Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagrodnik otarł się o brązowy medal

Wojciech Koerber
Niewiele brakowało, a 25-letni judoka Czarnych Bytom Paweł Zagrodnik dołączyłby do panteonu największych szczęściarzy spośród polskich medalistów olimpijskich. Takich jak pięściarz Wojciech Bartnik (brąz w Barcelonie) czy florecista Jarosław Rodzewicz (srebro drużynowe w Atlancie). Ale, niestety, nie dołączył. W dogrywce pojedynku o brąz (kat. 66 kg) z Masashim Ebimuną dał się rzucić na plecy, choć wcześniej to Polak obalił Japończyka na kończący ippon. Tyle że sędziowie lubią takie decyzje odwoływać. Skorzystali z tego prawa i walkę trzeba było kontynuować.

Czemu miałby być Zagrodnik takim szczęściarzem? Bo przecież na igrzyska w ogóle miał nie lecieć. Zastąpił jednak tegorocznego wicemistrza Europy Tomasza Kowalskiego (AZS Opole), który doznał m.in. złamania miednicy w głośnym wypadku motocyklowym, do jakiego doszło w czasie zgrupowania kadry. Prowadził inny judoka, 30-letni Tomasz Adamiec (Ryś Warszawa), doznając jednak mniej groźnych obrażeń. I Adamca jeszcze w Londynie zobaczymy, w kat. 73 kg. Kowalski, lat 24, przechodzi rehabilitację i spróbuje dokonać rzeczy wielkich w Rio de Janeiro.

- Z jednej strony bardzo się cieszę, uważam to piąte miejsce za swój życiowy sukces - mówi nam Zagrodnik, choć wiadomo, że różnica między miejscem trzecim a piątym jest na igrzyskach mniej więcej taaaaaaaka. - Cóż, sędziowie są wszechmocni i mogą zrobić wszystko, także odwołać ippon. Nie mamy, niestety, wielkiego poparcia u światowych władz - dodaje.

- To lekkie fatum. Na trzech ostatnich igrzyskach zawodnicy Czarnych zajmowali piąte miejsce. W Atenach Robert Krawczyk, w Pekinie Przemysław Matyjaszek, a teraz Paweł. Nie wiem, czemu sędziowie odwołali ten ippon. On był. Główny arbiter widział, a ten z boku odwołał - złorzeczy prezes PZJudo Wiesław Błach. To piąte miejsce Krawczyka zapadło mu w pamięć wyjątkowo, bo przecież był wówczas tego pechowca trenerem. Podopieczny pewnie wygrywał półfinał z Romanem Gontiukiem (tu, w Londynie, był on chorążym reprezentacji Ukrainy), któremu dał się rzucić w ostatniej sekundzie. Do walki o brąz wychodził już bez ducha, bez wiary. Znów przegrał w końcówce. Błach w jednej chwili stracił 50 tys. zł trenerskiej nagrody, a nieco później trenerski stołek.

Dodać należy, że Zagrodnik nie przerwał swej kariery nawet wtedy, gdy przed rokiem - na badaniach okresowych - wykryto u niego jaskrę. Jest pod kontrolą lekarza, bierze krople do oczu i wierzy, że wysiłek fizyczny nie spowoduje utraty wzroku, bo i takie zagrożenie istnieje.

- Gdybyśmy mieli słuchać lekarzy... Mnie wykryli kiedyś uraz kręgosłupa i też się zastanawiali, co tym z zrobić. A dziś mam 62 lata, wciąż trenuję i sparuję - zaznacza obecny trener kadry Marian Tałaj, brązowy medalista olimpijski z Montrealu (70 kg).
To, rzecz jasna, nie koniec naszych występów na tatami w Londynie.

Przed nami m.in. występ Janusza Wojnarowicza (Czarni Bytom, kat. +100 kg), który jest kuzynem Jakuba Błaszczykowskiego. Na początek los przydzielił mu Francuza Teddy'ego Rinera, 5-krotnego mistrza świata. Gdy dodamy, że ma on 23 lata, to CV jeszcze bardziej zyska na wartości. Jak jednak mawiają judocy - każdy ma plecy. Każdy może się przewrócić.

Złoto w kat. 66 zdobył Gruzin Lasza Szawdatuaszwili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki