Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksander Walda i jego żółto-czarna rodzina

Krzysztof Michalski
mat. prasowe
Aleksander Walda, fizjoterapeuta Trefla Sopot, jest obecny w klubie niemal od początku. W młodzieżowych drużynach ma dwójkę dzieci.

Senior rodu pojawił się w sopockim klubie zaraz po awansie do II ligi, czyli w 1996 roku. Był jeszcze wtedy studentem Akademii Wychowania Fizycznego. Zresztą to znajomości ze studiów pomogły mu znaleźć się w Treflu.

- Mieszkałem w tym samym akademiku co Wojtek Kamiński, grający w drużynie od początku jej istnienia - opowiada. - W pewnym momencie okazało się, że w klubie potrzebny jest fizjoterapeuta. Ja miałem wykształcenie fizjoterapeutyczne jeszcze przed studiami, skończyłem dwuletnie studium w Kołobrzegu. I tak trafiłem do Trefla.

Nietypowy autograf

W Sopocie spędził tyle lat, że, jak sam mówi, wspomnieniami i anegdotami mógłby wypełnić niejedną książkę. Na pewno znalazłaby się w niej historia związana ze Stephenem Campbellem, grającym w żółto-czarnych barwach na początku istnienia klubu.

- Kiedyś w trakcie spaceru po Monte Cassino do Stephene’a podeszła mała, żebrząca dziewczynka i wręczyła mu karteczkę z wypisanymi prośbami. Campbell sięgnął ręką pod kurtkę i zaczął czegoś szukać. Wszyscy myśleli, że szuka pieniędzy. Tymczasem on wyjął długopis i złożył jej na tej kartce autograf - wspomina ze śmiechem Walda.

Jego związek z sopockim klubem miał jedną przerwę, gdy po rozłamie Prokomu Trefla na Asseco Gdynia i Trefl Sopot zamienił dres fizjoterapeuty na garnitur prezesa Kotwicy, z rodzinnego Kołobrzegu. W trakcie jego prezesury Kotwica zaliczyła nawet dość spektakularny sukces sportowy - zdobyła Puchar Polski po wyeliminowaniu w półfinale Turowa Zgorzelec i zwycięstwie w finale nad euroligową drużyną Asseco.

- Prezesem Kotwicy byłem ponad rok. To był bardzo ciekawy okres, z którego wyciągnąłem wiele doświadczeń. Zobaczyłem z bliska, jak wygląda zarządzanie klubem. Najważniejsze wcale nie są pieniądze, ale ludzie, którzy są profesjonalistami i jednocześnie dają trochę serca. Tacy ludzie tworzą sukces, a zainwestowanie w nich dużych pieniędzy daje podwójny sukces. Tak było w złotych czasach Trefla, gdy w klubie jednocześnie znaleźli się dobrzy ludzie i bardzo duże pieniądze. I z tego powstały sukcesy - mówi. I przyznaje, że wciąż czasem wspomina z nostalgią złote czasy sopockiej koszykówki. - To zdobywane wraz z zawodnikami trofea zapadły mi najbardziej w pamięć.

Zaznacza również, że praca fizjoterapeuty w klubie sportowym potrafi być niewdzięczna.

- Zawodnicy bardzo często przychodzą do fizjoterapeuty i wylewają swoje żale na sztab trenerski. Człowiek czasem znajduje się między młotem a kowadłem, czyli sztabem a pretensjami zawodników. Musi to sobie zbilansować, żeby być jednocześnie po jednej i drugiej stronie. Trzeba też zapracować na zaufanie graczy, co pomaga tworzyć atmosferę w zespole. Tutaj jest duża rola właśnie fizjoterapeuty czy trenera motoryki, którzy przebywają z zawodnikami na co dzień, po treningu, podczas gdy główni trenerzy rzadziej przebywają w szatni - opisuje Walda.

Sam nie ma problemów z łapaniem kontaktu z koszykarzami. Utrzymuje znajomości z wieloma byłymi zawodnikami, którzy często dzwonią i pytają się o sytuację zarówno w klubie, jak i w jego życiu prywatnym.

Więcej Waldów w Treflu

Od pewnego czasu w Treflu znaleźć możemy więcej niż jednego przedstawiciela rodziny Waldów. Jednym z bardziej utalentowanych zawodników młodzieżowych drużyn klubu jest syn Aleksandra, Sebastian. Pasją do koszykówki pała od dziecka, chociaż będąc małym nie wiedział za bardzo, czym jego tata zajmuje się klubie. W przedszkolu powiedział, że tata... podaje ręczniki.

- Jakiś czas później na pewnej uroczystości miałem rozdawać upominki klubowe. Gdy zajrzałem do torebek okazało się, że są tam... oczywiście ręczniki - śmieje się Walda senior. Sam Sebastian tego nie pamięta (albo nie chce pamiętać), ale pamięta doskonale, że basket fascynuje go od małego.

- Od zawsze, gdy tata pracował w Treflu, chodziłem z mamą na każdy mecz i w ten sposób pociągnęło mnie do koszykówki - mówi 15-latek.

63 punkty w meczu

Obecnie występuje w drugoligowych rezerwach Trefla Sopot. Warto wspomnieć, że w 2013 roku w meczu ligi młodzików rzucił aż 63 punkty! Ma także na swoim koncie występy w młodzieżowych reprezentacjach Polski. W przyszłości więc pierwsza drużyna Trefla może mieć z niego dużo pociechy. - Bardzo liczę na to, że uda mi się kiedyś zagrać w pierwszym zespole - deklaruje.

Sporym talentem dysponuje także 13-letnia Dominika, występująca obecnie w UKS 7 Sopot. Całkiem niedawno wzięła udział w konsultacjach do kadry wojewódzkiej i znalazła się w gronie powołanych na obóz, który odbędzie się w lutym. Dominika przyznaje, że tata miał wpływ na wybór przez nią koszykówki, ale... nie decydujący.

- Zaczęło się od tego, że tak czy siak poszłabym do „trójki” (gimnazjum nr 3, przy którym działa UKS 7 - przyp. aut.), a chciałam też trochę potrenować. Trenerka wzięła mnie do drużyny, okazało się, że całkiem dobrze mi idzie w trakcie meczów i tak się to rozpoczęło - opowiada. Jak na razie jej największym wzorem pozostaje starszy brat.

- Całkiem blisko domu mamy boisko i w wakacje często chodzimy tam razem grać - kończy Dominika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki