Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wójt Sadlinek wykreśliła z ewidencji ludności szefa gminnej rady

Łukasz Kłos
Arkadiusz Kosiński
Elżbieta Krajewska, wójt Sadlinek, wykreśliła z listy ewidencji ludności swojej wsi Wojciecha Berenta. Tak się składa, że jest on przewodniczącym gminnej rady i przy okazji politycznym oponentem pani wójt.

Nieważne, że mieszka tu od urodzenia. Nieważne, że „od dzieciaka” służy w miejscowej OSP, ani też to, że jego żona tu właśnie prowadzi kwiaciarnię. A już zupełnie nie jest ważne, że oboje co niedziela uczęszczają na mszę do tutejszego kościoła parafialnego. Był wniosek mieszkańców o wymeldowanie - jest decyzja pani wójt. Służby gminnego magistratu ustaliły, że Wojciech Berent jest mieszczuchem, mieszkającym na stałe w powiatowym Kwidzynie, i jako takiego należy go wymeldować z gminnych Sadlinek.

A że Berent jest sadlińskim radnym - i to nie zwyczajnym, bo przewodniczącym Rady Gminy, a zarazem liderem większości konkurencyjnej wobec wójt - to już zbieg okoliczności. Tak samo nieistotne jak to, że pod wnioskiem o wymeldowanie podpisali się także polityczni konkurenci Berenta. Wójt Elżbieta Krajewska przekonuje, że te fakty nie miały wpływu na efekt postępowania administracyjnego.

Od mieszkańców wpłynął wniosek, trzeba go było rozpatrzyć. Nie ma w tym żadnego podtekstu politycznego. Tak twierdzi wójt Sadlinek Elżbieta Krajewska. Tymczasem wymeldowany przewodniczący Wojciech Berent ripostuje. Podkreśla, że padł ofiarą politycznych rozgrywek, a cała intryga ma jeden cel: wyeliminować jego, niewygodnego aktywistę, ze społeczności lokalnej.

- Cała sprawa rykoszetem uderza w moją rodzinę. Wymeldowano mnie z rodzinnego domu. Wykorzystano moje dzieci. Ciągano na przesłuchania sąsiadów. Jak mam się czuć? - pyta retorycznie w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim”.

To, gdzie jest „prawdziwe” miejsce zamieszkania Wojciecha Berenta, elektryzuje ostatnio miejscową ludność. Do tego stopnia, że kwestia, czy przewodniczący jest „miastowym” z Kwidzyna, czy też z krwi i kości sadlinianinem, była przedmiotem obrad na ostatniej sesji Rady Gminy.

- Jego brat kupił tu mieszkanie, mieszka cały czas. A on chce być mieszczuchem, chce być kwidzyniakiem, niech będzie! Ale to przeczy temu, żeby tu przewodniczył! - tak na sesji swój podpis pod wnioskiem tłumaczył Jan Piskor. To radny z „Niezależnych Sadlinki”, tego samego komitetu, z którego mandat wójtowski uzyskała Krajewska.

Wniosek o wymeldowanie Berenta złożony został jeszcze wiosną. Pod pismem podpisało się ośmioro mieszkańców Sadlinek. Poza wspomnianym radnym Piskorem wśród sygnatariuszy znalazły się m.in. dwie radne ubiegłej kadencji, które z komitetu wójt Krajewskiej bezskutecznie ubiegały się o reelekcję. Wnioskodawcy, mimo iż sąsiadami Berenta nie są, domagali się wykreślenia go z sadlińskiej ewidencji ludności, wskazując, że mieszka on na stałe w powiatowym Kwidzynie.

Wójt zapewnia dziś, że „inicjatywę obywatelską” potraktowała poważnie i wyznaczyła niezależną pracownicę do rozpatrzenia sprawy („wyjścia nie miałam, a teraz kubeł pomyj wylewa się na moją głowę”) . Dochodzenie administracyjne wlokło się przez kolejne tygodnie, a do gminnego magistratu na przesłuchania wzywane były kolejne osoby: sąsiedzi, rodzina, a wreszcie i sami wnioskodawcy. Na prośbę wójt Berenta w deklarowanym miejscu zamieszkania, jak i tym domniemanym, szukali też policyjni dzielnicowi. Do Urzędu Gminy Sadlinki ściągnięto też dokumenty osobowe Berenta. Jakie? Tajemnica służbowa urzędu, ale to właśnie one, zdaniem wójt Sadlinek, miały przeważyć za skreśleniem z listy mieszkańców.

- Pan Berent mówi, co mu wygodne. Ja mam dokumenty, w których on sam wskazuje, że mieszka gdzie indziej - twierdzi Krajewska. Więcej powiedzieć nie może, bo jak tłumaczy nie chce być ciągana po sądach za naruszenie tajemnicy danych osobowych.

Berent nie kryje, że ma mieszkanie w Kwidzynie i że w nim bywa. Ani że tam pracuje. Jest strażakiem w Państwowej Straży Pożarnej („nasza rodzinna tradycja”).

- Ale całe życie od małego jestem związany z Sadlinkami. Tu mnie znają. Tu jest mój dom rodzinny, tu od dzieciaka służę w OSP. Wreszcie tu moja żona od kilkunastu lat prowadzi działalność gospodarczą i tu płacimy podatki - wylicza.

Dodaje, że z Sadlinkami nie może zerwać także z innego powodu. W listopadzie zmarła jego matka i nie może zostawić ojca samego. - W całej tej sprawie nie widzę żadnej troski o ustalenie faktycznego miejsca mojego pobytu. Przecież wszyscy doskonale wiedzą, że Sadlinki to moje życie. Jedyne, o co chodzi w tym wniosku i tej decyzji, to pozbawić mnie mandatu radnego i przede wszystkim funkcji przewodniczącego. To jest od początku do końca sprawa wyłącznie polityczna.

Teraz problem musi rozwiązać wojewoda pomorski, do którego wpłynęło odwołanie Berenta od decyzji wójt. Jak dowiedzieliśmy się w Urzędzie Wojewódzkim, rozstrzygnięcie powinno nastąpić do 28 października.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki