Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarła Elżbieta Duńska-Krzesińska, wybitna polska lekkoatletka

red./Paweł Kowalski
Sopocki Klub Lekkoatletyczny
W wieku 81 lat po długiej chorobie zmarła Elżbieta Duńska-Krzesińska, jedna z najwybitniejszych polskich lekkoatletek. "Złota Ela", jak na nią mówiono, w przeszłości zdobyła złoty i srebrny medal igrzysk olimpijskich. Była też rekordzistką świata.

Twórca słynnego polskiego Wunderteamu, Jan Mulak powiedział i powtarzał, że to Elżbieta Duńska-Krzesińska, a nie Irena Szewińska była największym polskim talentem lekkoatletycznym, jaki spotkał w swoim życiu.

Czym zasłużyła sobie zawodniczka Spójni Gdańsk na tak wielkie słowa uznania od legendarnego Jana Mulaka, prowadzącego w latach 50. i 60. wspaniałą lekkoatletyczną reprezentację Polski, która podbijała i zadziwiała wówczas świat. Przede wszystkim rzadko spotykaną wszechstronnością. Siedem razy wywalczyła tytuł mistrzyni Polski w skoku w dal, dwukrotnie zdobyła złoty medal w krajowym czempionacie w pięcioboju i raz w biegu na 80 metrów przez płotki. Aż 11-krotnie poprawiała rekordy Polski, w tym raz w skoku wzwyż. Te wyniki, to jednak dopiero przygrywka do wielkich wyczynów na arenie międzynarodowej.

Na igrzyskach olimpijskich zadebiutowała w 1952 r. w Helsinkach. Tam młodziutkiej jeszcze wówczas adeptce w wywalczeniu
miejsca na podium przeszkodził ponadpółmetrowy warkocz. Wtedy po dalekim skoku w dal, jej piękny złotoblond warkocz zostawił na piasku ledwie widoczny ślad. Sędziowie długo wahali się, co z tym niecodziennym wydarzeniem zrobić, jak je interpretować. Orzekli ostatecznie, że warkocz to włosy, a włosy są częścią ciała i, niestety, nie od stóp które lądowały w piasku, a od śladu warkocza zmierzyli odległość skoku i medal przepadł.

W myśl przysłowia, co się odwlecze, to nie uciecze, olbrzymi sukces przyszedł za cztery lata na igrzyskach olimpijskich w Melbourne. Tam Duńska-Krzesińska triumfowała bezapelacyjnie, wprost zmiażdżyła rywalki, a wynikiem 6,35 wyrównała własny rekord świata, ustanowiony w Budapeszcie trzy miesiące przed igrzyskami. Takiego powitania, jakie zgotowano Złotej Eli (bo taki przydomek do niej przylgnął) po powrocie z Melbourne, gdański dworzec kolejowy nie przeżył. Tysiące wiwatujących gdańszczan długo nie przerywało śpiewu "Sto lat", oddając spontaniczną cześć naszej mistrzyni olimpijskiej, wyniesionej z pociągu na rękach kibiców.

Na kolejnych igrzyskach olimpijskich 1960 r. w Rzymie Duńska-Krzesińska, mimo dolegliwości zdrowotnych które jej nie omijały, wynikiem 6,27 zdobyła "tylko" srebrny medal. Dlatego między innymi, że była bardzo życzliwa i pomocna wobec innych. Gdy jej konkurentka, Rosjanka Wiera Kriepkina nie mogła sobie poradzić z rozbiegiem, Duńska-Krzesińska pomogła jej ustawić znak kontrolny, regulując dokładnie rozbieg. Działo się to przed ostatnim skokiem. Radziecka lekkoatletka pofrunęła wtedy na odległość 6,37, a Polka straciła złoty medal.

Obok olimpijskich medali nasza Złota Ela w dorobku ma krążki zdobyte na mistrzostwach Europy w Bernie i Belgradzie tudzież dwa tytuły akademickiej mistrzyni świata. W reprezentacji Polski, wspomnianym na początku Wunderteamie, wystąpiła 21 razy. W 1956 r. zajęła 1 miejsce w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na 10 najlepszych sportowców Polski. W tymże plebiscycie znalazła się w pierwszej "10" jeszcze w latach 1954, 1958 i 1960. Trzykrotnie zaś - w latach 1954, 1956 i 1960 wygrała plebiscyt "Dziennika Bałtyckiego" na 10 najlepszych sportowców województwa gdańskiego.

Po zakończeniu kariery zawodniczej, gdy wraz z mężem, znanym tyczkarzem i trenerem Andrzejem Krzesińskim osiadła w Oregonie, pięknym stanie USA nad Pacyfikiem, jeszcze w wieku 55 lat zdobyła złoty medal sześciometrowym skokiem na mistrzotwach świata weteranów 1989 r. w Eugene. Coś niepojętego. A jednak... Wspaniale więc Złota Ela promowała polską lekkoatletykę.

Mimo uprawiania sportu i intensywnego treningu, a także kontuzji i dolegliwości zdrowotnych które jej nie omijały, z powodzeniem studiowała na Akademii Medycznej, zyskując dyplom lekarza stomatologa. Była zdecydowana w poglądach (urodziła się przecież 11 listopada - w Święto Niepodległości Polski...). W Eugene w stanie Oregon, gdzie z mężem zamieszkała po wcześniejszych przenosinach z Wybrzeża do Warszawy, zajęła się nie tylko wychowaniem córki, ale też trenowaniem.

Wyszkoliła m. in. Judy King-Brown, doprowadzając ją w krótkim czasie do srebrnego medalu w biegu przez płotki na igrzyskach olimpijskich 1964 r. w Los Angeles. Od wielu dobrych lat Duńska- Krzesińska znowu mieszkała w Warszawie i nieraz tęskniła za gdańskim Wybrzeżem. - Za tym szerokim oddechem i horyzontem nad morzem - jak mawiała.

Gdy przyjeżdżała do Gdańska, nierzadko pojawiała się jako gość honorowy na rozgrywanych w Sopocie międzynarodowych zawodach lekkoatletycznych - Memoriale Janusza Sidły, jej kolegi, znakomitego oszczepnika z Wunderteamu. Zawsze pozdrawiała publiczność, a ta odwzajemnia się jej gorącymi oklaskami. Jak mi powiedziała kilka miesięcy temu w rozmowie telefonicznej, była wraz z mężem zapraszana na doroczne spotkania olimpijczyków w warszawskim PKOl i na inne ważne wydarzenia sportowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki