Pani Agnieszka z Rybnika z rodziną była na wakacjach w Poddąbiu. Wybrali się na wycieczkę do Ustki. Spacerowali po falochronie po zachodniej stronie portu.
- Potknęłam się i wpadłam do kanału portowego, uderzając o nadbrzeże - opowiada. - Na ratunek ruszył mój mąż: złapał mnie za rękę, ale zaczął się ześlizgiwać. Uratowali mnie turyści na pontonie i odstawili na brzeg. Myślałam, że mam tylko drobne potłuczenia. Zapytana przez kilka osób, w tym kapitana portu, odmówiłam wezwania karetki. Nie zdawałam sobie sprawy z doznanych urazów.
Poszła jednak do najbliższej poradni. Lekarz był w szoku.
- Mówił o urazie kręgosłupa, martwił się o moją miednicę. Wezwał karetkę. Trafiłam na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Słupsku. Okazało się, że mam złamany kręg kręgosłupa, całe szczęście bez przerwania rdzenia - opowiada.
Około godziny 2 w nocy dostała wypis. - Lekarz powiedział, że potrzebuję ortezy ochraniającą kręgosłup, a zlecenie na jej wykup będzie rano. Mąż prosił, abyśmy mogli zostać w szpitalu do rana. Lekarz był nieugięty, powiedział, że SOR to nie przechowalnia - dodaje rozżalona.
Na nic zdały się tłumaczenia, że rodzina jest z Rybnika, nie ma samochodu, a na wczasy przyjechała autokarem i nie ma jak wrócić do domu. Ostatecznie lekarz zlecił transport, ale do... ośrodka wypoczynkowego w Poddąbiu, w którym czasowo mieszkała turystka.
Paragrafy milczą
Marcin Prusak z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Janusza Korczaka w Słupsku, do którego trafiła po wypadku turystka, jest oszczędny w odpowiedzi na pytanie, dlaczego lekarz nie zlecił transportu pacjentki z urazem kręgosłupa do Rybnika.
- Zgodnie z przepisami nie możemy podawać informacji na temat stanu zdrowia i przebiegu leczenia pacjentów - oznajmia. - Zawsze dokładamy wszelkich starań, by zapewnić należytą opiekę wszystkim pacjentom. O potrzebie i zakresie transportu medycznego dla pacjenta po wypisie ze szpitala decyduje lekarz zlecający transport.
Potwierdza to Mariusz Szymański z Narodowego Funduszu Zdrowia w Gdańsku. I dodaje: W przepisach nie ma jasnej informacji o transporcie medycznym do miejsca zamieszkania.
Przytacza przepisy, że ubezpieczony pacjent ma prawo w przypadku uszkodzenia narządu ruchu - na podstawie zlecenia lekarza - do bezpłatnego przejazdu transportem sanitarnym, jeśli jego stan nie pozwala na skorzystanie z transportu publicznego, na leczenie do najbliższej placówki, która takimi schorzeniami się zajmuje, i z powrotem. W innych przypadkach transport na zlecenie lekarza jest możliwy, ale pacjent, w zależności od przypadku, płaci część jego kosztów lub całość. O tej możliwości pacjentki nikt nie poinformował.
Pani Agnieszka ma żal do szpitala i pogotowia. Uważa też, że zabezpieczenia na falochronie są niewystarczające. - Oznaczenia są niewidoczne. Jest jakaś żółta linia, nawet nie wiedziałam, co oznacza. Dlaczego falochron nie jest zabezpieczony barierami? - pyta.
O wypadek kobiety i zabezpieczenia na falochronie zapytaliśmy Tadeusza Borodziuka, kapitana portu w Ustce.
- Bosman portu, który wówczas miał dyżur, chciał wezwać karetkę, ale ta pani odmówiła pomocy - potwierdza słowa poszkodowanej. I tłumaczy, że oba falochrony to obiekty hydrotechniczne, na które można jednak wchodzić, a w wielu miejscach są znaki ostrzegawcze - co 15 metrów. - Podczas ostatniego remontu wprowadzony był zakaz wstępu i zamontowane ogrodzenie. Ale to nic nie dało, bo ludzie nie zwracali na to uwagi. Interweniowała policja, były mandaty. Moim zdaniem nie ma możliwości wprowadzenia zakazu wstępu na falochrony, bo są atrakcją Ustki. Bariery nic nie dadzą, a w przypadku wysokiej fali nie stanowią odpowiedniego zabezpieczenia.
Pani Agnieszka ma żal do szpitala w Słupsku nie tylko o to, że jako pacjentce nie zapewniono jej transportu medycznego do domu w Rybniku. Wspomina też o ortezie zaleconej przez lekarza z SOR-u. Gorset był w częściach, nikt z rodziny turystki nie wiedział, jak ją złożyć, a fachowcy nie chcieli pomóc.
- Dzwoniliśmy po okolicznych fizjoterapeutach, lecz gdy usłyszeli, że mam złamany kręgosłup, żaden nie chciał wziąć na siebie ryzyka. W końcu zadzwoniliśmy na policję, a policjanci na pogotowie. Usłyszałam, że karetki do założenia ortezy nie wyślą i mamy na własną rękę szukać pomocy. Skontaktowaliśmy się z przychodnią w Ustce. Pani w rejestracji stwierdziła, że mogą to zrobić, ale muszę do nich przyjechać na własną rękę. Ale jak, ze złamanym kręgosłupem? - denerwuje się turystka.
Przypadek sprawił, że w tym samych ośrodku wypoczywała studentka medycyny. To ona założyła ortezę.
Ale ból nie ustępował i mąż pani Agnieszki ponownie wezwał pogotowie.
- Ratownicy stwierdzili, że nie mogą mnie zabrać do szpitala, bo... jestem już zdiagnozowana. Wreszcie zamówiliśmy transport medyczny prywatnie, którym - na specjalnym materacu - przewieziona zostałam do domu na Śląsk - mówi kobieta.
I znów pytanie do urzędników: kto powinien był założyć kobiecie ortezę?
- Przepisów dotyczących zakładania ortezy nie ma - stwierdza Mariusz Szymański z NFZ. - Na ogół odbywa się to w ten sposób, że sklep medyczny daje pacjentowi podczas zakupu szczegółowy instruktaż dotyczącego korzystania ze sprzętu.
Szymański zapewnia, że kiedy skarga pacjentki z Rybnika trafi do NFZ, to zostanie przesłana do rzecznika praw pacjenta i Okręgowej Izby Lekarskiej z wnioskiem o ocenę sprawy.
Gazeta Lubuska. Ewakuacja w Zielonej Górze. W garażu były bomby
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Te popularne seriale wracają na ekrany tej jesieni. Sprawdź, co o nich wiesz - QUIZ
- Nowa żona Ronaldo: czwarta i młodsza od niego o 14 lat. Takie było ich wesele [WIDEO]
- Nowy "Znachor" to najlepsza ekranizacja w historii? Tym się różni od starego klasyka
- Trzyosobowa rodzina zginęła w wypadku na A1. Wiadomo, z jaką prędkością pędziło auto