Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo w Szarłacie. Tematu nikt nie drążył

Janina Stefanowska
Archiwum
19-latka spod Kartuz przyznała się do urodzenia i porzucenia w lesie dwójki dzieci. Jak zwykle w takich sytuacjach nikt z sąsiadów, nauczycieli i kolegów o niczym nie wiedział, niczego nie podejrzewał. Jak to możliwe?

Szarłata, gmina Przodkowo, w powiecie kartuskim - maleńka wioska, jedna asfaltowa droga, sklep, szkoła podstawowa. Nawet autobus tu nie zajeżdża, tylko gimbus zbiera dzieci do szkoły. Poszczególne gospodarstwa dzielą pola i łąki. Cisza, niezmącony spokój. Jakby się zatrzymał pędzący świat. Na wjeździe kapliczka, na rozwidleniu dróg krzyż, i kolejna kapliczka w polu. W sołectwie mieszka 470 ludzi - w obrębie trzech kilometrów.

Stojący tuż przy drodze domek, w którym razem z matką mieszka 19-letnia Lucyna K., wygląda, jakby ledwo się trzymał. Nieduże okna, skośny dach. Żadnej anteny. Obok niewielki ogródek warzywny i grządki marchewki, buraczków, zielonego groszku. Na zarośniętym podwórku jest jeszcze drewniany "szołer" - pomieszczenie gospodarcze, i wychodek. Pewnie w domu nie ma kanalizacji. Obok sterta ułożonych cegieł, stos drewna.

Teraz obejście wygląda na opuszczone. Lucyna jest w areszcie, a zainteresowanie mediów wypłoszyło matkę, która się skryła u drugiej córki, w innej miejscowości.

- Dziewczyna mieszkała z mamą, która nigdy nie pracowała. Nigdy nie była zbyt zaradna - mówi Mirosław Kroll, sołtys Szarłaty. - Gdy zmarł ojciec Lucyny, jakieś sześć lat temu, obie zostały bez środków do życia. Pytałem wtedy w ośrodku pomocy społecznej, z czego mają żyć. Zapewniono mnie, że dostaną pomoc.

Lucyna chodziła do szkoły podstawowej w Szarłacie, powtarzała jedną klasę, potem do gimnazjum w Przodkowie. Gdy je skończyła, podjęła naukę w dwuletniej szkole zawodowej. Dziewczyna cicha, spokojna, niewpadająca w oko.

Ciąża! Niemożliwe

Gdy policjant trafił do Lucyny K. w Szarłacie, szukał matki dziecka, którego szczątki znaleziono w foliowej torbie w okolicy Jeziora Klasztornego Dużego. Usłyszał nieprawdopodobną historię, jak to młoda dziewczyna, ze strachu przed opinią publiczną, samotnie w lesie urodziła najpierw jedno dziecko, w czerwcu 2011 roku - i zostawiła je na pastwę losu, a po roku, w lipcu 2012, to samo zrobiła z drugim.

Scyzorykiem przecinała pępowinę, owijała ciałka dzieci w części swojej garderoby, wkładała do folii - i zostawiała płaczące pod krzakami. Powtórzyła te zeznania przed prokuratorem.

Ciąże utrzymywała w tajemnicy. Czy to możliwe, że nie dostrzegli jej matka, sąsiedzi, nauczyciele, koleżanki w szkole?

- Nie miałam pojęcia, że ta dziewczyna była w ciąży - Róża Rzeszewicz, dyrektor przodkowskiego gimnazjum, nie może się jeszcze otrząsnąć po rewelacjach na temat byłej uczennicy. - Znaliśmy jej bardzo trudną sytuację domową, miała zapewnione obiady w szkole, kupowaliśmy jej podręczniki. Interweniowaliśmy w gminie, by dopomóc rodzinie. To ogromny szok.
Wielkie zaskoczenie słychać w głosie Elżbiety Świętoń, dyrektora Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Somoninie.

- Przyszła do nas jako 17-latka, o rok później niż standardowi pierwszoklasiści - wspomina pani Elżbieta Świętoń. - Uczyłam ją przez jeden rok. Zwróciłam na nią uwagę, bo opuszczała trochę lekcji. Uczniowie powiedzieli mi, że nie ma pieniędzy na bilet i chodzi pieszo do szkoły. Z Szarłaty do Somonina!

To ponad 10 kilometrów.

- Zainteresowaliśmy się uczennicą: szkolny pedagog, rada rodziców - i w grudniu 2011 roku Lucyna dostała z rady rodziców dofinansowanie do biletu miesięcznego. Jako jedyna w szkole na 350 uczniów- podaje dyrektor placówki. - Sytuację tej dziewczyny znałam dobrze, była wyjątkowo ciężka. Współczuliśmy jej sytuacji. Może nie była orłem w nauce, ale się starała. Do głowy by mi nie przyszło, że dziewczyna była w ciąży! Brała udział w zajęciach wychowania fizycznego, nic nie wskazywało, że jest oczekującą matką. Złego słowa bym nie dała na nią powiedzieć. Była bardzo skryta.

