Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wysoko oceniamy pracę lokalnych gospodarzy miast i wsi, ale nie znamy swoich radnych

Marcin Mindykowski
Pomorzanie wysoko oceniają swoje władze samorządowe - urzędy miast i gmin oraz lokalnych gospodarzy. Większość z nas nie kojarzy jednak radnych swojego okręgu - tylko co szósty-siódmy mieszkaniec Gdańska, Gdyni i Sopotu zna jakąkolwiek osobę zasiadającą w radzie miasta.

To wnioski z badań dotyczących lokalnych władz i instytucji, jakie w ramach projektu Pomorskiego Obserwatorium Reporterskiego przeprowadziła dla nas sopocka Pracownia Badań Społecznych.
Wysokie wyniki władz samorządowych (58 proc. ocen pozytywnych) wypadają szczególnie pozytywnie, jeśli przypomnimy, że w tym samym badaniu Pomorzanie przyznali bardzo niskie noty ogólnej sytuacji politycznej w kraju - 65 proc. ankietowanych oceniło ją jako złą.

- Samorządność najlepiej sprawdza się w niedużych miastach, bo tam wskaźnik satysfakcji z władz lokalnych jest najwyższy - mówi socjolog Uniwersytetu Gdańskiego dr Janusz Erenc.

Mieszkańcy Pomorza są też zadowoleni ze swoich wójtów, burmistrzów i prezydentów. Połowa z nas na pytanie o ocenę ich pracy daje odpowiedź "są dobrymi gospodarzami". - W porównaniu do słabych ocen, jakie otrzymują politycy i centralne władze w badaniach ogólnopolskich, to bardzo dobre wyniki - zaznacza Erenc. - Można powiedzieć, że lokalni gospodarze są dzisiaj podstawą systemu administrowania krajem - komentuje.

Warto jednak zauważyć, że większy odsetek ocen negatywnych pojawia się w grupie respondentów z wyższym wykształceniem (16 proc., dwukrotnie więcej niż wśród ankietowa-nych niewykształconych) i mieszkańców Trójmiasta (14 proc., dwukrotnie więcej niż na wsiach i w mniejszych miastach).

W kontekście wysokich ocen pracy samorządu dziwią natomiast odpowiedzi na pytanie o znajomość radnych swojego rejonu (okręgu). 62 proc. z nas nie zna nikogo, kto zasiadałby w radzie miasta lub gminy. Może to zastanawiać szczególnie, jeśli zestawimy te wyniki z wysoką frekwencją w ostatnich wyborach samorządowych z 2006 roku. W Pomorskiem wyniosła ona ok. 47 proc., o punkt procentowany więcej niż w skali kraju.

Trzeba jednak podkreślić, że rozpoznawalność radnych jest dużo wyższa na wsiach - tam wynosi ona aż 69 proc. Najbardziej niepokojąca wydaje się zaś sytuacja w Trójmieście - tylko 16 proc. kojarzy któregoś z radnych.

- Choć nie wynika to bezpośrednio z badań, pewnie wolelibyśmy, żeby tych radnych było mniej - byliby wtedy bardziej rozpoznawalni, a ich odpowiedzialność za to, co robią, by się zwiększyła - interpretuje Erenc.

O komentarz do badań poprosiliśmy też członków gdańskiej Rady Miasta. - Powinny one dać do myślenia wszystkim radnym, bo na pewno w jakimś stopniu są pochodną ich zbyt małej aktywności
- mówi Mariusz Pankowski z gdańskiego klubu PiS. - Z drugiej strony to dobry punkt wyjścia do rozmowy o nowej ustawie o samorządzie gminnym. Dziś mamy do czynienia z nierównowagą kompetencyjną między władzą ustawodawczą a wykonawczą: uprawnienia rady miasta są mocno okrojone, a większość władzy skupia w swoim ręku prezydent. To dlatego jego działalność jest bardziej dostrzegana przez obywateli - twierdzi radny.
Niskiej rozpoznawalności nie odczuwa natomiast Arkadiusz Żukowski z gdańskiej PO. - Wa-żne, żeby dać się poznać w najbliższym otoczeniu. Godziny moich dyżurów i mój prywatny numer telefonu są ogólnodostępne. Często spotykam się z wyborcami, od których dostaję pro-śby o interwencje - zapewnia.

Z badań wynika również, że cenimy instytucje zabezpieczenia publicznego, choć nie wszystkie równie wysoko. Najlepszą renomą cieszy się straż pożarna (84 proc. ocen pozytywnych). Na kolejnych miejscach są pogotowie ratunkowe (76 proc.) i policja (74 proc.). Najgorzej w naszych oczach wypada straż miejska, której działalność pozytyw- nie ocenia tylko 49 proc. badanych. - Cenimy te instytucje, które kojarzą nam się z tradycją i bezpieczeństwem - mówi Erenc. - A w przypadku straży pożarnej także z charakterem człowieka, który do niej wstępuje: strażak jest symbolem odwagi i nie musimy na co dzień widzieć go w akcji, żeby czuć, że w razie zagrożenia przyjdzie nam z pomocą.

Niski wynik straży miejskiej zdaje się potwierdzać argument o wyższych notowaniach instytucji z dłuższą tradycją i "mniej obecnych" w naszym życiu. - Istniejemy tylko 20 lat, dopiero od 1997 roku mamy ustawowo określone zadania - tłumaczy Dariusz Wiśniewski, komendant gdyńskiej Straży Miejskiej. - Od niedawna dysponujemy też narzędziami do wykonywania naszych obowiązków, a w oczach społeczeństwa sprawy, którymi się zajmujemy (pouczenia, mandaty za wykroczenia), są uważane za mało istotne. Ale prawo musi być przestrzegane na każdym poziomie, bo to buduje bezpieczeństwo kraju - dodaje.

- Instytucje bezpieczeństwa wyżej oceniane są w mniejszych jednostkach: w miastach poza Trójmiastem i na wsi - uzupełnia Erenc. - Wiąże się to z bliższym kontaktem z tymi służba-mi, brakiem ich anonimowości.

Najbardziej krytyczne wobec służb są osoby z wyższym wykształceniem i ludzie w wieku 25-39 lat. - To grupa wiekowa w optymalnym momencie swojej kariery zawodowej, dlatego więcej wymaga od siebie i od innych. Z podobnych powodów większe oczekiwania mają osoby z wyższym wykształceniem - wyjaśnia Erenc. - Zwracam też uwagę na wysoki wynik pogotowia ratunkowego, któremu nie zaszkodziły ujawniane w mediach afery i zła obiegowa opinia - zauważa.

I znów częściej dobre oceny pogotowie zbiera w małych miastach (83 proc.) i na wsi (76 proc.) niż w Trójmieście (71 proc.). - W małych miejscowościach ta służba jest pod większą kontrolą społeczną, co owocuje wyższą jakością usług - mówi socjolog.
Nasze badania obalają też mit, że najgorzej służbę zdrowia widzą osoby starsze. W przedzia-le wiekowym "60+" ocena opieki medycznej jest najwyższa, równie wysoka co w grupie, która ma z nią pewnie najmniejszy kontakt (15-24 lata) - ponad 80 proc.

- Z badań wynika, że oddzielamy naszą opiekę medyczną od ogólnego stanu służby zdrowia, za który winimy Warszawę lub krajowy system administrowania - podsumowuje dr Erenc.

Żeby nie być anonimowi, radni muszą być aktywni całą kadencję

Z dr. Jarosławem Ochem, politologiem z Uniwersytetu Gdańskiego, rozmawia Marcin Mindykowski

Jak wynika z badań, samorząd cenimy dużo wyżej niż władze ogólnokrajowe.

To bardzo pozytywny wynik z punktu widzenia polskiej samorządności, szczególnie pomorskiej. Ale te badania mnie nie zaskakują, bo są potwierdzeniem tezy, że aby zostać parlamentarzystą, wystarczy znaleźć się na liście partyjnej. Żeby zaś zostać samorządowcem, wymagana jest jednak pewna wiedza. Władzę lokalną poddaje się też dużo surowszej i częstszej ocenie, bo jest blisko. I dlatego mamy samorządowców kompetentnych i przygotowanych.

Najlepiej wypadli nasi gospodarze - wójtowie i burmistrzowie. Niewiele, ale jednak więcej złych ocen zebrali prezydenci dużych miast.
Ten wynik wiąże się z identyfikacją mieszkańców ze swoją władzą. W małych gminach ten burmistrz czy wójt jest świetnie znany wyborcom. To ktoś, kogo wybieramy, bo jest kompetentny, przyzwoity i skuteczny, a nie dlatego że stoi za nim partia. W dużych miastach władza jest bardziej oddalona od obywateli i często pochodzi z nadania partyjnego. To zrozumiałe, że oceniana jest tam nieco mniej życzliwie.

Chyba najwięcej powodów do niepokoju mają trójmiejscy radni - zna ich tylko 16 proc. wyborców.
To prosta konsekwencja trudnego sposobu przeprowadzania wyborów. Wybory do małych rad gmin (tych do 20 tys. mieszkańców) są większościowe. Niektórzy nie bez racji wskazują, że w dużych gminach niepotrzebnie upartyjniono samorząd formułą wyborów proporcjonalnych. To upartyjnienie niesie wszystkie patologie i słabości, które Polacy dostrzegają również na poziomie władzy parlamentarnej. Z powodu ich skomplikowania obywatel nie chce w takich wyborach uczestniczyć, jest wysoki odsetek nieważnie oddanych głosów. Dla wszystkich, którzy zamierzają w tym roku starać się o mandaty radnych, to też powód do refleksji, żeby nie uaktywniać się tylko w kampanii wyborczej, bo na dobry wynik pracuje się całą kadencję. Żeby nie było tak, że za kilka miesięcy po raz kolejny przeczytamy hasła "Jak zostanę radnym, to...". Ja czekam wreszcie na ulotkę, w której będzie napisane, co ktoś zrobił, a nie co chce zrobić. Bliskie jest mi tutaj motto Arystotelesa, że do kampanii wyborczych winny stawać dokonania, a nie obietnice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki