Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Hlebowicz: Pracujmy dla Polski i świętujmy dla niej

Redakcja
Adam Hlebowicz
Adam Hlebowicz
Z Adamem Hlebowiczem, redaktorem naczelnym Radia Plus i współorganizatorem Parady Niepodległości w Gdańsku, rozmawia Marcin Mindykowski

Prof. Marcin Król w swojej książce "Patriotyzm przyszłości" stawia tezę, że polski patriotyzm zawsze miał charakter negatywny - u jego źródeł najczęściej leżała presja zewnętrzna, zagrożenie wolności.
To fakt, w przeszłości wielu mężów stanów formułowało taką myśl. Wystarczy przywołać tutaj choćby Winstona Churchilla, który bardzo cenił waleczność Polaków i ich zasługi dla Anglii w czasie II wojny światowej, ale równocześnie zauważał, że zawsze był kłopot, kiedy mieliśmy coś załatwić między sobą - i potrafił się o tym bardzo krytycznie wypowiadać. Nie popadałbym jednak w taką skrajność. Często zbyt mocno bijemy się we własne piersi, nie dostrzegając walorów, które w rzeczywistości mamy. Trzeba jednak wziąć pod uwagę geopolitykę - położenie między Niemcami a Rosją nigdy nie ułatwiało naszej historii. Musimy pamiętać, że zabory nastąpiły wtedy, kiedy Polska właściwie dźwigała się z upadku I Rzeczpospolitej. Ale cały ówczesny ruch ozdrowieńczy - Konstytucja 3 maja, Kuźnica Kołłątajowska, Komisja Edukacji Narodowej - to wszystko były osiągnięcia. I nie było też tak, że stanowiliśmy wrzód na ciele Europy, jak to niektórzy formułowali. Warto więc uwierzyć, że potrafimy jednak coś tworzyć w pokoju i cieszyć się z odzyskanej wolności, choćby świętując takie okazje jak 11 Listopada.

No właśnie, jak w czasach pokoju pokazywać, że Polska nie jest nam obojętna?
Na pewno jakąś odpowiedzią na to pytanie jest pomysł gdańskiej Parady Niepodległości, który narodził się w 2003 roku. Przypomnę, że po tym, jak w 1989 roku odzyskaliśmy niepodległość, przywrócono święto 11 Listopada, które w latach 70. i 80. miało swoje niezależne obchody, w Gdańsku skoncentrowane wokół pomnika Jana III Sobieskiego. Szybko okazało się jednak, że nie ma pomysłu na jego obchodzenie. Oficjele składali kwiaty pod pomnikami, zapraszano kombatantów, ale właściwie nie było oferty dla młodych ludzi. Postanowiliśmy przełamać ten schemat świętowania. Parada Niepodległości w Gdańsku pokazuje, że te wszystkie krytyczne wypowiedzi na temat ponurej mentalności Polaków są nieprawdziwe. Bo oto jednak potrafimy wyjść z domu, spotkać się, bawić się ze sobą, uśmiechać się - cieszyć się tym obywatelskim poczuciem, że mamy wolną Polskę. Tym bardziej że listopad to taka pora roku, kiedy nieczęsto ruszamy się z domu. Trzeba też podkreślić, że parada od początku miała charakter czynny, a nie bierny. Zapraszamy wszystkich, żeby nie tylko przyszli na paradę, ale także w niej uczestniczyli: choćby zabierając ze sobą biało-czerwony szalik, flagę, balon, przebierając się za kogoś. Jesteśmy też otwarci na nowe pomysły, które urozmaicą formułę naszego święta. Dzięki temu od lat włączają się w nie nowe grupy - szkolne, rekonstrukcyjne, samochodowe. Ludzie już na długo przed paradą dzwonią i pytają, jak mogą pomóc, jak się włączyć. To bardzo pozytywny oddźwięk.

Parada to chyba także jeden ze sposobów szukania trzeciej drogi opowiadania o patriotyzmie: z jednej strony odrzucając podejście, że mówienie o przeszłości jest bezcelowe i hamuje modernizację, a z drugiej - odchodząc od koturnowych, śmiertelnie poważnych uroczystości. Taka unikająca wielkich słów narracja szczególnie przemawia chyba do młodych ludzi.

Tak, nie ukrywamy, że naszym głównym celem było pobudzenie młodych - żeby poczuli, że to jest także ich święto, i oni również są podmiotami, a nie przedmiotami tej uroczystości. Wystarczy tu wspomnieć ubiegłoroczny, towarzyszący paradzie koncert szwedzkiego zespołu Sabaton, który zasłynął przebojową piosenką o bohaterstwie polskich żołnierzy w bitwie pod Wizną. Dla mnie szczególnym momentem tego koncertu była chwila, kiedy zgromadzeni tam ludzie - a byli to głównie długowłosi metalowcy, czyli niekoniecznie grzeczni chłopcy z ułożonych domów - w przerwie spontanicznie odśpiewali hymn Polski. Nikt im nie kazał, nikt nimi nie dyrygował, nikt im nie dawał tekstów do ręki. Takich muzycznych inicjatyw, często skupionych wokół Muzeum Powstania Warszawskiego, jest coraz więcej - wystarczy wymienić zespół Lao Che, płytę "Gajcy!" czy ostatni projekt zespołu De Press "Piosenki żołnierzy wyklętych" poświęcony żołnierzom AK. To dobrze, że szeroko pojęta kultura zaczyna podejmować tego typu tematy w popularnych propozycjach. Innym przykładem jest telewizyjny serial "Czas honoru", który - choć obarczony jest pewnymi niedoróbkami historycznymi - spełnia swoją rolę. Fakt, że w pokazującym heroiczne postawy serialu o II wojnie światowej grają idole dzisiejszych nastolatków, ich rówieśnicy - aktorzy młodego pokolenia, sprawia, że młodzi zaczynają się z tym identyfikować. To wszystko pokazuje, że wracamy do korzeni i zadajemy ważne pytania.
To wszystko jednak jednorazowe, najczęściej odświętne inicjatywy. Wydaje się, że na co dzień też możemy przysłużyć się ojczyźnie - choćby ucząc się, uczciwie pracując, współtworząc narodową kulturę czy osiągając sukcesy sportowe, a także uczestnicząc w wyborach.
Oczywiście, dzisiaj jest czas przede wszystkim budowania, zarządzania, porządkowania pewnych rzeczy. Tak samo jak w rodzinie - dzień codzienny to praca, ale też bycie obok siebie, a potem przychodzi święto: urodziny czy imieniny. Parada jest właśnie takim rodzinnym, uroczystym spotkaniem.

Skoro dotknęliśmy tego "bycia razem" - jak jest u nas z budowaniem wspólnoty?

Ewidentnie po 1989 roku mamy problem z tożsamością narodu jako zbiorowości. Brakuje nam dziedzictwa Solidarności, rozumianej nie tylko jako ruch związkowy, ale także jako ruch społeczny, obywatelski. Polegało to na tym, że - jak to trafnie powiedział Jan Paweł II w 1987 roku - "jeden drugiego brzemiona noście". Chodzi o to, żeby wyciągnąć do drugiego rękę, uśmiechnąć się, pomóc mu, kiedy jest w potrzebie. Tego wszystkiego doświadczaliśmy w latach 80. Wydaje mi się, że po 1989 roku świetnie zdajemy egzamin jako indywidualiści, natomiast jest pewien problem z nami jako zbiorowością: brakuje tego poczucia wspólnoty, bycia razem - w pewnym sensie społeczeństwa obywatelskiego. Chodzi tu nawet o takie proste, codzienne zachowania, jak uprzejmość urzędnika czy życzliwość kierowcy. Trudno jednak osiągnąć taki efekt bez świadomej polityki państwa, bez liderów, którzy będą potrafili odpowiednimi hasłami mobilizować ludzi. Mobilizować - ale nie po to, żeby nami manipulować albo odnieść doraźny sukces wyborczy, tylko właśnie po to, żeby budować tę tożsamość zbiorowości, żeby więcej osiągnąć. W tej chwili za mało o tym dyskutujemy - debata publiczna zdominowana jest swarami polityków, aferami. Natomiast niewiele jest dyskusji o tym, kim jesteśmy, w którą stronę zdążamy, co powinniśmy robić, żeby osiągać lepsze efekty jako naród, społeczeństwo. Cytując Norwida - umiemy się tylko kłócić albo kochać, ale nie potrafimy się różnić pięknie i mocno. Jeszcze innym wyzwaniem dla tego poczucia solidarności, obywatelskości otwarcia się jednego wobec drugich, jest kryzys gospodarczy, która też wpływa na nasze postawy etyczne. Zróbmy wszystko, żebyśmy ten egzamin zdali pozytywnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki