„Wielu z nas stało się niewolnikami ekonomicznymi we własnym gospodarstwie [...]. My nie chcemy socjalu, mieszkań, chcemy odzyskać nasze życie. Kiedyś wydawało się nam, że jesteśmy ważni dla kraju, gdy produkujemy żywność” - napisał do nas pan Hubert (nazwisko do wiadomości redakcji), który przekonuje, że ubojnia A&B Drob przygotowywała się do ogłoszonej w kwietniu upadłości od co najmniej półtora roku. Mężczyzna twierdzi, że firma do samego końca odbierała brojlery (fachowe określenie „drobiu ras mięsnych”) i sprzedawała mięso, za które nie zamierzała zapłacić. Skutek to „tragedia rolników, którzy stracili dorobek życia”.
O upadającej ubojni drobiu po raz pierwszy napisaliśmy w maju, wkrótce po tym, gdy jej właściciele (z którymi skontaktować nam się nie udało) złożyli do sądu wniosek o upadłość.
Czytaj też: Hodowcy stracili 20 mln zł. Ubojnia z Żukowa nie zapłaciła im za miliony ptaków
Tydzień po naszej publikacji od Prokuratury Rejonowej w Kartuzach śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, która od tej pory prowadzi je na okoliczność oszustwa w postaci „niekorzystnego rozporządzenia mieniem hodowców drobiu poprzez wprowadzenie ich w błąd co do zamiaru i możliwości wywiązania się przez spółkę z zaciągniętych zobowiązań”.
- Śledztwo jest w toku. Powołanych jest dwóch biegłych: jeden z dziedziny informatyki, który ma dokonać analizy i wydać opinię w związku z zabezpieczonym sprzętem komputerowym, drugi - z zakresu rachunkowości, który wydać ma opinię na temat zabezpieczonej dokumentacji. Trwają czynności dotyczące przesłuchania świadków - tłumaczy prokurator Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
I dodaje: - Postępowanie toczy się w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek. Jak dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów.
Jeden z poszkodowanych - Andrzej Bojanowski, członek zarządu Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu, tłumaczył nam w maju, że nie otrzymał zapłaty za całą ciężarówkę brojlerów, a swoje straty szacował na około 48 tysięcy złotych. Zastrzegł, że tempo produkcji mięsa (zwierzęta trzeba najpierw oszołomić prądem, później kolejno: wykrwawić, sparzyć wodą, mechanicznie oskubać, usunąć głowy i łapy, wyłuskać narządy, odessać kał, schłodzić, zważyć i opakować) w żukowskiej ubojni wynosiło imponujące 50 tysięcy ptaków dziennie. Przerobienie pełną parą 2 milionów sztuk żywca (w przybliżeniu równowartość 20 mln zł) zabrałoby więc równe 40 dni, a dokładnie o tyle odroczona była w umowach płatność hodowcom. - Skierowałem w tej sprawie list do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry - mówi dziś „Dziennikowi Bałtyckiemu” Bojanowski.
Jacek Wierciński
Cały artykuł na ten temat przeczytasz kupując e-wydanie gazety
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?