Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turnowiecki: Nie eksperymentujemy

(red)
Maciej Turnowiecki jest prezesem Lechii Gdańsk od marca 2007 roku
Maciej Turnowiecki jest prezesem Lechii Gdańsk od marca 2007 roku Lechia.pl
O przyczynach sportowego kryzysu, popełnionych błędach, różnicy w wizji pracy z piłkarzami oraz młodzieży trenującej w gdańskiej Lechii rozmawiamy z prezesem klubu Maciejem Turnowieckim.

Dlaczego Lechia, zamiast walczyć o czołowe miejsca w ekstraklasie, znalazła się w dolnej części tabeli?


Pytanie wydaje się proste, a jednak jest złożone. Kiedyś w lidze NBA stwierdzono, że o wyniku sportowym decyduje 2 tysiące czynników. Podobnie jest w piłce nożnej. Jeśli szukamy przyczyny obecnego stanu, to moim zdaniem, trzeba sięgnąć do końcówki ubiegłego sezonu. Dwie kolejki przed końcem byliśmy na drugim miejscu, z perspektywą gry w pucharach. Potrzebowaliśmy 6 punktów, aby zdobyć wicemistrzostwo Polski. Niestety, przegraliśmy w Łodzi z Widzewem. Pozostał tylko cień szansy, ale na 45 minut przed końcem ostatniego meczu byliśmy w Europie. Skończyło się, jak się skończyło.


Jak to rzutuje na ten sezon?


Drużyna była blisko historycznego osiągnięcia. Można powiedzieć, że zaledwie w 180 minut straciła bardzo dużo. Nie jestem psychologiem, ale ta sytuacja mogła pozostać w głowach piłkarzy. Później nie wypaliły transfery tak, jak się spodziewaliśmy, i zostały popełnione błędy przy przygotowaniu fizycznym drużyny. Marek Szutowicz pracował z Tomkiem Kafarskim od momentu, kiedy przejął on zespół po Jacku Zielińskim. Wtedy, jak i w ubiegłym sezonie, byliśmy drużyną, która może zagrać 120 minut. W Gdyni z Arką zremisowaliśmy w końcówce, w Kielcach z Koroną wygraliśmy 3:2, choć przegrywaliśmy 0:2. W czerwcu tego roku przyszedł Filip Surma. To był autorski pomysł Tomka, aby połączyć dwie różne szkoły obejmujące przygotowanie fizyczne. Marek Szutowicz preferuje przygotowanie oparte na wybieganiu odpowiedniej liczby kilometrów, a Filip Surma stawiał na siłownię i ciężary. Jeśli coś mogło nie zagrać, to właśnie to połączenie.


Winny jest tylko trener Tomasz Kafarski, którego w Lechii już nie ma?


Na pewno nie. Wina rozkłada się na wiele osób, i to nie tylko ze sztabu szkoleniowego. Mam też pretensje do siebie. Po ubiegłym sezonie wydawało się, że mamy drużynę, która jest sportowym samograjem. Wszystkie siły skierowaliśmy, aby się przygotować do przejęcia stadionu, i zależało nam, żeby zrobić to z fasonem. Tym bardziej że takie były oczekiwania ze strony wszystkich naszych partnerów, przyjaciół, opinii publicznej.


Czy piłkarzom brakowało ambicji?


Nie można powiedzieć, że drużyna jest przegrana i bez charakteru. W ubiegłym sezonie była najbardziej charakterna, a tego się nie zapomina. Jednak trudno się gra, gdy nogi nie niosą i brak pewności siebie. Patrzę na Piotra Wiśniewskiego, co do którego ufam, że jest i będzie postacią w tej drużynie. Przez to że przygotowanie do sezonu było takie, a nie inne, nie mógł pokazać pełnej gamy umiejętności. Być może u zawodników pojawiła się też obawa przed reakcją trybun. Presja jest ogromna, a wśród kibiców frustracja rosła. Dobrych akcji ofensywnych było mało, a i te nie kończyły się bramkami. Przez to nie brakowało gwizdów. Zawodnicy chcieli dobrze, ale nie szło.

Więcej w piątkowym wydaniu papierowym "Dziennika Bałtyckiego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki