W rozłupanych pniach drzew, wypełniających salę wystawową Gdańskiej Galerii Miejskiej, oglądamy duże fotogramy z ludzkimi postaciami. Od razu uderza nas mocny kontrast między dramatycznie poskręcanymi pniami a ich fotograficznym wnętrzem, spokojnym, wręcz idyllicznym, bo ludzkie postacie umieszczone są niemal zawsze na tle bujnego, jakby rajskiego ogrodu.
Autorką instalacji "Drzewa Rodzinne", którą od poniedziałku możemy oglądać w Gdańskiej Galerii Miejskiej, jest Emilie Brzeziński, amerykańska artystka, prywatnie - żona profesora Zbigniewa Brzezińskiego. Oboje pochodzą z Europy Środkowej, Emilie z Czech, profesor Brzeziński z Polski. Oboje wojenne losy rzuciły na kontynent amerykański. Dla obojga pytania o własną tożsamość w pokręconym świecie dwudziestowiecznej historii stały się pytaniami dotykającymi ich osobiście.
- Pracowałam nad "Drzewami Rodzinnymi" ponad dwa lata - mówiła Emilie Brzeziński na poniedziałkowym wernisażu. - Wielokrotnie zmieniałam te formy, poprawiałam je, także niszczyłam.
To twórcze napięcie wyczuwa się właśnie w wielu kontrastach "Drzew Rodzinnych". Poskręcane pnie i idylliczne fotografie to tylko jedne z tych przeciwieństw. Pnie kojarzą się z czymś trwałym, solidnym, nieprzemijającym. To dziejowy proces? Fotografie, tak jak każda odbitka wydobyta z rodzinnego albumu, każą myśleć o ulotności, nietrwałości ludzkiego życia. To nasza perspektywa? Ale na jednym z pni widzimy celowo wyżłobione ślady, imitujące ścieżki korników. Może więc właśnie to, co wydaje się tak trwałe i niezmienne, narażone jest na destrukcję, a przetrwa to, co pozostaje w naszej ludzkiej serdecznej pamięci? Może rodzinne genealogie mają większe znaczenie niż dziejowe procesy?
"Drzewa Rodzinne" zachęcają do tego rodzaju zastanowień. Mnie zastanowiło w tej instalacji coś jeszcze. Na jednym z tych jasnych, pogodnych zdjęć zamiast ludzkiej postaci widzimy młodego psiaka. To jedno zdjęcie raptem odwraca cały porządek wystawy. Wszystkie pozostałe "drzewa" wydają się mówić o kontraście między tym, co ludzkie, i tym, co jest światem, w który zostaliśmy "wrzuceni". Ale psiak jest tak samo sympatyczny jak uwiecznieni na fotogramach ludzie. To jedno zdjęcie wydaje się mówić, że i natura ma w sobie coś dobrego i że między światem nie-ludzkim i ludzkim jest coś, co spaja to wszystko w jakąś całość.
Wystawa daje okazję do jeszcze jednego zastanowienia. W osobnej gablotce możemy na niej obejrzeć "bazgroły", jak sam nazywa swoje rysunki, Zbigniewa Brzezińskiego. Ten światowy polityk należy do grona ludzi, którzy mają nawyk machinalnego rysowania na przypadkowych karteluszkach w czasie rozmów i spotkań. Szczególność rysunków profesora Brzezińskiego polega na tym, że bazgrolił je w czasie narad, na których rozstrzygały się losy świata. Kiedy na jednej z tych karteczek zobaczyłem adnotację "Camp David 1978", zatkało mnie z wrażenia, bo znaczyło to, że prof. Brzeziński wyrysował te esy floresy w czasie negocjacji, które doprowadziły do podpisania porozumienia izraelsko-egipskiego. Tak to na jednej wystawie splotły się indywidualne, rodzinne losy z naszą globalną rzeczywistością. Szczególne połączenie.
Gdańska Galeria Miejska, ul. Szeroka 34/35. Wystawa czynna do 14 września.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?