Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Żaliński: Czasem jestem sfrustrowany słabością piłkarzy [ROZMOWA]

Patryk Kurkowski
Fot. Karolina Misztal / Polskapresse
Wojciech Żaliński, były siatkarz Lotosu Trefla Gdańsk, opowiada m.in. o kibicowaniu Legii i Barcelonie oraz... opakowaniu polskiej ekstraklasy.

Mocno interesujesz się piłką?

- Myślę, że tak. Oglądam mecze na bieżąco, sporo też czytam.

Grałeś kiedyś?

- Grałem w piłkę przez prawie rok. Znudziła mi się jednak w momencie, gdy usiadłem na ławce rezerwowych. Byłem wtedy dzieckiem, nie miałem w sobie wielkiego zaparcia. To było raczej skakanie z kwiatka na kwiatek, jeśli chodzi o dyscypliny sportowe.

Dużo oglądasz meczów ekstraklasy?

- Na pewno z każdej kolejki oglądam skróty. Wszystko zależy od tego, ile mam czasu. W sezonie mam przecież swoje mecze. Oglądam też spotkania siatkówki. Poza tym mam w domu inne obowiązki, mam też dziecko. Nie mam zatem czasu, aby posiedzieć cały weekend przed telewizorem. Tym bardziej, że dostępna jest też liga hiszpańska czy angielska. Zawsze zdarzy się jednak obejrzeć jakiś mecz. Niektóre są jednak katorgą. Z drugiej strony są spotkania, które ogląda się naprawdę przyjemnie.

Wciąga Cię bardziej polska liga czy zagraniczna?

- Chyba jednak zagraniczna. Nie jestem spaczony, że polskie to złe, ale jak oglądasz ligę angielską i przełączysz na naszą ekstraklasę, to różnicę widzisz gołym okiem. U nas jest więcej stania niż biegania. W Anglii zarąbiście podoba mi się to, że idzie wymiana za wymianą. Choćby niedawno - jak to się stało, że Liverpool prowadził z Crystal Palace 3:0 i był w walce o mistrzostwo, a kilka minut później je przegrywa (mecz zakończył się remisem 3:3 - przyp. red.). Tego w naszej lidze nie ma. Z tego powodu podoba mi się liga angielska, ale też hiszpańska. Mimo że jestem kibicem Barcelony to spotkanie Valencii z Real Madryt, kiedy Cristiano Ronaldo już w doliczonym czasie gry strzelił bramkę nie wiadomo w jaki sposób, też był niesamowicie emocjonujący. Naprawdę rzadko zdarzają się w Polsce mecze, które zmieniają tak dużo w obliczu walki o mistrzostwo.

Mocno krytykujesz polskich piłkarzy?
- Nie krytykuję, bo sam nie jestem przecież nikim wielkim. Każdy mógłby mi odpowiedzieć: a co Ty osiągnąłeś? W Polsce jest specyficzny sposób kibicowania. Jest dużo ironii i krytyki. Zdarza mi się jednak być na meczu sfrustrowanym tą słabością piłkarzy. Dużo więcej jest słabych zagrań niż dobrych. Mam jednak pewną granicę. Co prawda nie znam zawodników, ale to są moi koledzy po fachu. Wiem, że ciężko się żyje, kiedy gra się słabo.

Nasza liga jest dobrze "opakowana"?

- Myślę, że nasza liga jest ładnie opakowana. Przyjemnie się ją ogląda. Zwłaszcza ze stadionów Lecha, Lechii, Legii, Wisły czy Cracovii. Z drugiej strony przychodzi obejrzeć mecz na stadionie Górnika Zabrze, Jagiellonii Białystok czy kiedyś Odry Wodzisław Śl. Tego nie dało się już opakować, a wiadomo, że stadion robi różnicę. Z tego powodu nie lubię oglądać ligi włoskiej, bo tam są beznadziejne stadiony. Mimo że poziom jest wyższy, to według mnie nie da się tego oglądać. Wolę zobaczyć sobie słaby mecz na dobrym stadionie ligi polskiej, niż Fiorentinę z Napoli w Pucharze Włoch. Stary stadion sprawiał, że to spotkanie nie było dla mnie tak atrakcyjne.

Kto jest najlepszym piłkarzem w polskiej lidze?

- Najbardziej podoba mi się Miroslav Radović. Fajnie się utrzymuje przy piłce, umie się zastawić, dużo widzi na boisku, ma w sobie inteligencję sportową. Widać, że myśli i szuka rozwiązań. Są też jednak w naszej lidze zawodnicy, którzy mi się bardzo nie podobają. Ostatnio na jednym z meczów Lechii był piłkarz, nie w Lechii, z którego śmialiśmy się, że jest koniem z klapkami na oczach. Gość grał tylko do przodu. Co prawda był obrońcą, ale naprawdę zero spojrzenia na skrzydła, aby podać piłkę, sklepać ją z kimś.

Kibicujesz komuś w Polsce?

- To jest złożone. Urodziłem się w Skarżysku, więc chodziłem z ojcem na mecze miejscowego Granatu. Później, gdy już miałem swoją świadomość, to kibicowałem Wiśle Kraków. Kiedyś byłem na meczu z Barceloną, ale dawno temu. Przegrali 3:4 z Barceloną. Wtedy zaszczepiłem się Wisłą. Zresztą złożyło się tak, że krakowianie zdominowali naszą ligę na kilka lat. Później byłem jednak daleko od tej drużyny, nie chodziłem na mecze i miałem już swoje obowiązki siatkarskie, bo poszedłem w profesjonalizm. Trafiłem do Warszawy, gdzie zdarzyło mi się kilka razy pójść na mecze Legii. To był dziwny przeskok z bycia kibicem Wisły na byciem kibicem Legii. Ale bardzo spodobało mi się na ich meczach. Panowała tam świetna atmosfera i mieli kibiców. Kiedy byłem w Gdańsku, chodziłem na mecze Lechii, jeśli mi czas pozwalał. Atmosfera też mi się podobała, bo kibice robią niezły "kociołek", ale nie zapałałem do Lechii sympatią. Chodziłem na mecze tego klubu, bo jestem kibicem piłki. Wydaje mi się, że najbardziej trzymam kciuki za Legię. Nie jest fanatykiem. Po prostu widzę w niej największy potencjał, aby polska drużyna osiągnęła coś w Europie.

Fanem Barcelony i Borussii jesteś od dawna czy też jesteś kibicem sukcesu?

- Kiedyś się spierałem z trenerem Jakubem Bednarukiem. Zarzucał mi, że jestem kibicem sukcesu, bo w Borussii Robert Lewandowski gole strzela, a Barcelona była wtedy na topie. Udowodniłem mu, że się myli, pokazując zdjęcie z muzeum Barcelony, które odwiedziłem wraz z rodzicami, gdy miałem 10 lat. Wtedy zaszczepiłem się wielką sympatią dla tego klubu. Nawet kiedy Real dominował i zdobywał mistrzostwa, a Barcelona była słaba, bo nie wygrywała, to jej kibicowałem. Tak samo jest teraz. I tak samo jestem z Borussią. W Dortmundzie mam znajomych. Kiedyś byłem u nich, kupiłem sobie wtedy koszulkę Borussii, która aktualnie jest dla mnie o cztery rozmiary za mała.

Uważasz, że na stadionach jest niebezpiecznie?

- Zdarzają się nieprzyjemne sytuacje, ale nie ma to związku z tym, że to jest stadion. Nie mówię o sytuacji z meczu Legii z Jagiellonią, kiedy kilku idiotów zaczęło się bić o podpalony szalik czy flagę. Generalnie chodzę na stadiony i nie obawiam się o własne bezpieczeństwo. Na każdym stadionie, jak w każdym miejscu publicznym, może się zdarzyć jakiś incydent. Ostatnio sam byłem świadkiem tego, że pan popchnął na schodach panią i wywiązała się z tego mała awantura. To byli starsi ludzie, więc się nie bili, ale do incydentu doszło.

Kibic siatkarski różni się od piłkarskiego.

- Ciężko mi to porównać. Nie chodzę jako kibic na mecze siatkówki. Kiedyś, jak byłem mały i zaczął się w Polsce bum na siatkówkę, to jeździłem na mecze reprezentacji w Lidze Światowej, ale już dawno nie byłem.

Obserwujesz jednak kibiców i sam na pewno widziałeś, że kultura kibiców sportów halowych jest inna niż piłkarskich.

- Kibice siatkarscy są bardziej teatralni. Oni chcą oglądać dobre widowisko, ale tylko zwieńczone co najwyżej kilkoma oklaskami. Nie są tak żywiołowi. A piłkarscy są różni. Można iść na mecz i mieć doskonałe widowisko w ich wykonaniu. Flagi, sektorówki czy race, które są zabronione, robią swojego rodzaju show. Zdarzają się też nieprzyjemne sytuacje. Ostatnio na Lechii strasznie nie podobało mi się to, że po strzeleniu gola przez Legię, to kibice krzyczeli: Legia to k.... Uważam, że powinni się skupić na kibicowaniu swojej drużynie. Bardziej podobają mi się przyśpiewki kibiców o samej Lechii, bo są naprawdę fajne i mi imponują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki