- Nie może być tak, że wykonaliśmy ciężką i profesjonalną pracę,a obiecanych za nią 7 mln zł brutto nie dostaliśmy. Moja firma nie jest duża i z tego powodu ma poważne problemy finansowe, to nas po prostu niszczy - ubolewa Leszek Labiś, szef Met-Transu.
Mogilnik na terenie stadionu odkryto w maju ubiegłego roku - znajdowało się w nim aż 3 tys. ton odpadów, pochodzących prawdopodobnie z przedwojennej garbarni. Krótko po tym rozpoczął się spór między miastem a jednym z wykonawców. Najpierw firma Wakoz odmówiła usunięcia groźnych odpadów, powołując się na brak odpowiednich zapisów w umowie. Wtedy wybrano inwestora zastępczego - właśnie firmę Met-Trans. Ta zutylizowała i wywiozła zawartość mogilnika do spalarni, ale wciąż nie było wiadomo, kto ma za to zapłacić. Spółka BIEG 2012, odpowiedzialna za budowę stadionu, cały czas uważała, że prace przy mogilniku w ramach kontraktu powinna wykonać firma Wakoz. Jej szefowie odbijali piłeczkę i twierdzili, że jeśli to należy do nich, to powinni dostać dodatkowe pieniądze.
- Obiecywano nam wynagrodzenie. Wszystkim zależało na czasie, bo mogilnik zagrażał bezpieczeństwu. Z umowy się wywiązaliśmy, ale jak przyszło do zapłaty, chętnych nie było - opowiada Leszek Labiś. - Sprawa jest w sądzie, przesłuchiwani są świadkowie, sprawdzane dokumenty, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma. To patowa sytuacja - podkreśla.
Co na to wszystko Wakoz? Szefowie firmy w środę nie chcieli niczego komentować, tłumacząc się nawałem pracy związanym ze środkiem sezonu budowlanego. Przed sądem obie strony spotkają się pod koniec października.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?