Lucynie pomagała wychowawczyni. Z akcji szkolnej "Odrobina pod choinę" dostawała paczki.

- Myślę, co mogliśmy jeszcze zrobić. Bo przez te dwa lata, które u nas spędziła, zrobiliśmy niemało - uważa Elżbieta Świętoń.
Rodzina objęta była pomocą finansową i rzeczową z pomocy społecznej, głównie na opał i leki.
- Pracownik socjalny bywał w domu, ale ponieważ dziewczyna była w wieku szkolnym i chodziła do szkoły, nic nie zauważył - potwierdza Marlena Mathea, kierownik GOPS w Przodkowie.

Widać nie tylko pomoc finansowa była potrzebna niewydolnej wychowawczo rodzinie.

Koleżanki coś podejrzewały

Lucyna ukończyła szkołę zawodową w klasie gastronomicznej.

Ze względu na sytuację domową nie musiała się dokładać do zakupu produktów potrzebnych na zajęcia praktyczne z gotowania.

- Lucyna dobrze się uczyła, nie miała problemów - opowiada koleżanka, która była z Lucyną w klasie przez dwa lata. - Gotowała całkiem nieźle, można było to zjeść. (śmiech). Chyba to lubiła, bo szukała dla siebie pracy w restauracji gdzieś nad morzem. Kiedy raz odwoziłam ją do domu, to nie chciała, by zajechać pod sam dom. Nic nie było po niej widać, że była w ciąży. Aż dziwne, że tak to ukryła. Pod koniec pierwszej klasy zaczęłam coś podejrzewać, ale nie byłyśmy pewne z koleżanką.

Po wakacjach, we wrześniu, schudła. Jest wstydliwa, boi się mówić o swoich problemach, trzymała dużo w sobie, nigdy nie mówiła na forum.

Miała chłopaka, miał chyba 18 lat, potem z nim zerwała, teraz miała innego. Czasami nie wiedziałyśmy, jak to jest z tym chłopakiem - i szukałyśmy jakichś wskazówek na Facebooku…

Mimo że szkoła się skończyła, dawne koleżanki nadal utrzymują ze sobą kontakty.

- Jesteśmy zaskoczone tym, co się wydarzyło - dodaje koleżanka Lucyny. - W pierwszej chwili nawet myślałyśmy, że ktoś sobie robi żarty. A tym bardziej że mogła nas poprosić o pomoc. Jak przyjmujemy ciąże koleżanek? Normalnie. Nie potępiamy ich. Na jej miejscu nie zrobiłabym czegoś takiego. A nie było po niej widać, żeby zrobiła coś strasznego.
Koledzy jakoś specjalnie nie zauważali Lucyny.

- Przez dwa lata chodziłem z nią do klasy, gdy usłyszałem o sprawie, zdziwiłem się bardzo - mówi uczeń. - Nie podejrzewałbym jej o coś takiego. To bardzo cicha, zamknięta w sobie dziewczyna. Nie miała przyjaciół, znajomych, miała może jedną koleżankę? W szkole nie zauważyliśmy, że była w ciąży. Nie należała do najszczuplejszych, była "przy sobie", do tego najczęściej chodziła w dresach, była dość zaniedbana jak na dziewczynę. Chłopcy się nią nie interesowali, raz może widziałem ją z jednym, ale też nie był zbyt interesujący, taki przymulony.

- To taka zwykła dziewczyna z klasy - mówi inny z uczniów. - Może kilka razy z nią rozmawiałem - o głupotach, o szkole. Jak mogło jej przyjść do głowy, żeby tak zostawić dzieci!

Czego zabrakło?

Ciężarne uczennice nie są w szkołach już żadną nowością.

- Uczennica w ciąży była sensacją w latach 90. Wtedy dyskutowaliśmy i się zastanawialiśmy, jak rozwiązać problem - wraca do początków szkoły Elżbieta Świętoń. - Teraz? Dajemy młodym mamom urlopy wychowawcze, proponujemy nauczanie indywidualne, otaczamy wsparciem. Dlatego byliśmy tak bardzo zaskoczeni tym, co się stało. W naszej szkole mamy zespoły oddziałowe, w których otwarcie rozmawiamy o sytuacji materialnej uczniów danej klasy, by każdy z nauczycieli miał świadomość, jaka jest sytuacja ucznia: czy ma problemy materialne, czy rozbitą rodzinę, czy może w niej występują zjawiska patologiczne.

Od stycznia 2013 roku Lucyna ma konto na Facebooku. Z zamieszczonych tam zapisków przebijają smutek, tęsknota, lęk. Pisała w szkole, z telefonu.

Grunt to nie dać po sobie poznać, że roz****** mnie od środka. !
18.02.2013

Szukam księcia, nie koniecznie na białym rumaku, wystarczy osioł, a jeżeli mnie pokocha to może nawet z buta przyjść pod tą wieżę:)
03.2013

Boże. Uchroń mnie przed facetem, o którym znowu pomyślę, że jest inny.
11.06

Chciałabym żebyś mnie przytulił kiedy mi smutno, chciałabym żebyś mnie pocałował kiedy płaczę, chciałabym abyś zawsze był przy mnie, ale wiem że to niestety niemożliwe.
11.06

Jak życie ?
- Słabo a u Ciebie ?
- Jak to słabo? Przecież żyjesz i cieszysz się życiem.
- Jest słabo, bo nie mam Ciebie, nie żyję, bo nie ma Ciebie koło mnie, nie cieszę się życiem. Na zewnątrz się uśmiecham a wewnątrz cierpienie mnie zjada od środka.
11.06

Nie szukała pomocy

Dziewczyna w ciąży nie poszła ze swoim problemem do pomocy społecznej, nie trafiła do Centrum Interwencji Kryzysowej w Kartuzach, nie powiedziała nauczycielom. Tak bardzo bała się ujawnienia swojego sekretu. Poszła do lasu. Zostawiła noworodki.

- To pokazuje, jak w tradycyjnym społeczeństwie katolickim brakuje otwartości, jak potężny jest lęk przed napiętnowaniem - mówi psycholog Dominika Sowa-Klejna. - To też dowód, jak wątłe są więzi rodzinne, że córka nie idzie z życiowym problemem do matki, a matka, że nie zauważa odmienionej córki.

Zdaniem psychologa, jeśli kobieta, dziewczyna postanowi ukryć ciążę i nie ma co do tego żadnych wątpliwości, to pójdzie jedyną wybraną przez siebie drogą, nie oglądając się na inne możliwości czy dostępne wsparcie.

- Ona nie cieszy się z macierzyństwa, nie rozgłasza tego, nie myśli o dziecku jako o nowym człowieku. Dla niej istnieje problem i musi się go pozbyć - uważa Dominika Sowa-Klejna. - Bez cienia wątpliwości. Dlatego nie radzi się nikogo, nie prosi o pomoc, by te wątpliwości się nie zrodziły.

Teoretycznie system pomocy dla osób w potrzebie jest w powiecie kartuskim dobrze rozbudowany. Są ośrodki pomocy społecznej, Centrum Interwencji Kryzysowej, Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna. Rzeczywistość pokazuje, że trzeba czegoś więcej. Życzliwego zainteresowania, uważności, współczucia. Teraz wszyscy mówią, że by pomogli, gdyby wiedzieli.

- Gdybyśmy wiedzieli, że dziewczyna jest w ciąży, że potrzebuje pomocy, nie zostawilibyśmy jej bez wsparcia - zapewnia Mirosław Kroll. - W takiej wsi niewiele umknie powszechnej uwadze i gdy Lucyna była w ciąży pierwszy raz, poszła plotka, że zostawiła dziecko w szpitalu, do adopcji, więc nikt nie drążył tematu. Wieś się mobilizuje, gdy zdarza się dramat. Półtora roku temu wypalili się Kolkowie, wszyscy w okolicy pomagali rodzinie po pożarze. Myślę, że mieszkańcy by nie napiętnowali panny z dzieckiem. To nie przestępstwo. Za to teraz jest jeszcze gorzej.

Przestępstwo i areszt

Wyniki badań genetycznych wykluczyły związek między zwłokami niemowlęcia z jeziora a Lucyną K. Ale pozostało wstrząsające przyznanie się do winy - zabójstwa dwójki noworodków. Szczątki jednego z jej dzieci udało się odnaleźć. Drugie prawdopodobnie zostało rozwleczone przez dzikie zwierzęta.

- Z czasem poczucie winy staje się tak uciążliwe, że w pewnym momencie musi znaleźć ujście - podsumowuje Dominika Sowa-Klejna. - Może tak się właśnie stało w przypadku tej dziewczyny.

Na razie Lucyna K. trafiła do tymczasowego aresztu z zarzutami zabójstwa. Za więziennymi kratami może spędzić nawet 25 lat.

- Ustaliliśmy prawdopodobnego ojca pierwszego dziecka, trwają badania genetyczne w celu potwierdzenia jego ojcostwa - uzupełnia Remigiusz Signerski, zastępca prokuratora rejonowego w Kartuzach. - Jednak prokurator badający sprawę twierdzi, że nic nie wskazuje na udział osób trzecich w zabójstwie. To była prawdopodobnie wyłącznie decyzja przerażonej nastolatki.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki