Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory do Sejmu w 1989 roku - drużyna Lecha Wałęsy

Barbara Szczepuła
Ustawą z 29 grudnia 1989 r. Sejm dokonał zmian w Konstytucji PRL, zmieniając nazwę państwa na Rzeczpospolitą Polską. Usunięto artykuły dotyczące kierowniczej roli PZPR oraz przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Pojawiły się nowe zasady ustrojowe - demokratycznego państwa prawnego, pluralizmu politycznego, swobody działalności gospodarczej. A orzeł biały odzyskał koronę. Nastrój tamtych dni oddaje dobrze rysunek Jujki, na którym jeden facet mówi do drugiego: - Głupie uczucie, iść głosować i nie wiedzieć, kto wygra! Wybory do Sejmu kontraktowego w 1989 roku przypomina Barbara Szczepuła

Rzeczywiście głupie uczucie, zwłaszcza że wygrali nie ci, którzy powinni - nie ci, którzy wygrywali od czterdziestu lat. Zwycięstwo było miażdżące, Komitety Obywatelskie Solidarności zdobyły niemal wszystko, co mogły. Wszystkie mandaty zagwarantowane przy Okrągłym Stole w Sejmie (35 procent), a w wolnych wyborach do Senatu 99 miejsc na 100. Niektórzy wybrzydzali: co to za demokracja? To coś w rodzaju ustawionego z góry meczu, ale Zbigniew Brzeziński powiedział krótko: "Lepsze 35 procent demokracji niż zero demokracji" i był to argument nie do odrzucenia.
- Patrzyliśmy na Okrągły Stół z nieufnością - ocenia Czesław Nowak. - Panowało przekonanie, że komuniści znowu chcą nas oszukać. Ale zdawaliśmy sobie sprawę, że była to ostatnia deska ratunku, bo gospodarka była w tragicznym stanie.

- To nie była sytuacja spod Grunwaldu, gdy król Jagiełło rozgromił Krzyżaków i to on decydował: iść na Malbork czy nie - mówi mi Jacek Merkel. - W 1989 roku żadna ze stron nie mogła czuć się triumfatorem ani dyktować warunków. Obie zgodziły się na rozejm, wykazując elastyczność i zdolność do kompromisu.

Kto znał Jana Krzysztofa Bieleckiego?

- Zatelefonował do mnie Bogdan Borusewicz, ówczesny przewodniczący Komitetu Obywatelskiego - wspomina Olga Krzyżanowska. - Zaproponował, żebym kandydowała. - Dlaczego ja? - zapytałam zdumiona. - Potrzebujemy kobiety - wyjaśnił Bogdan. - Jest przecież Alinka Pienkowska - oponowałam. - Mowy nie ma! Żona przewodniczącego Komitetu Obywatelskiego, który decyduje o tym, kto znajdzie się na liście, nie może kandydować - nie miał wątpliwości "Borsuk", który także zrezygnował z kandydowania, co w świetle dzisiejszych praktyk może wydać się niezrozumiałe. - Poza tym ważny jest twój ojciec, legendarny "generał Wilk". Chodzi o to, by pokazać, że mamy ludzi o właściwych korzeniach i życiorysach - przekonywał Borusewicz. Olga Krzyżanowska była jedyną osobą z całej drużyny Wałęsy, która nie zrobiła sobie z nim zdjęcia. Gdy fotografowano się z Lechem w stoczni, miała zapalenie okostnej i okropnie spuchła. Ale ważne było to, że startowała z listy solidarnościowej.

- Nawet krowa weszłaby do Sejmu, gdyby miała zdjęcie z Wałęsą - zauważył elegancko Jerzy Urban. Rzeczywiście, fotografia była znakiem rozpoznawczym i przepustką, bo kto znał na przykład kandydata na posła Jana Krzysztofa Bieleckiego, kierowcę ciężarówki wożącej drzewo z lasu do portu, a jednocześnie ekonomistę i głęboko zakonspirowanego działacza podziemia o pseudonimie "Mało-czarny"? Albo startującego do Senatu doktora Lecha Kaczyńskiego, uczącego robotników prawa pracy? A na kampanię wyborczą nie było czasu.

Esbecy zadają pytania

Były jednak spotkania z wyborcami i plakaty.
- Podczas jednego z takich spotkań - opowiada mi Czesław Nowak - wstał rolnik i powiedział: Będę na pana głosował, jeśli załatwi mi pan talon na traktor!

- Nic pan nie rozumie - zbulwersował się Nowak. - Chodzi właśnie o to, żeby talonów nie było.
Nowak pokazuje mi przygotowany przez SB "zestaw pytań", które tajniacy mieli zadawać podczas spotkań kandydatów solidarnościowych z wyborcami, by ich skompromitować. Chodziło przede wszystkim o to, by wykazać, że reprezentacja Solidarności do parlamentu nie została wybrana demokratycznie. Sposobem wyłaniania reprezentacji PZPR esbecy oczywiście się nie zajmowali. Chodziło także o zasugerowanie, że opozycja chce "zdobyć władzę", co było niedopuszczalne i karygodne, bo rządzić mogła tylko PZPR!

Z prominentnych działaczy opozycji zabrakło na listach KO w województwie gdańskim oprócz Borusewicza także Aleksandra Halla, lidera RMP, który uważał, że Komitet Obywatelski nie reprezentuje wszystkich nurtów opozycji, więc odmówił udziału w wyborach.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Zachodźże czerwone słoneczko

W niedzielę wyborczą emocje sięgnęły zenitu. Z plakatów zagrzewał nas do walki Gary Cooper, szeryf z filmu "W samo południe" z kartką wyborczą w dłoni i z wpiętym w kamizelkę znaczkiem Solidarności, z innego plakatu bił w oczy napis "Zachodźże czerwone słoneczko", zaś biskup Ignacy Tokarczuk wołał z ambony w Przemyślu: "Myślę, że wiecie, jak Pan Bóg głosowałby dzisiaj".

Nikt nie miał wątpliwości, po której stronie Pan Bóg stoi, w każdym razie nie mieli ich ci, którzy poszli do urn (62 proc. uprawnionych). W województwie gdańskim Solidarność odniosła miażdżące zwycięstwo. Wszyscy kandydaci Komitetu Obywatelskiego zdobyli mandaty, rekordzista Jacek Merkel miał ponad dwieście tysięcy głosów. Padła tzw. lista krajowa, na której PZPR i jej koalicjanci ulokowali swoich prominentnych działaczy!

Czekaliśmy z wypiekami na twarzach na jakiś radosny przekaz z góry, na sygnał, że idziemy dalej za ciosem i odbieramy komunistom władzę, ale w telewizji ostudził emocje Bronisław Geremek. Powiedział ze smutkiem: pacta sunt servanda. Niektórzy mają mu to do dziś za złe, ale jest to chyba myślenie ahistoryczne.

- Wygraliśmy resztką sił - odetchnął z ulgą Lech Wałęsa.
Zieliński - tak, Rakowski - nie!

Komuniści nie zdecydowali się jednak na tzw. rozwiązanie siłowe, choć straszyli, że mogą je zastosować. Klęska listy krajowej była dla nich ciosem. Mandatu nie uzyskały takie tuzy, jak m.in. Stanisław Kania (były I sekretarz KC PZPR), Czesław Kiszczak (wiadomo, kto zacz), Mieczysław Rakowski (premier i I sekretarz), Florian Siwicki (minister obrony narodowej i zaufany współpracownik Jaruzelskiego). W Sejmie znalazły się tylko dwie z trzydziestu pięciu osób z listy: Mikołaj Kozakiewicz, ceniony profesor seksuologii (ZSL) i nieznany bliżej Adam Zieliński (PZPR), jak się okazało prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, którego nazwisko znalazło się na liście na ostatnim miejscu. Podejrzewano, że wyborcy skreślając całą listę krajową "na krzyż" robili to niedokładnie, a członkowie komisji wyborczych zinterpretowali to na korzyść kandydata. Wyjaśnić należy, że wyborca nie oznaczał wówczas swojego faworyta na karcie do głosowania, ale musiał skreślić wszystkich tych, których nie popierał. Mandatu nie uzyskał też m.in. Aleksander Kwaśniewski, który kandydował do Senatu z Koszalińskiego.

Kiszczak jest agresywny

Szóstego czerwca Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek spotkali się z gen. Kiszczakiem i Stanisławem Cioskiem. Prof. Geremek wspominał, że byli "kategoryczni, ostrzy, agresywni. Kiszczak powiedział, że władza znajduje się pod silnym naciskiem na unieważnienie wyborów i że klęska listy krajowej narusza kontrakt polityczny". Wobec takiego dictum, Solidarność wyraziła zgodę na zmianę ordynacji przed drugą turą wyborów. Umożliwiło to "stronie rządowej" umieszczenie 33 nowych kandydatów na liście krajowej. "S" wezwała też do poparcia niektórych wskazanych przez siebie kandydatów z PZPR, ZSL i SD. W Gdańsku poparła sygnatariusza Porozumień Sierpniowych Tadeusza Fiszbacha (PZPR, ale bez rekomendacji KW), Tadeusza Bienia (Stronnictwo Demokratyczne). Do Sejmu dostali się też w II turze: Henryk Szarmach (ZSL), profesor Akademii Medycznej i Jan Kuligowski (PZPR), doktor ekonomii z Uniwersytetu Gdańskiego.

Mieliśmy powód do dumy, bo przy pomocy kartki wyborczej zmieniliśmy system komunistyczny na demokratyczny. Nie przypuszczaliśmy jednak, że droga do demokracji będzie tak stroma, kamienista i pełna zasadzek, że rację miał Churchill twierdząc, iż demokracja ma same wady, a tylko jedną zaletę, że nikt niczego lepszego nie wymyślił. Choć Jacek Kuroń ostrzegał, iż będzie to żmudna odbudowa kraju, jak po wojnie czterdziestoletniej, wielu z nas oczekiwało, że gdy ekipa solidarnościowa przejmie władzę, z miejsca zapanuje raj na ziemi.

Na marszałka Sejmu wybrano Mikołaja Kozakiewicza, dwoje wicemarszałków pochodziło z Gdańska: Olga Krzyżanowska i Tadeusz Fiszbach. Partyjni działacze wytykali Fiszbachowi: - Płyniecie towarzyszu jak kłoda na fali Solidarności! Szefem Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego (OKP) wybrano Bronisława Geremka.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Wałęsa chce wykolegować Jaruzelskiego

Jednym z pierwszych zadań Zgromadzenia Narodowego był - jak ustalono przy Okrągłym Stole - wybór prezydenta. Kiszczak straszył abp. Dąbrowskiego, że jeśli "Jaruzelski nie zostanie prezydentem, rozpocznie się dramat". Solidarność szukała jednak sposobu, by Jaruzelskiego "wykolegować". Tadeusz Fiszbach wyjawił mi, że Wałęsa sondował go, czy zgodziłby się objąć ten urząd. - Ustaliliśmy, że to będzie ktoś z PZPR, ale nazwisko nie padło - mówił. - Możemy poprzeć pana… Ale Fiszbach się nie zgodził i 19 lipca Wojciech Jaruzelski prezydentem został. Wybrany - jak mówiono - "jednogłośnie", czyli przewagą jednego głosu. Przeszedł dzięki nieważnym głosom kilku posłów OKP. Pacta sunt servanda. Nie było wśród nich gdańszczan. Olga Krzyżanowska wspomina, że poseł Andrzej Wielowieyski zapytał ją, czy poprze generała. Odmówiła, a on nie nalegał.

Kolacja w Hotelu Europejskim

Rozpoczyna się batalia o premiera. PZPR lansuje koncepcję "wielkiej koalicji", w której dla Solidarności przewiduje stanowisko wicepremiera i szefów kilku resortów gospodarczych, mając oczywistą nadzieję, że "solidaruchy" na tym polegną. Adam Michnik rzuca hasło: "Wasz prezydent, nasz premier" i proponuje "sojusz demokratycznej opozycji z reformatorskim skrzydłem obozu władzy". Generał Jaruzelski jakby tego nie słyszy i powierza misję utworzenia rządu generałowi Kiszczakowi. Nie udaje mu się jednak skompletować gabinetu. Nikt nie chce już by generałowie, twórcy stanu wojennego rządzili krajem, w którym Solidarność odniosła tak wielkie zwycięstwo, a ludzie poczuli zew wolności. Buntują się też posłowie z SD i ZSL, choć Mieczysław Rakowski straszy ich widmem wojny domowej. I wtedy Jarosław Kaczyński, który razem z bratem zaczyna w tym czasie odgrywać coraz większą rolę u boku Wałęsy, proponuje sojusz OKP z tymi dwoma nieważnymi i lekceważonymi dotąd "sojuszniczymi stronnictwami".

Premiera wskazuje sam Wałęsa. Jedząc w Hotelu Europejskim kolację z Tadeuszem Mazowieckim, który był wtedy redaktorem naczelnym "Tygodni- ka Solidarność", oznajmił:
- Panie Tadeuszu, będzie pan premierem! - Panie Lechu, ja?

24 sierpnia 1989 po raz pierwszy w państwie Układu Warszawskiego szefem rządu zostaje osoba spoza komunistycznej nomenklatury. Gdy 12 września premier Mazowiecki wygłasza w Sejmie exposé, cała Polska wstrzymuje oddech. "Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania" - mówi. Ta "gruba kreska" zacznie wkrótce żyć własnym życiem i przez przeciwników premiera podawana będzie jako przykład trzymania parasola ochronnego nad komunistami i agentami. Premier wygłaszając przemówienie zasłabł, ale wybrnął z tego znakomicie: - Bardzo przepraszam Wysoką Izbę, ale jest to rezultat tygodni zbyt intensywnej pracy. Doszedłem do takiego stanu jak polska gospodarka, ale wyszedłem z niego. Mam nadzieję, że gospodarka też wyjdzie.

Z gospodarką jednak będzie znacznie gorzej, mimo wysiłków i bolesnych reform wicepremiera Balcerowicza. Zaczynają psuć się stosunki rządu z Wałęsą, który został w Gdańsku i czuje się odsunięty na boczny tor. Z Gdańska dochodzą wrogie pomruki, Wałęsa usiłuje ingerować w prace rządu.

- To ja zrobiłem pana premierem! - przypomina zniecierpliwiony lider Solidarności.
- Tak, ale ja już jestem premierem - nie daje się Mazowiecki.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Nie chcem, ale muszem

Pęka piękny mit jedności, solidarność przez małe i duże "s" gdzieś się gubi, dają o sobie znać ambicje, wśród ludzi Solidarności nasilają się gorszące konflikty… Niedawni sojusznicy obrzucają się oskarżeniami. Na spotkaniu Komitetu Obywatelskiego Wałęsa obraża kolegów, a także sędziwego Jerzego Turowicza, redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego". Do sekretarza OKP Henryka Wujca wysyła fax: "Czuj się odwołany!" Mazowiecki apeluje w Sejmie: - Słabnie poczucie odpowiedzialności za kraj, za państwo, rzeczową polemikę zastępuje język brutalnej walki, także na tej sali. Przeciwnika, z którym należy walczyć na argumenty, traktuje się jak wroga do zniszczenia. Wzywam do opamiętania.

Z solidarnościowego pnia wyrastają nieprzychylnie do siebie nastawione partie polityczne. Najważniejsze z nich to Porozumienie Centrum Kaczyńskich i ROAD, który tworzą Bujak, Wujec, Frasyniuk, Michnik. Mnożą się awantury.

- Nie chcem być prezydentem, ale muszem - przekonuje Wałęsa i oficjalnie proklamuje "wojnę na górze". Obiecuje prezydenturę "z siekierką".

We wrześniu 1990 roku Sejm kontraktowy podejmuje decyzje o skróceniu kadencji parlamentu i głowy państwa. W grudniu Wałęsa zostaje w powszechnych wyborach wybrany na prezydenta. Jego kontrkandydat Tadeusz Mazowiecki przegrywa ze Stanem Tymińskim, człowiekiem znikąd.
Na stanowisko premiera Wałęsa proponuje Jana Krzysztofa Bieleckiego (OKP, potem Kongres Liberalno-Demokratyczny), w styczniu 1991 Sejm zatwierdza nowego szefa rządu, ale zwleka z samorozwiązaniem, bo trwają spory o kształt ordynacji wyborczej. Denerwuje to prezydenta, który uważa, że najwyższy już czas na demokratyczne wybory. Na wiecach, bo Wałęsa wiecuje na potęgę, grozi posłom i pyta zebranych: - Kto jest za rozwiązaniem Sejmu? Rączki do góry! Wszyscy oczywiście są za prawdziwą demokracją.

Kontraktowy Sejm rozwiązuje się 26 października 1991 roku.



Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki