Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki przekręt na Pomorzu. Zarabiał na bankrutach

Łukasz Kłos, Szymon Zięba
Archiwum
Tajemniczy biznesmen z astronomicznym wykształceniem kupował upadające spółki. Według ustaleń prokuratury, miał przywłaszczyć ok. 1 miliona złotych

Rok 2001, nauczyciel fizyki, ubrany w skórzaną kurtkę, glany, spodnie moro i z irokezem na głowie, wchodzi do jednego z trójmiejskich banków.

Z worka wysypuje 500 tys. zł i uprzejmie informuje, że jako prezes przejętej firmy farmaceutycznej, chce wpłacić pieniądze na rachunek bankowy. Jerzy R., z wykształcenia astronom, z zawodu nauczyciel fizyki w jednym z warszawskich liceów, parał się specyficzną formą dorabiania - na zlecenie przejmował stery w upadających spółkach, czyszcząc nie tylko firmowe konta z pieniędzy, ale też pomieszczenia ze wszystkiego, co wartościowe.

Oskarżony o przestępstwa finansowe, w tym też o przywłaszczenie majątku "znacznej wartości", został skazany przez sąd pierwszej instancji na osiem lat pozbawienia wolności. Przedstawimy kulisy śledztwa, dzięki któremu trafił przed oblicze wymiaru sprawiedliwości.

Inspektorzy finansowi na czatach

Dla organów ścigania sprawa zaczęła się od zawiadomienia złożonego przez generalnego inspektora informacji finansowej. Podlegli mu urzędnicy tworzą rodzaj specsłużby wyspecjalizowanej w monitorowaniu przepływów pieniędzy. Inspektorom GIIF podlega ruch na kontach bankowych, a jeśli zauważą coś podejrzanego, mają nawet prawo "zaaresztować" podejrzaną transakcję.

Tak też się zdarzyło w przypadku Jerzego R. Uwagę GIIF zwróciła seria dziwnych przepływów pieniężnych, do jakich dochodziło na kontach jednej z pomorskich hurtowni lekarstw oraz osób związanych z firmą. Inspektorzy, za zgodą prokuratury, postanowili zatrzymać przelew na 475 tys. zł, a organa ścigania zaczęły prześwietlać działalność biznesmena i samej spółki.

Przemeblowanie

Pomorski Lek powstał w 1990 roku w Trójmieście, 10 lat przed pojawieniem się w spółce Jerzego R. Bardzo szeroki zakres działalności spółki PL obejmował m.in. usługi medyczne i rehabilitacyjne. W 1991 roku kapitał spółki wynosił 120 mln "starych" złotych. Pod koniec lat 90. zasadniczym przedmiotem działalności spółki stały się import oraz obrót hurtowy środkami farmaceutycznymi oraz materiałami medycznymi, a zasięg działania firmy rozszerzył się na całą Polskę.

W oficjalnej dokumentacji rejestrowej Pomorskiego Leku Jerzy R. pojawia się dopiero w sierpniu 2001 roku. Było to wkrótce po tym, gdy się okazało, że firma popadła w tarapaty i straciła płynność finansową.

R. pojawił się jako pełnomocnik większościowego udziałowca spółki, pewnego profesora endokrynologii. W jego imieniu złożył wniosek o odwołanie dotychczasowej rady nadzorczej. Wynik głosowania był przesądzony. Nową radę utworzyły osoby wskazane przez R. i natychmiast odwołały dotychczasowy zarząd. Za to w nowym znalazło się miejsce tylko dla... Jerzego R. i jego zastępcy. Nie na długo, zaledwie w ciągu miesiąca władze spółki zmieniły się kilkakrotnie. Śledczy ustalą później, że kolejni członkowie zarządów byli powiązani z Jerzym R., a część nawet współpracowała z nim przy "czyszczeniu" innych spółek.

Lawina kont

Wkrótce po przejęciu władzy w Pomorskim Leku przez nową ekipę rozpoczęła się zasadnicza akcja. Jak ustali prokuratura, do tego czasu spółce wystarczały dwa rachunki bankowe. Natomiast po przetasowaniach jej nowi przedstawiciele zaczęli otwierać kolejne rachunki w kilku trójmiejskich bankach. Później ich pracownicy będą wspominać Jerzego R. jako nerwowo zachowującego się, często dzwoniącego przez komórkę i wyraźnie zainteresowanego wpłatami i wypłatami dużych kwot gotówki. Miał się też dopytywać, czy takie transakcje wymagają uprzedzenia banku.

- Zdarzały się sytuacje, kiedy przychodził do banku ubrany nietypowo, na przykład w moro, czarną kurtkę skórzaną i buty wojskowe, a w worku rybackim przynosił gotówkę, którą kazał wpłacić na rachunek bankowy - wspomina zeznania bankowców jeden ze śledczych.

O nowych kontach nie wiedziały początkowo nawet księgowe pracujące w Pomorskim Leku.

Drenaż

Jak wynika z ustaleń prokuratury, prawdziwym celem obecności Jerzego R. w Pomorskim Leku okazało się wyprowadzenie majątku ze spółki. Wkrótce po przejęciu kontroli z kont spółki zaczęły wyciekać mniejsze i większe sumy pieniędzy. Przez dwa miesiące niemalże dzień w dzień gotówka przepływała z konta na konto osób i firm powiązanych z Jerzym R. Dla zmylenia organów ścigania pod przelewy wystawiano faktury i podpisywano umowy. Jak ustaliła prokuratura - fikcyjne.

Dosłownie z dnia na dzień z Pomorskiego Leku zaczęły znikać sprzęty elektroniczne (komputery, drukarki etc.). Zniknął nawet samochód dostawczy. Kiedy zdezorientowani pracownicy hurtowni dopytywali się, o co chodzi, władze spółki miały tłumaczyć, że to konieczność, by komornik nie zajął majątku. Majątkiem - jak ustaliła prokuratura - "zaopiekował" się Jerzy R.

Nazwa firmy została zmieniona.

[email protected]

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki