Spotkanie dużo lepiej rozpoczęli goście, którzy po nieco ponad 2 minutach prowadzili 7:0. Wobec tak słabego startu trener Karlis Muiznieks poprosił o przerwę, po której jego koszykarze przebudzili się i wyrównali w 5. minucie na 10:10. Stroną przeważającą wciąż był jednak Anwil, który swojego lidera miał dość nieoczekiwanie w skrzydłowym Łukaszu Majewskim. Sopocianie razili nieskutecznością w dość prostych sytuacjach, często zbierali piłki po swoich niecelnych rzutach, po czym... znów pudłowali.
Przodował w tym Filip Dylewicz, który w samej pierwszej kwarcie zebrał aż 5 piłek w ataku, jednak przestrzelił wszystkie 4 rzuty z gry... Kolejne minuty mijały, lecz kapitan Trefla i jego koledzy nie mogli złapać odpowiedniego rytmu. Po zmianie stron sopocianie wyraźnie przyspieszyli i na efekty nie trzeba było długo czekać. Dwie z rzędu "trójki" wprowadzonego z ławki Lawrence'a Kinnarda w 26. minucie dały Treflowi pierwsze tego wieczoru prowadzenie (51:48). Swój wyczyn - dwa kolejne trafienia z dystansu - Amerykanin skopiował na początku czwartej kwarty, dzięki czemu gracze trenera Muiznieksa wyszli na 7-punktową przewagę (63:56). To był cios, który powalił włocławian na deski. Po pierwszym meczu Trefl prowadzi 1-0.
Trefl Sopot - Anwil Włocławek 84:78 (14:21, 20:20, 23:15, 27:22)
Trefl: Kinnard 15 (4), Kikowski 14 (1), Ceranić 13, Gustas 10, Waczyński 9 (1), Dylewicz 8, Stefański 7, Ljubotina 5, Harrington 3
Anwil: Pluta 15 (3), Majewski 14 (3), Jovanović 11 (1), Thomas 8, Miller 7, Morrison 6, Thompson 5 (1), Modrić 4, Berisha 4, Hajrić 2, Diduszko 2
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?