Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trefl Sopot doczekał się lidera. Anthony Ireland odmienił zespół

Krzysztof Michalski
Fot. Karolina Misztal
Pojawienie się w Treflu Anthony’ego Irelanda odmieniło grę całego zespołu. Staje się już normą, że amerykański rozgrywający świeci w Sopocie najjaśniej.

Kibice Trefla Sopot, oglądając w sobotę w Ergo Arenie zwycięstwo swojej drużyny w starciu z Rosą Radom, po raz pierwszy od dawna mogli poczuć się jak uczestnicy prawdziwego koszykarskiego święta. Sopocki klub z powodu problemów finansowych w zeszłym sezonie musiał uciekać z nowoczesnej hali na granicy Sopotu i Gdańska do przyciasnej Hali Stulecia. Sezon 2015/16 był najgorszym w historii startów Trefla w ekstraklasie, a nawet nieliczne zwycięstwa u siebie w przestarzałej hali nie smakowały tak dobrze, jak triumfy w nowoczesnym obiekcie.

Teraz sopocianie na dobre wrócili do Ergo Areny i w sobotę ograli wicemistrza Polski. Wreszcie w Sopocie oglądaliśmy obrazki godne najwyższej klasy rozgrywkowej. Autorami tego święta wypada nazwać całą drużynę, z wreszcie pokazującym formę ze sparingów Jakubem Karolakiem (4/5 z dystansu) czy Nikolą Markoviciem, kolejny raz potwierdzającym zasadność sprowadzenia go przed sezonem do Sopotu. Głównym architektem sukcesu był jednak Anthony Ireland. Zresztą, staje się to już normą.

W jego przypadku określenie „rozgrywający” ma wymiar czysto teoretyczny. Co prawda gra na „jedynce”, ale znacznie bliżej mu do zdobywającego mnóstwo punktów strzelca niż seryjnie rozdającego asysty playmakera. W 10 spotkaniach (7 w zeszłym sezonie i 3 w tym) zdobywał średnio 20,1 pkt, dorzucając ledwie 2,9 asysty. Inna statystyka pokazuje, jak duży wpływ na grę drużyny ma Ireland. W poprzednich rozgrywkach przed jego pojawieniem się Trefl legitymował się bilansem 5-20. Od chwili, gdy Amerykanin po raz pierwszy postawił stopę na parkiecie PLK, Trefl ma bilans 5-5.

Paradoksalnie nie rożni go aż tak wiele od Tyreeka Durena, jego poprzednika na pozycji numer 1 w Sopocie, przez kibiców Trefla odsądzanego od czci i wiary. On również lubuje się w indywidualnych akcjach i wyrabianiu sobie, a nie kolegom, pozycji do rzutu. Różnica dotyczy tak naprawdę ledwie dwóch rzeczy. Po pierwsze, Ireland jest w swoich akcjach skuteczny. Po drugie, potrafi je z powodzeniem przeprowadzać w decydujących momentach meczu, gdy drużyna tego potrzebuje.

Tak było w meczu z Rosą, tak było w poprzednim starciu, ze Stalą Ostrów Wlkp. Radomianom Ireland rzucił 28 punktów, ze skutecznością 63,6 proc. z gry oraz trafił 13 z 14 (!) rzutów wolnych. Dotychczas w Sopocie rzuca z bardzo dobrą skutecznością 47 proc. z gry, a w tym sezonie jest jak na razie wręcz znakomity w rzutach za 2, w których jego skuteczność sięga prawie 67 proc.

W Sopocie doczekali się człowieka, który bierze na siebie ciężar gry i w pojedynkę potrafi rozbijać szeregi obronne rywali. Z tych niewątpliwych zalet płynie jednak również pewne niebezpieczeństwo. Każdy kolejny znakomity występ sprawi, że rywale będą mu poświęcać coraz większą uwagę. Czy gdy będzie taka potrzeba, to sopocka drużyna wesprze swoją gwiazdę? Czy sam Ireland będzie potrafił znaleźć alternatywę dla swoich indywidualnych popisów i wykorzystać pomoc kolegów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki