesięcy gry...

Asseco Prokom w najbliższych miesiącach czeka walka o Final Four Ligi VTB oraz o ósmy z rzędu tytuł najlepszej drużyny w kraju. Euroliga powróci dopiero jesienią. Przypomnijmy, że w październiku władze klubu podpisały trzyletni kontrakt, który zapewnia im miejsce w elicie jeszcze przez dwa sezony, bez względu na wynik w polskiej ekstraklasie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki