MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Gdyni znów było światowo dzięki Globalitca World Culture Festiwal

Tomasz Rozwadowski
Bardzo gorąca Psio Crew była mocnym punktem Globaltiki.
Bardzo gorąca Psio Crew była mocnym punktem Globaltiki.
Globaltica 2010 zakończyła się sporym sukcesem. Muzyka folk i etno ma wierną grupę słuchaczy.

Szósta edycja plenerowego Festiwalu Kultur Świata Globaltica ożywiała i tak już pełną życia wakacyjną Gdynię przez cały miniony weekend. Zabawie przy muzyce folk i etno nie przeszkodziła nawet kapryśna pogoda, akurat podczas festiwalowych imprez zachowująca się względnie odpowiedzialnie. W tym roku zabrakło powszechnie znanych gwiazd, które jak Goran Bregović, Sinead O'Connor czy Natacha Atlas przyciągałyby masową publiczność, ale ta i tak od festiwalu się nie odwróciła. Tegoroczna lista wykonawców była różnorodna i na dobrym poziomie, a impreza ma już swoją markę, więc nie zabrakło słuchaczy na placu w Gdyni Kolibkach i na Scenie Letniej Teatru Miejskiego.

Gdybym miał osobiście wybierać najlepsze koncerty Globaltiki 2010, wskazałbym dwa, oba zagrane na finał soboty. Hiszpanka Mercedes Peon i międzynarodowy zespół Ska Cubano w różny sposób i z różnych powodów wybronili się przed wymagającą gdyńską publicznością i od strony muzycznej, i jako show. Ich wspólnym mianownikiem była kreatywność, twórcze podejście do folkowych źródeł.
Hiszpanka wspaniale śpiewa, gra na dudach, instrumentach elektronicznych i perkusyjnych. Dama na scenie (choć towarzyszyła jej para zakulisowych współpracowników) stworzyła muzyczny spektakl, który na przeszło godzinę oczarował wszystkich - no, może prawie wszystkich - obecnych. Podstawę jej twórczości stanowi muzyczny folklor hiszpańskiej Galicji, ale słychać go głównie w śpiewie, którego brzmienie i artykulacja są folkowe. Elektroniczno-perkusyjna oprawa tworzy jednak zupełnie nową jakość muzyczną, która przynosi słuchającym radość. Publiczność nie chciała wypuścić drobnej, ostrzyżonej na zapałkę Hiszpanki ze sceny, a ona odwdzięczyła się tanecznym bisem niepodobnym do zasadniczej części koncertu.

Wydawało się, że po Mercedes nie da się utrzymać wysokiej temperatury, ale ta sztuka udała się Ska Cubano. Międzynarodowa orkiestra, mająca w swoim składzie Jamajczyków, Kubańczyków, Brytyjczyków i Azjatów, pokazała zupełnie nowe, fascynujące oblicze muzyki ska. Pokrewny muzyce reggae styl, który się narodził pół wieku temu na Jamajce, mający w sobie także elementy swingowego jazzu i rock & rolla, został przefiltrowany przez pryzmat melodii i rytmów afrokubańskich. Ska nie jest stylem granym na Kubie, ale lider Ska Cubano postanowił wcielić w życie fikcyjny pomysł, co przyniosło znakomity efekt. To był mocarny finał wieczoru!

Kreatywności nie zabrakło także występującemu na początek dnia zakopiańskiemu zespołowi Psio Crew. Podhalański hip-hop, punk-rock i electro w ich wykonaniu to brzmienia, które mogą się spodobać nie tylko w Polsce, podobnie jak poza granicami Półwyspu Iberyjskiego jest nośna twórczość Mercedes Peon. Za to grający pomiędzy wyżej wymienionymi artystami białoruski zespół Troitsa nie miał już takiej siły, mimo widocznego mocnego przekonania jego lidera i wokalisty o własnej charyzmie.

Bardzo ciekawy, choć mniej wystrzałowy od soboty, był piątek. Multiinstrumentalistka i wokalistka Maria Pomianowska wystąpiła z blisko dziesięcioosobowym zespołem, złożonym z członków czołowych polskich formacji folk i etno, z programem, w którym kompozycje Fryderyka Chopina zostały przetworzone na modłę polskiej, bałkańskiej i indyjskiej muzyki ludowej i wykonane na instrumentach tradycyjnych. Frapujące, ale głównie - obawiam się - dla miłośników i koneserów.

Czytelny dla każdego był za to występ rumuńskiej orkiestry dętej Fanfare Vagabontu. Muzycy otrzaskani w bojach, grający porywająco tradycyjne melodie, niestety, nie wiedzieli, kiedy zejść ze sceny i w drugiej godzinie swojej produkcji zaczęli nużyć. Po nich, na zakończenie piątkowego wieczoru, zagrała Radiokijada, nowa ekipa prowadzona przez Christopha H. Moellera ze słynnego Gotan Project. Co udało się kiedyś z tangiem, z brzmieniami andyjskimi i afrykańskimi, powiodło się o wiele gorzej.

Dopełnieniem festiwalu było spotkanie w niedzielę na plaży w Orłowie z przedstawicielami dwóch podbitych i walczących o wolność narodów. Lani Singers, zespół z Papui Zachodniej, i mnisi tybetańscy z klasztoru Tashi Lumpo dobitnie wyrazili pragnienie swobody, które nie tak dawno temu było także naszym udziałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki