Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Jankowski o nowym sezonie TBL: Energa Czarni mogą stanąć na podium [ROZMOWA]

Patryk Kurkowski
Marek Zakrzewski
Z Tomaszem Jankowskim, byłym zawodnikiem m.in. Prokomu Trefla Sopot, ekspertem koszykarskim, rozmawia Patryk Kurkowski.

Stelmet Zielona Góra zdominuje rozgrywki?

- Wszystko na to wskazuje. Niestety, tak jest w naszej lidze. Mamy nadzieję, że się będzie odbudowywała co roku silniejsza. Wszyscy chcemy, aby liga należała do grona lepszych w Europie. Ale - wracając - w tej lidze niestety sprawa związana z polskimi zawodnikami jest jaka jest - dobrych, grających na wysokim poziomie Polaków jest niewielu. Stelmet postanowił, i miał możliwości finansowe, skupić czołowych Polaków i naturalną siłą rzeczą ten zespół nie powinien mieć problemów na naszym podwórku.

Startujemy z naszym profilem na Twitterze. Czas rozruszać serwis i pokazać, że 140 znaków wystarczy, by oddać sportowe emocje.

— Sport DB (@baltyckisport) September 8, 2013

Nie ma Pan wrażenia, że Stelmet przeszczepił do siebie nieco Asseco Gdynia? Zielonogórzanie nie tylko ściągnęli koszykarzy, ale także trenera Andrzeja Adamka.

- Skoro nie ma się w swojej okolicy zawodników, to rzeczywiście może tak to wyglądać. Stelmet wziął także skauta i trenera od przygotowania fizycznego, więc można powiedzieć, że wygląda to na mały plagiat.

A co Pan myśli o potencjale PGE Turów?

- Zgorzelczanie mają na pewno ambicje, by piąć się w górę. Drużyna zdobywa doświadczenie w lidze VTB i z pewnością chciałaby powalczyć z większym powodzeniem w finale niż w poprzednim sezonie, kiedy walka o mistrzostwo nie była dla nich udana. Zresztą świadczy o tym sprowadzenie Filipa Dylewicza i Łukasza Wiśniewskiego. Przed sezonem nie można nikomu odbierać szansy na zwycięstwo, ale wydaje mi się, że na ten moment Stelmet będzie przegrywał tylko pojedyncze mecze, natomiast w dłuższej serii, np. półfinałowej czy finałowej, nie powinien mieć problemów.

Tradycyjnie spore ambicje ma Trefl, ale w tej drużynie doszło do sporych zmian. Stać sopocian na medal?

- Myślę, że ten zespół będzie miał okazję powalczyć o podium. Trefl robi wszystko, by wyprostować sprawy finansowe i markę klubu. Zresztą najlepszym dowodem na to jest fakt, że nie udało się w drużynie utrzymać Filipa Dylewicza. Jest to spowodowane tylko i wyłącznie finansami. Na pewno sopocianie nie dysponują takim budżetem, jakim by sobie życzyli, ale mimo wszystko stać ich na pierwszą czwórkę.

Wspomniał Pan, że odszedł Filip Dylewicz. Paweł Leończyk może być równie ważnym ogniwem Trefla?

- To jest złożony problem, bo są to zawodnicy o różnych parametrach czy możliwościach. Paweł Leończyk robi postępy i wybór Trefla dla jego kariery wydaje się być trafny. Natomiast nie sądzę, aby miał aż tak wielki wpływ na drużynę. Leończyk ma jednak bogate doświadczenie, grał w reprezentacji, już w AZS Koszalin był ważny i z pewnością będzie można liczyć na jego solidność.

Adam Waczyński może być prawdziwym liderem i pociągnąć daleko zespół?

- Od dawna śledzę jego karierę. Miałem też możliwość pracy z nim w PBG Basket Poznań. Lubię go jako człowieka i zawodnika. Moim zdaniem, Adam robi duże postępy, ale nie wiem, czy jego marzeniem jest to, aby być liderem któregoś zespołu w lidze polskiej. Myślę, że celuje wyżej, lecz musi jeszcze sporo pracować. Wciąż musi na pierwszym miejscu wzmocnić się fizycznie, ale ma coraz lepszą decyzyjność, coraz lepszą skuteczność. Być może nadchodzący sezon będzie dla niego przełomowy. Uważam jednak, że ma zadatki, by pociągnąć zespół. Ciężko powiedzieć, jak daleko. Okaże się, czy jest liderem, który będzie w stanie w najważniejszym momencie wziąć piłkę i zdobyć punkty.

Energa Czarni Słupsk szybko skompletowali skład, sporo w tej drużynie zmian i jest charyzmatyczny Andrej Urlep jako trener. To będzie wielka zagadka?

- W pewnym sensie tak. Nie-mniej fakt, że Andrej Urlep kontynuuje swoją pracę nie jest zaskoczeniem i można powiedzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że zespół będzie grał agresywnie w defensywie, a w ataku będzie stosować proste rozwiązania. Ważne jest jednak to, o czym pan wspomniał, czyli szybkie skompletowanie drużyny i rozpoczęcie okresu przygotowawczego, co ma naprawdę ogromne znaczenie. Myślę, że Czarni będą na początku sezonu dobrze wyglądali i upatruję w tym zespole... może nie czarnego konia, choć są to Energa Czarni, ale mogą być w czwórce.

Podsumowując. Kogo widzi Pan w pierwszej czwórce?

- Stelmet Zielona Góra, PGE Turów Zgorzelec, Energę Czarnych Słupsk i Trefl Sopot.

Kolejność przypadkowa, czy Energę Czarnych rzeczywiście widzi Pan na podium?

- Można powiedzieć, że widzę ten zespół na podium.

Przejdźmy może jeszcze do Polpharmy, która sprowadziła Cezarego Trybańskiego. To ruch marketingowy, czy może Pana zdaniem tego zawodnika stać na dobrą grę?

- Myślę, że na sam marketing prezes Roman Olszewski nie wydawałby pieniędzy, ponieważ wiadomo, że budżet tego klubu nie należy do najwyższych w lidze. To, że Czarek znalazł się w Polsce, wynikało z jego oczekiwań finansowych, z tego, że klub szybko zabrał się do rozmów. Nie-mniej nie widziałem go przez wiele lat w grze, więc nie wiem, czy stać go na bycie ważnym punktem zespołu. Wydaje mi się, że z jego oceną trzeba poczekać kilka meczów.

Polpharma może pokusić się o awans do play-off?

- Patrzę na to wszystko z boku i myślę, że wiele klubów ma zbyt wielkie aspiracje, a potem ludzie są zawiedzeni. Wydaje mi się, że trzeba podchodzić realistycznie do własnych możliwości, do tego, co się ma. Problemem jest też to, że władze klubów i trenerzy nie patrzą w perspektywie dwóch, trzech sezonów. Tego brakuje i dlatego tak często są w zespołach zmiany. Nie sposób zresztą mówić o filozofii, jeśli w ciągu dwóch lat w klubie było już czterech trenerów. Jeśli chodzi o Polpharmę, to ten zespół ma szansę, aby awansować do play-off.

Bolesny upadek zaliczył Asseco Gdynia, który w tym sezonie chyba będzie odstawał.

- Może nie używałbym tak dramatycznych sformułowań. Wielokrotnego mistrza dotknął kryzys. To normalne i dzieje się nie tylko w Polsce. Wielokrotnie też historie po prostu się kończą, tak jak to było chociażby ze Śląskiem Wrocław, który teraz się odbudował. Nie chcę mówić, że skończyła się historia Asseco, bo wiem, że w klubie mocno się starają. To raczej okres przejściowy. Niemniej nie jest to zespół szyty na miarę mistrzostwa czy powrotu na medalową ścieżkę. To jest drużyna na miarę budżetu, trener David Dedek powinien to poukładać i powalczyć o play-off.

Przejdźmy może do sytuacji w całej lidze. Według Pana Tauron Basket Liga się rozwija, czy wprost przeciwnie?

- Nie możemy powiedzieć, że liga się rozwija. Staramy się opakować naszą koszykówkę trochę lepiej, ale prawda jest taka, że problemy finansowe mają ogromny wpływ na poziom ligi. Przede wszystkim nie gramy regularnie w Europie - tylko Stelmet wystąpi w Eurolidze, a Turów w lidze VTB. Rywalizacja na poziomie europejskim to podstawowa sprawa. Poza tym w blisko 40-milionowym kraju mamy tylko 12 drużyn. W na- szej lidze powinno być co najmniej 14 lub 16 silnych ośrodków. Tymczasem kluby z dolnych rejonów tabeli nie należą do silnych. Prawda jest przykra, ale niestety jako całość nie rozwijamy się dynamicznie.

A generalnie się rozwijamy?

- Generalnie to się nie rozwijamy.

W naszych klubach przed każdym sezonem dochodzi do wielu zmian, nie ma ciągłości działania. Problemem jest brak konsekwencji i cierpliwości?

- Myślę, że tak. Sprowadzamy zawodników, którzy są wolni na rynku, a za rok bierzemy młodszego i nie wiadomo, czy lepszego. Przykre jest to, że w takim kraju nie widać młodych koszykarzy. Jest wprawdzie Przemek Żołnierewicz, Damian Jeszke czy Michał Witliński, ale ich powinno być znacznie więcej i właśnie z nimi powinno się wiązać przyszłość. To przykre, ale mam nadzieję, że chociaż pojedyncze kluby zdają sobie z tego sprawę. Zresztą w ten sposób naprawdę wydaje się mniej pieniędzy i daje to wymierne rezultaty.

Niemniej dziwne jest to, że właściwie co roku można usłyszeć te same słowa: budujemy zespół.

- Takim przykładem jest obecnie Stelmet Zielona Góra, który najpierw zdobył brązowy medal, ostatnio sięgnął po złoto i... wymienił niemal cały skład. Nie liczę tutaj Łukasza Koszarka, który doszedł do drużyny już pod koniec rozgrywek. To jest jednak znamienne i z pewnością nie sprzyja rozwojowi. Ale ten, kto ma władzę, ma pieniądze, ten sam ustala sobie, w jaki sposób będzie budował drużynę.

A co Pan myśli o przymusowej obecności dwóch Polaków na parkiecie? Ten przepis miał pomóc reprezentacji, ale to nie zadziałało.

- Taki rzeczywiście był zamiar. Jestem ogólnie przeciwnikiem formuły open, bo wtedy miałbym wątpliwości, czy w ogóle zagrają Polacy. Nasza liga jest coraz mniej polska, coraz więcej przyjeżdża zagranicznych zawodników. Rzeczywiście, przepis nie pomógł nam jakoś niesamowicie - mistrzostwa zakończyły się klapą. Być może faktycznie potrzebne są inne rozwiązania, bo ten przepis również sportowo niewiele daje, a zawodnicy wykorzystują to podczas negocjacji - ich kontrakty są po prostu przepłacane.

Może po prostu zostawić limit Polaków w składzie, a resztę niech weryfikuje boisko?

- Boisko weryfikuje bardzo szybko. Jeśli przyjeżdża Serb lub Amerykanin, który jest lepszy od Polaka, to on powinien grać. Być może to jest rozwiązanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki