Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znaczenie fotografii lotniczej w badaniach historycznych. ROZMOWA z Zygmuntem Walkowskim

rozm. Marek Adamkowicz
Analiza zdjęć lotniczych pozwala dostrzec szczegóły niewidoczne z ziemi. Na zdj. lotnisko we Wrzeszczu
Analiza zdjęć lotniczych pozwala dostrzec szczegóły niewidoczne z ziemi. Na zdj. lotnisko we Wrzeszczu Ze zbiorów Macieja Bakunow
Z Zygmuntem Walkowskim, dokumentalistą i varsavianistą, specjalizującym się w interpretacji fotografii lotniczych, rozmawia Marek Adamkowicz

Jest Pan badaczem przeszłości, ale nietypowym. Poznaje Pan historię poprzez zdjęcia lotnicze.
Rzeczywiście, zajmuję się analizą starych fotografii, tyle że nie są to wyłącznie zdjęcia lotnicze. Równie chętnie korzystam ze zdjęć, że tak powiem, tradycyjnych, które zostały wykonane z poziomu ziemi. Do tego dochodzą oczywiście różnego rodzaju materiały archiwalne i opracowania współczesne. Dopiero skonfrontowanie ich pozwala wyjaśnić badany problem.

Mówi Pan tak, jakby chodziło o rozwiązywanie zagadek.

Odtwarzanie historii miejsc, ludzi czy zdarzeń ma wiele wspólnego z pracą detektywa. Niekiedy o sukcesie decyduje szczegół, taki chociażby jak długość i kierunek padania cienia, pozwalający określić porę wykonania zdjęcia. Fotografie trzeba po prostu umieć czytać. Nie zawsze najważniejsze jest to, co widzimy na pierwszym planie. Oczywiście, nigdy nie ma gwarancji, że fotografię uda się w pełni rozszyfrować, a poszukiwania zakończą się sukcesem. Czasami trzeba się pogodzić z porażką, mimo że nad sprawą pracowaliśmy, dajmy na to, kilka miesięcy.

Słowem, w tej pracy trzeba być konsekwentnym i bardzo cierpliwym.

Bez tego w ogóle nie da się pracować! Proszę sobie wyobrazić, że zgłębiając wybrany temat, musimy przejrzeć kilka tysięcy odbitek, tylko po to aby wyłowić z nich obraz miejsca, które nas interesuje. Potem trzeba zdjęcia porównać, zestawić ze sobą kadry. Niekiedy dochodzi do tego analiza topografii na podstawie dawnych i współczesnych map albo planów, no i oczywiście studiowanie dokumentów pisanych. Robota żmudna i czasochłonna.

Zdaje się, że w Polsce mało kto się zajmuje tego rodzaju badaniami.
Niestety, to prawda. Sytuacja wygląda tak, że z jednej strony mam komfort pracy na materiałach jeszcze niewyeksploatowanych przez innych badaczy, którzy notabene najczęściej sięgają do tych samych źródeł albo przepisują od siebie wzajemnie, z drugiej jednak strony - przez unikatowość tego rodzaju badań brakuje dla nich zrozumienia. Są one w Polsce traktowane po macoszemu i niezwykle trudno jest uzyskać dla nich wsparcie. Posłużę się tu własnym przykładem: przez kilka lat starałem się otrzymać od różnych instytucji pomoc w przeprowadzeniu kwerendy w Archiwum Narodowym Stanów Zjednoczonych w Collage Parku, gdzie się znajdują zdjęcia lotnicze Luftwaffe, przejęte przez Amerykanów po wojnie. Dopiero Fundacja Kościuszkowska umożliwiła mi wyjazd i przeprowadzenie badań. W Stanach Zjednoczonych spędziłem trzy miesiące, ale i tak wróciłem z poczuciem niedosytu. Ogrom zebranych w Collage Parku materiałów jest wręcz niewyobrażalny. Ja dotknąłem tylko wierzchołka góry.

Jeśli miałbym się postawić w sytuacji typowego urzędnika, to pomyślałbym sobie, że oto mam do czynienia z delikwentem, który za państwowe pieniądze chce sobie zrobić wycieczkę za ocean i pooglądać zdjęcia.
Takie mniej więcej jest podejście ludzi niemających pojęcia o specyfice mojej pracy, ale też o wartości badań.

W takim razie porozmawiajmy o konkretach.
Konkretem jest kilka tysięcy skanów fotografii lotniczych i drugie tyle skanów zdjęć wykonanych na ziemi, które pozyskałem z Collage Parku. Wśród nich są ujęcia z Westerplatte z września 1939 roku czy też alianckich nalotów na Gdynię. Akurat dla mnie to sprawy poboczne, bowiem interesują mnie przede wszystkim zdjęcia Warszawy z lat okupacji. Wykorzystałem je do przygotowania wystawy "Warszawa z lotu", przy czym na tym się nie skończyło. To materiał, który cały czas jest poddawany obróbce, służy do poznawania losów stolicy, i to nie tylko w latach wojny.

Wystawa to jedno, ale udało się Panu odkryć coś ciekawego?
Przykład pierwszy z brzegu: data wysadzenia przez Niemców Zamku Królewskiego. W opracowaniach, w których była o tym mowa, czas zniszczenia zamku określano na listopad - grudzień 1944 roku. Ja natomiast ustaliłem, że nastąpiło to pomiędzy 8 a 13 września, czyli jeszcze w czasie powstania. Wysadzenie zamku nie było jednorazowym "fajerwerkiem", lecz była to akcja prowadzona metodycznie. Ponadto udało mi się rozpracować szczegóły dotyczące KL Warschau czy sowieckich nalotów na stolicę, z których pierwszy nastąpił zaraz po rozpoczęciu przez Niemców operacji "Barbarossa". Porównanie fotografii lotniczych i naziemnych oraz weryfikacja ich z raportami polskiego podziemia i doniesieniami tak zwanej prasy gadzinowej wskazuje, że bombardowania nie osiągnęły celów strategicznych. Zniszczenia poczyniono natomiast w obiektach cywilnych. Podobnych ustaleń mam oczywiście więcej, bo jeden wątek pociąga za sobą następny, więc tematów do przebadania na pewno mi nie zabraknie.

Przydałoby się zebrać tę wiedzę w formie książkowej.

Taki też jest mój zamysł. Chciałbym wydać książkę pokazującą okupację w Warszawie, ale z zupełnie nowej perspektywy.

Zygmunt Walkowski - autor bądź współautor licznych opracowań poświęconych Warszawie, w tym powstaniu z 1944 roku. Za aktywny udział w upamiętnianiu historii narodu polskiego uhonorowany nagrodą Kustosz Pamięci Narodowej.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki