Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie jest jak gotowanie. Niby ten sam przepis, a każdemu wychodzi co innego

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Do ulubionych form aktywnego wypoczynku profesora Jana Skokowskiego należy jazda na nartach. W Alpy, gdzie zrobiono to zdjęcie, już nie jeździ, ale często bywa w Wieżycy
Do ulubionych form aktywnego wypoczynku profesora Jana Skokowskiego należy jazda na nartach. W Alpy, gdzie zrobiono to zdjęcie, już nie jeździ, ale często bywa w Wieżycy arch. rodzinne
Do 90. urodzin brakuje mu zaledwie kilkanaście miesięcy. Od 20 lat mógłby już nic nie robić, tylko cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem. Tymczasem ani myśli wykreślić choć jedną pozycję z wypełnionego po brzegi grafiku codziennych zajęć. Taka jest profesora Jana Skokowskiego metoda na starość.

Doświadczony torakochirurg, świetny organizator prof. Jan Skokowski, mimo zaawansowanego wieku, nadal prowadzi niezwykle aktywny tryb życia, choć - jak sam przyznaje - nie zawsze tak było. Na liście „grzechów młodości” zapisał popalanie (od czasu do czasu) papierosów i morze kawy wypijanej w przerwach między operacjami, które trwały wtedy wiele godzin. Pielęgniarki parzyły kawę w trakcie każdej przerwy, jej zapach unosił się w powietrzu przesyconym środkami do dezynfekcji i mile drażnił nozdrza młodego lekarza. Trudno było się mu oprzeć. Podobnie jak słodkościom, które do kawy musiały być obowiązkowo.

Czynnik społeczny

Jest rok 1953. Janek - mieszkaniec małej miejscowości Lipsk nad Biebrzą, na pograniczu augustowskiej puszczy i bagien, niedaleko granicy z Białorusią wybiera się na studia politechniczne. W pociągu spotyka przypadkiem lekarza weterynarii. Po rozmowie z nim zmienia zdanie, składa dokumenty na studia medyczne w Białymstoku. Tam po raz pierwszy spotyka prof. Tadeusza Kielanowskiego - wybitnego lekarza ze Lwowa, pierwszego rektora Akademii Medycznej w Białymstoku. Nie zdaje sobie wtedy sprawy, że ten lekarz, etyk i filozof, twórca telefonu zaufania, wywrze wpływ na jego dalsze życie zawodowe. Trzy lata później prof. Kielanowski obejmie kierownictwo Katedry Ftyzjatrii Akademii Medycznej w Gdańsku i będzie ją prowadził przez ponad dwadzieścia lat - do emerytury.

W tym samym 1953 roku umiera Stalin.

Tzw. czynnik społeczny nie dopuszcza Jana do egzaminu wstępnego na AM w Białymstoku

- Bez podania powodu. Po prostu stwierdził, że jestem niegodny... - wspomina profesor.

Rok później Janek zdaje na Akademię Medyczną w Gdańsku. Egzamin pisze w Sali Anatomii Prawidłowej w dawnym budynku Starej Anatomii przy zbiegu ulic Marii Skłodowskiej-Curie i alei Zwycięstwa. W tej samej sali Janek słuchał podczas studiów wykładów profesorów Wydziału Lekarskiego, a w styczniu tego roku wraz z prof. Tomaszem Zdrojewskim spotkał się z młodzieżą z gdańskich szkół, by zachęcić ją do badań profilaktycznych i dbania o zdrowie od młodości.

Pierwszy chirurg onkolog w Trójmieście

Po ukończeniu studiów, już jako świeżo upieczony lekarz zaczął rozglądać się za pracą. Prof. Zdzisław Kieturakis, kierownik III Kliniki Chirurgii, zaproponował mu wolontariat. On jednak nie mógł tej oferty przyjąć, był już w tym czasie żonaty i potrzebował etatu. Akurat wolny etat miała II Klinika Chirurgii kierowana przez prof. Kazimierza Dębickiego. W ten oto sposób dr Skokowski został chirurgiem, na początek ogólnym.

Rok 1970. Decyzją polityczną zaczęto w uczelniach medycznych tworzyć instytuty. W AM w Gdańsku powstał m.in. Instytut Chirurgii, którego szefem został prof. doc. Stanisław Mlekodaj. Był jednocześnie kierownikiem Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej, gdzie były: Oddział Chirurgii Onkologicznej, Oddział Chirurgii Plastycznej i Oddział Chirurgii Serca i Naczyń. Dr Skokowski został przyjęty na Oddział Chirurgii Onkologicznej kierowanej naówczas przez docenta Jerzego Giedroycia. Chirurgia onkologiczna dopiero się rozwijała. Jan Skokowski był pierwszym w Trójmieście lekarzem, który uzyskał tytuł specjalisty w tej dziedzinie.

A że na temat pracy doktorskiej wybrał chirurgiczne leczenie raka płuca, to już w tej „działce” pozostał. Z czasem został kierownikiem Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej i w 1994 roku założył… Stowarzyszenie Walki z Rakiem Płuca.

Już pięć lat wcześniej z przykrością zauważyłem, jak bardzo przerażeni, zagubieni i samotni czują się pacjenci, którzy dowiadują się, że mają raka płuca” - tłumaczył profesor w jednym z wywiadów, który ukazał się na łamach „Dziennika Bałtyckiego” w lutym 2019 roku, z okazji 25-lecia stowarzyszenia. - Nie tylko z powodu trudności, jakie muszą pokonać, by doczekać się diagnozy i rozpocząć leczenie, co nazwałem wówczas drogą krzyżową, ale również dlatego, że reakcja otoczenia była dla wielu z nich wielką traumą. Pacjenci z rakiem płuca często doświadczali izolacji od rodziny i wykluczenia z życia społecznego. Dlaczego? Bo otoczenie dawało im do zrozumienia, że ta choroba to kara za grzech palenia. Stowarzyszenie powstało po to, by im pomóc. Prawda jest taka, że nam, niemedykom wydaje się, że podobnie jak w raku trzustki medycyna jest wciąż bezsilna. Potwierdzają to zresztą statystyki; co roku diagnozę rak płuca słyszy ok. 23 tys. Polaków i tyle samo na niego umiera.

Wciąż jest lekarzem

Prof. Skokowski stanowczo temu zaprzecza. Na dowód zaprasza pacjentów, którzy zachorowali dwadzieścia lat temu i żyją do dzisiaj.

Jakim cudem? Bo znaleźli się w grupie chorych, którzy w momencie rozpoznania kwalifikowali się jeszcze do operacji. To niewielka grupa, zaledwie 15 proc. wszystkich chorych. Aby się w niej znaleźć, trzeba się regularnie badać. Badanie TK płuc palacze powinni sobie powtarzać co roku.

I podobnie jak przez ostatnich 30 lat istnienia stowarzyszenia połowę wolnego czasu poświęca profesor pacjentom, choć ich już nie operuje. Nadal jest przecież lekarzem, służy radą i wspiera pacjentów onkologicznych szukających pomocy. Pomaganie słabszym to jego jedna życiowa pasja.

Drugą pasją profesora jest szeroko pojęta aktywność przede wszystkim fizyczna, a więc narty.

- Po pierwszym roku mojej pracy na chirurgii prof. Dębicki wysłał mnie jako lekarza opiekuna z grupą studentów medycznych w góry - wspomina prof. Skokowski. - Na obóz wychowawczo-naukowy. Nie miałem większego pojęcia, na czym to polega, ale wziąłem narty i jak inni udeptywałem stok, by było po czym zjeżdżać. W okolicy nie było żadnych wyciągów. Taki był początek. W podobnym charakterze byłem wysyłany w góry jeszcze kilka razy. Tym sposobem połknąłem bakcyla i zacząłem trochę jeździć. Ale w kraju, a nie za granicą. Dopiero w ramach Klubu Morsów, który zagraniczne wyjazdy narciarskie organizował co roku, moje umiejętności narciarskie zdecydowanie się poprawiły.

Mimo upływu lat profesor z nart nie zrezygnował. Jeszcze kilka tygodni temu, gdy w Wieżycy był śnieg, szusował z góry wraz z wnukiem i synem. Na wyjazd do Włoch czy do Austrii już by się jednak nie zdecydował, bo - jak twierdzi - dla seniora taka wyprawa jest zbyt męcząca.

I radzi: - Aktywność fizyczna jest dla ludzi w moim wieku niezmiernie ważna, ale jej rodzaj to już sprawa indywidualna, bo ruch musi sprawiać przyjemność. Problem w tym, że wielu starszym osobom nie chce się w ogóle ruszyć z fotela. Wiem to dobrze, bo i mnie samemu czasem nie chce się wstać i gdzieś jechać. Najważniejsze to wyrobić sobie dobre nawyki. Ja w tygodniu cztery razy ćwiczę po 30 minut na przyrządach przy bloku, w którym mieszkam.

Siedziba w blaszanym baraku

A morsem został... dzięki żonie, którą do morsowania zachęcił znany gdański lekarz internista Aleksander Panow.
Z morsami profesor spotyka się zwykle dwa razy w tygodniu.

- Na plaży, niezależnie czy jest śnieg, czy deszcz, to my sobie ćwiczymy i gramy w piłkę nożną - opowiada. Taki rozruch na świeżym powietrzu, zwłaszcza na plaży, jest dużo lepszy niż ćwiczenia w siłowni. A potem po kąpieli morskiej idziemy do baru, na uzupełnienie płynów i rozmowy!

Klub Morsów ma swoją siedzibę w blaszanym baraku w Gdańsku Jelitkowie, przy wejściu na plażę nr 73. Obok jest bar Karmazyn. - Tam pijemy piwo, także kawę lub herbatę. Zdecydowanie bez cukru. Chociaż mówią, że cukier krzepi. No bo wszystkiego odmawiać sobie nie można.

Jak wygląda dzień profesora?

- Dzień rozpoczynam o 6.30. Mieszkam z żoną, więc wypełniam obowiązki domowe, robię zakupy. W czasie pracy chirurgicznej nie zwracałem uwagi na jakość posiłków, obiady jadałem w szpitalnej stołówce; dorobiłem się miażdżycy. Śniadanie seniora zaczynam od przygotowanego wieczorem zestawu: imbir, cytryna, pyłek pszczeli lub pierzga i miód, zalane wodą. Przyrządzam sałatkę warzywną z dodatkiem pieprzu, siemienia lnianego i oleju rzepakowego - do: ryb, jajek, produktów mlecznych i rzadziej mięsnych, a także płatków owsianych. Piję herbatę różną i inkę z: cykoria & kawa, do kilku razy dziennie; płyny uzupełniam wodą. Ulubionych potraw nie mam, unikam tłustych i słodkich.

Najważniejsi są ludzie

Czy to geny, czy też styl życia sprawił, że niemal 90-latek jest w takiej dobrej kondycji?

- To ja już teraz muszę popatrzeć na ten styl życia z punktu widzenia seniora - deklaruje prof. Skokowski. - Przyznam, że jak człowiek jest młodszy, to absolutnie nie myśli o starości. Dlatego bardzo późno docenia się styl życia. I nad tym trzeba ubolewać. Senior musi być aktywny. Bo jak jest aktywny, to jest zdrowszy. Ruch jest na receptę, bezpłatną, i niewątpliwie przedłuża życie starego człowieka. Zapobiega lub redukuje liczbę upadków, a senior, jak upadnie i coś sobie złamie, to leży i często umiera. I trzeba mieć świadomość, że starzenie się to proces nieuchronny. Zadbaj o siebie w młodości tak, by zabezpieczyć własną starość. I jeszcze jedno jest ważne; trzeba być optymistą i mieć choć trochę poczucia humoru. Żeby doszukiwać się zawsze i wszędzie dobrych stron i patrzeć na świat z przymrużeniem oka - podkreśla Jan Skokowski. Jak mówi, najważniejszy jest kontakt z ludźmi. Rozmowy i spotkania.

- Tak, mam grono przyjaciół. Moje kontakty przyjacielskie teraz są większe z Klubem Morsów niż z medykami, chociaż odwiedzam Klinikę Chirurgii Klatki Piersiowej i śledzę akademickie życie, przygotowuję wystąpienia na konferencje naukowe, biorę czynny udział w prowadzeniu przez 30 lat Stowarzyszenia Walki z Rakiem Płuca, służę radą i wsparciem pacjentom onkologicznym, szukającym pomocy, z kraju i spoza.

Wiele radości dostarcza też profesorowi rodzina. Żona, dwaj synowie - Mikołaj i Jarosław, który poszedł w ślady ojca i jest chirurgiem onkologiem, trójka wnuków i... prawnuczek, który jest już na świecie od kilku tygodni. - Bo życie jest jak gotowanie. Niby ten sam przepis, a każdemu wychodzi co innego. Bądźmy zegarmistrzami dla zegara naszego życia - kwituje naszą rozmowę pan profesor.

Prof. Tomasz Zdrojewski - kierownik Zakładu Prewencji i Dydaktyki Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, szef projektu PolSenior 2.:

Jak zapobiegać zespołowi kruchości i długo żyć w dobrym zdrowiu, najlepiej pokazuje prof. Jan Skokowski, bohater tego reportażu.
Aż trudno uwierzyć, że profesorowi chce się dwa razy w tygodniu jechać na plażę, marznąć, spotykać się z morsami czy wyprawiać do Wieżycy na narty.

Profesor z wnukami jeździ na narty. Sam prowadzi auto i to na długich dystansach. Dobrze, pewnie jeździ swoim volkswagenem. Naprawdę jest w wyśmienitej formie. Warto brać z profesora przykład.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki