Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waldemar Walkusz: Jeśli awansujemy wyżej, to zadaniu podołamy

Łukasz Boyke
Rozmowa z Waldemarem Walkuszem, trenerem drugoligowców z Bytowa.

Do końca rundy jesiennej pozostały dwa spotkania. W jakiej kondycji znajduje się drugoligowy zespół z Bytowa?

- Myślę, że ostatnie mecze pokazały, że zespół wrócił na właściwe tory. Bardzo dobre spotkanie rozegraliśmy już w Głogowie. Mieliśmy sporo sytuacji, żeby zwyciężyć w tym meczu. Zespół pokazał się z bardzo dobrej strony, tak jak to było na początku rundy. Wydaje mi się, że ta chwilowa słabość, która nas dopadła, jest wynikiem tego, że wcześniej dużo wygrywaliśmy. Być może poczuliśmy się zbyt pewnie. Na szczęście szybko się pozbieraliśmy.

Jak dziś, "na zimno" patrzy Pan na wygrane 3:2 derby z Chojniczanką?

- Mecz był bardzo dobry przede wszystkim dla kibiców. Moi zawodnicy byli zmotywowani i robili wszystko, żeby wygrać to spotkanie. Były emocje, były bramki i ponad 2 tysiące kibiców na trybunach. Właśnie dla takich momentów warto grać w piłkę i warto poświęcać jej czas. Dotarły do mnie informacje, że na forach internetowych pojawiły się wpisy dotyczące niektórych okrzyków jednych czy drugich kibiców podczas meczu. Pomijam te kwestie i uważam, że coś takiego nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza dlatego, że obie drużyny kibicują Lechii Gdańsk. Co do samych wydarzeń boiskowych, nie pozostaje nic innego jak tylko cieszyć się z postawy zespołu i z wyniku. Dziwią mnie tylko komentarze trenera Chojniczanki, który na konferencji prasowej powiedział, że to jego drużyna prowadziła grę i niczym nie zaskoczyliśmy jego piłkarzy. Gdyby było tak jak mówi trener Pawlak, nie wygralibyśmy tego meczu. Gdybyśmy lepiej rozegrali dwie kontry, wynik byłby wyższy.

Czy jest Pan zadowolony z poziomu, jaki piłkarze prezentują na boisku?

- Piłkarze Druteksu-Bytovii w każdym spotkaniu dają z siebie wszystko i to jest najważniejsze. Do końca rundy jesiennej zostały jeszcze dwa mecze. Myślę, że z kontuzjami i pauzami za kartki na pewno będziemy się zmagać. W tej chwili wielu moich piłkarzy nie trenuje nawet na pełnych obrotach, bo są poobijani po meczu z Chojniczanką. Kajca, Ambroziak, Pietroń, Hirsz to są ludzie, którzy mają tydzień na to, aby dojść do siebie i być sprawnym na kolejne spotkanie z Kluczborkiem. Na razie leczą drobne urazy i indywidualnie trenują. Niewykluczone, że ewentualne pauzy mogą przeciągnąć się do rundy wiosennej. Po trzy kartki mają Pietroń, Kajca i Wróbel. To są zawodnicy bezpośrednio zagrożeni i w przypadku otrzymania kolejnej kartki będą musieli pozostać na ławce rezerwowych.

Czy w najbliższych spotkaniach jest coś, czego się Pan szczególnie obawia?

- Obawiam się obu przeciwników. Tak Kluczbork, jak i Rybnik, który jest zresztą liderem tabeli, prezentują wysoki poziom gry na boisku. Rybnik ma w swojej kadrze wielu zawodników, którzy pamiętają występy w ekstraklasie. Natomiast Kluczbork po fatalnym początku rundy bardzo dobrze sobie radzi i w ostatnim spotkaniu ograł Chrobrego Głogów 2:0, a wartość Chrobrego przecież wszyscy znamy. Zwłaszcza w ostatnim spotkaniu rundy przed własną publicznością postaramy się zaskoczyć przeciwnika i podziękować kibicom za doping. Jeśli chodzi o wyniki, to uważam, że jest szansa nawet na mistrza jesieni. Wszystko jest jednak w nogach i głowach piłkarzy. To od nich zależy, czy to się uda. Uważam, że w najgorszym przypadku zakończymy rundę jesienną na trzeciej pozycji.

Ostatni mecz pokazał, że drużyna jest bardzo dobrze przygotowana kondycyjnie i taktycznie do gry. W jaki sposób motywuje Pan piłkarzy?

- Na boisku jest walka, a często i wojna. Tak było w meczu z Chojniczanką. Przede wszystkim mentalnie trzeba przygotować zespół, żeby piłkarze byli zdolni walczyć. Zawodnicy muszą zdawać sobie sprawę z tego, po co grają i co mogą przez to osiągnąć, ale też co mogą stracić. Jeżeli ta świadomość jest pełna, to z mojej strony mobilizacja jest mniejsza. Jeśli chodzi o przygotowanie zespołu, to okres przygotowawczy, szczególnie letni, różni się od zimowego. Zimą jest więcej czasu na przygotowanie ogólne. Latem natomiast bardziej kładziemy nacisk na przygotowanie taktyczne, na treningi z piłką. Wielu zawodników jest zaskoczonych tym, że tak ciężko trenujemy. Uważam, że jeżeli chcemy osiągać najwyższe wyniki, to musimy pracować nad możliwościami naszego zespołu.

Stawia Pan na młodość czy na doświadczenie?

- Od samego początku, od kiedy bawię się w piłkę, to wiek nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Mnie interesuje zawodnik, tu i teraz. Jeżeli będzie miał 40 lat i będzie sobie lepiej radził na boisku od młodszego kolegi, to na pewno postawię na tego zawodnika. U mnie zawsze gra ten, który jest w jak najlepszej dyspozycji. Przepisy obligują mnie jednak do tego, żeby w każdym spotkaniu przez 90 minut zagrało 2 młodzieżowców. To znaczące, ponieważ oni mają możliwość zaistnienia na boisku. Ja do tego przepisu mam swoje uwagi. Moim zdaniem, te zasady krzywdzą młodych zawodników.

Wielu kibiców jest zdumionych Pana postawą podczas meczów. Jak reaguje Pan na określenie, że jest Pan 12 zawodnikiem?

- W każdym spotkaniu staram się skutecznie podpowiadać moim zawodnikom, jak mają się zachować. Sytuacja z ławki rezerwowych często wygląda zupełnie inaczej, dzięki czemu możliwe jest przekazanie ważnych informacji z innej perspektywy. Każdy mecz odchorowuję przez kilka dni. Uważam, że trener jest po to, żeby pomagać zespołowi. Ja przynajmniej w każdym spotkaniu gram z moimi piłkarzami. Zachowanie trenera jest kwestią indywidualną, która wynika z usposobienia. Często jest tak, że zawodnicy sami proszą mnie o to, żebym podczas meczu podpowiadał, na jakie elementy należy zwrócić uwagę.

Czy z punktu widzenia doświadczonego szkoleniowca jest szansa na to, aby Drutex-Bytovia awansowała do I ligi? Pozwalają na to w ogóle środki i możliwości samych piłkarzy?

- Od samego początku naszym celem jest gra o najwyższe miejsce. Efekty są, jakie są. Już od 9 lat przebijamy się coraz wyżej. Zawsze przed każdym sezonem stawiamy sobie taki cel, żeby wynik był lepszy niż w poprzednim sezonie. Cieszy mnie to, że sponsor naszej drużyny nie stawia celu, że musi być awans lub tego awansu ma nie być. Wiemy, że jeżeli będzie awans do I ligi, to będziemy w niej grali i nie ma obaw, że zabraknie funduszy. Jeżeli nie będzie tego awansu, to nikt nam głowy nie urwie. Generalnie w klubach jest tak, że jeżeli coś nie wychodzi, to trzeba zmienić trenera. W moim przypadku tego nie ma. Sponsor doskonale wie o tym, na czym nam zależy i stwarza nam ku temu warunki. Przy takim obrocie sprawy można spokojnie pracować. Każdy z nas ma podpisane kontrakty. Wszyscy wiedzą, za co grają i uważam, że to zdrowy układ. Szanujemy się nawzajem i to jest powodem naszych sukcesów. Nasz klub funkcjonuje inaczej niż 99 proc. klubów w Polsce. Wszystko od samego początku jest jasne i przejrzyste, co mnie się bardzo podoba.

Oprócz tego, że jest Pan trenerem Druteksu-Bytovii pełni Pan funkcję przewodniczącego Rady Powiatu Lęborskiego i jest Pan dyrektorem szkoły. Jak udaje się Panu znaleźć na to wszystko czas?

- Wszystko może funkcjonować niezależnie od siebie. To jest kwestia uzależniona tylko i wyłącznie od zdrowia. Mnie dzięki Bogu zdrowie póki co dopisuje, nie narzekam na kondycję. Jak widać, treningi w Bytowie odbywają się niezależnie od pracy w Lęborku. Powiem tylko, że jedynym minusem tego wszystkiego jest to, że ja prawie nie mam czasu na odpoczynek. Dla mnie noc w zdecydowanej większości trwa 3 godziny. Nawet jeżeli kończę trening, to w domu czeka na mnie całe mnóstwo papierkowej roboty. Nikt nie powiedział, że człowiek musi 8 godzin spać. Najważniejsze, żeby odpocząć w tych krótkich momentach, kiedy znajduję wolny czas. Być może to wszystko za parę lat się odbije, bo przecież nikt nie jest maszyną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki