Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tokio 2020. Piotr Myszka płynął po medal. "Już witałem się z gąską". A potem nastąpił dramat

Przemysław Franczak, Tokio
Piotr Myszka.
Piotr Myszka. Przemyslaw Swiderski
Był moment w medalowym w wyścigu w klasie RS:X, w którym Piotr Myszka pomyślał, że brąz ma już prawie w kieszeni. A potem podpłynęło do niego jury, wyciągnęło flagę i ściągnęło z wody za falstart. Ostatecznie olimpijskie regaty Polak skończył na 6. miejscu.

To nie tak miało być. Nie tak powinny się kończyć podobne historie. Pięć lat temu w Rio de Janeiro Piotr Myszka w pechowych okolicznościach stracił brązowy medal w ostatnim wyścigu. Był rozczarowany, zastanawiał się, czy kontynuować karierę. Miał już 35 lat, w domu czekała na niego rodzina, wystarczający powód, by darować sobie ciągłe wyrzeczenia i nieobecności. Przegadał jednak temat z żoną, postanowił nie rezygnować. Dopłynął do Tokio. W pierwszym dniu olimpijskich regat w Zatoce Sagami, 25 lipca, skończył 40 lat.

- Ciałem i duchem czuję się na 15 mniej. Inżynier Karwowski to nie ja – śmiał się.

Filmowy scenariusz na wodach przy Enoshimie, urokliwej, malutkiej wyspie, realizował się wraz z kolejnymi startami. Przed ostatnim Polak był tuż za podium, w zasięgu wzroku miał nawet srebrny medal. Złoto zarezerwował Holender Kiran Badloe.

Rywali w rozgrywce o podium czwarty w klasyfikacji Polak miał dwóch: Francuza Thomasa Goyarda i Włocha Mattio Camboniego. Na starcie cała trójka ustawiła się blisko siebie. Warunki były takie sobie, prawie bezwietrznie. Pierwszy za żagiel szarpnął Włoch, potem Francuz. Gdyby Myszka nie zareagował, to miałby srebrny medal. Mówimy jednak o działaniu w emocjach, ostatniej szansie na olimpijskie podium. Najwięksi konkurenci ruszyli, to on też. O sekundę, może jeszcze mniej, za wcześnie. Choć to miało się okazać dopiero chwilę później.

- Nie lubię używać słowa fart, bo w sporcie trzeba sobie wszystko wypracować. Jednak tutaj zabrakło palca bożego, który przytrzymałby mnie na tym starcie – mówił później Myszka.

Najpierw sędziowie wydali wyrok na Camboniego i on został z trasy zdjęty jako pierwszy. - Można powiedzieć, że już witałem się z gąską. Jestem bezpieczny, pomyślałem, medal jest już blisko – opowiadał polski windsurfer. - A potem gdy zobaczyłem, że motorówka pędzi w moją stronę, to wiedziałem, że dla mnie też jest już po robocie. Kurczę, niewiarygodne, obaj wylatujemy z wyścigu. A potem jeszcze zdejmują Francuza, który prowadzi. Dziwna sytuacja, nie pamiętam czegoś takiego. Jeżeli trzydzieści procent stawki robi falstart, walczymy o medale, to mogli przerwać wyścig. No, ale nie ma od tego odwołania. Szkoda bardzo, rozczarowanie jest spore.

Linię startu w zawodach wyznaczają dobrze widoczne, pomarańczowe znaczniki na dwóch motorówkach sędziowskich. To linia dość umowna.

- Ustawiam się, jak to mówię, na bieżnik. Przy jednej łodzi patrzę na drugi znacznik, wybieram na brzegu nieruchomy punkt, na przykład drzewo lub górę, na który się orientuję. I podpływam kilka metrów od tej linii. Na starcie rusza cała flota, każdy chce być na czystym wietrze. Kto się wstrzeli, ten już leci z przodu. Nie mogłem zostać, czekać. Nie miałem jednak presji na starcie, żeby ktoś mnie wywiózł na falstart, ruszałem bez większego ryzyka. Tym bardziej byłem zdziwiony, że tak przestrzeliłem, ale nie było to spowodowane nerwami. Czysta sportowa kalkulacja. Taktyka była dość prosta, musiałem atakować – relacjonował Myszka.

- Okazało się tymczasem, że mogłem nie atakować i miałbym medal – kwitował gorzko.

Razem z Włochem zapłacili najwięcej. Francuz ostatecznie i tak zdobył srebro. A z błędu dwóch pierwszych skorzystał Chińczyk Bi Kun.

- Tutaj do medalu było bliżej niż w Rio – żałował Polak. - Bez stresu przyjechałem do portu, wiedziałem, że jest zadanie do wykonania, ale miałem świadomość, że może się też nie udać. To jest sport. Nie wpadnę z tego powodu w depresję. Można powiedzieć, że wróciłem na szczyt, czułem się tu megakomfortowo, udowodniłem, że wieku 40 lat można robić takie rzeczy. Teraz trzeba sobie wyznaczyć nowe życiowe cele, choć fajnie byłoby to zakończyć na olimpijskim podium.

Co dalej? RS:X na kolejnych igrzyskach zastąpi klasa iFoil, windsurfing nowych czasów, deska z żaglem unosząca się nad wodą. Zofia Noceti-Klepacka, która w rywalizacji kobiet zajęła 9. miejsce (złoto zdobyła Chinka Yunxiu Lu), zapowiedziała, że się przesiada na nowy sprzęt i powalczy o start za trzy lata w Paryżu. A Myszka?

- Na razie chcę wrócić do domu, pojechać na wakacje, na których od dawna nie byłem i wtedy będę myślał – odparł w sobotę.

Znowu trzeba przegadać temat z rodziną. - Ale teraz na pewno nie będę już tak cisnął - uśmiechnął się Myszka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

echodnia Jacek Podgórski o meczu Korony Kielce z Pogonią Szczecin

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tokio 2020. Piotr Myszka płynął po medal. "Już witałem się z gąską". A potem nastąpił dramat - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki