Uczestnicy przemarszu szli po płyciźnie łączącej te dwie miejscowości. Jedynie kilkaset metrów musieli pokonać wpław. Odbywającą się co roku wyprawę nazwano "Marszem śledzia".
Ta bałtycka ryba pojawiła się nie tylko w nazwie przemarszu. Każdy musiał zjeść kawałek surowego śledzia i popić go marynarskim trunkiem podczas przerwy. - Szło się wspaniale - zdradzali na brzegu w Rewie uczestnicy marszu. - Pogoda nam dopisywała.
Ale odgłosy sobotniej burzy wymusiły na "śledziach" przyspieszenie tempa. To sprawiło, że grupa śmiałków do Rewy dotarła już po sześciu godzinach. Pierwotnie zakładano, że marsz potrwa osiem godzin.
Wśród uczestników wyprawy można było zobaczyć osoby znane na ziemi puckiej. Co roku w "Marszu śledzia" uczestniczy Tyberiusz Narkowicz, burmistrz Jastarni. W tym roku dołączył do niego Adam Miklaszewicz, przewodniczący Rady Gminy Kosakowo.
- Był to pierwszy mój przemarsz przez zatokę - zdradza Miklaszewicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?