Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sytuacja w upadającym Bomi: Masowe zwolnienia, opóźnione wypłaty i dezinformacja

Anna Mizera-Nowicka
Delikatesy w Centrum Handlowym Madison przejęła firma Matthias
Delikatesy w Centrum Handlowym Madison przejęła firma Matthias Kabe
Pracownicy delikatesów Bomi są masowo zwalniani. Ci, którzy wciąż pracują, muszą się liczyć z nieterminową wypłatą pensji oraz znacznie gorszymi niż dotychczas warunkami pracy.

Prezes zarządu spółki Bomi, która w lipcu złożyła wniosek o upadłość układową, zapowiadał, że redukcji etatów nie będzie. Tymczasem, jak informują tamtejsze związki zawodowe, tylko w ciągu ostatnich dni wypowiedzenia dostali prawie wszyscy pracownicy sklepów, które się mieściły w centrum Gdańska i Gdyni. Zarząd spółki podpisuje umowy z franczyzobiorcami, którzy przejmują sklepy, m.in. z gdańskim Przedsiębiorstwem Handlowym "Matthias".

- Jestem rozczarowana. Zarząd Bomi najpierw informował nas, że ta część pracowników, która nie zostanie zwolniona, przejdzie do franczyzobiorcy na starych zasadach - mówi Iwona Orszulak, przewodnicząca związków zawodowych w Bomi. - Niestety wszystko odbywa się zupełnie inaczej. Jak opowiadają mi pracownicy delikatesów w centrum handlowym Madison w Gdańsku i Batory w Gdyni, dostali propozycję pracy na żenujących warunkach albo wypowiedzenia. W Madisonie prawie wszyscy wyszli z wypowiedzeniem. W Batorym wszyscy - dodaje.

Jakie warunki proponuje się pracownikom? Jak nieoficjalnie nam powiedzieli, chodzi o m.in. najniższą krajową pensję, odpowiedzialność materialną za skradziony towar oraz miesięczny okres próbny, po zakończeniu którego nie przysługuje żadna odprawa.

Fakt, że prawie wszyscy pracownicy sklepu w Madisonie zostali zwolnieni, potwierdza również prezes firmy Matthias, która jest nowym franczyzobiorcą tej placówki i prowadzi rozmowy w sprawie przejęcia kilku innych sklepów Bomi na terenie Trójmiasta, m. in. w Centrum Handlowym Batory w Gdyni.

- W zapisach odbioru franczyzy Bomi było przejęcie ich pracowników, pod warunkiem uzyskania zgody pracowników. Oni jednak nie wyrazili zgody, dlatego dostali wypowiedzenia - mówi Piotr Filipowicz, prezes Matthias. - Jedynie część z nich została przeniesiona do wciąż działających w innych miejscach Trójmiasta placówek Bomi.

Prezes woli nie wypowiadać się na temat losu sklepu w Batorym, bo, jak tłumaczy, tam i w kilku innych placówkach w Trójmieście, negocjacje trwają i są trudne. - Współczuję pracownikom, że znaleźli się w takiej sytuacji. Stali się jednak ofiarą gry rynkowej - dodaje Filipowicz.

Ale to nie koniec problemów pracowników Bomi. Dodatkowe kłopoty wynikają z faktu, że zarząd spółki nie porozumiał się z firmą Panorama Development, do której należy budynek przy ul. Gryfa Pomorskiego w Gdyni, gdzie Bomi miało dotychczas sklep i administrację. Od wtorku wejścia do obiektu strzegli ochroniarze Panoramy.

- To oznacza, że biuro działu kadr i księgowości nie mogło pracować, więc pracownicy nie mogą liczyć, że zgodnie z terminem na ich konta wpłyną wypłaty - mówi Iwona Orszulak. - Także ci, którzy stracili zatrudnienie i potrzebują świadectw pracy do Urzędu Pracy, nie mają szansy ich odebrać - skarży się.
Po naszej interwencji, w piątek zarząd Panoramy zdecydował, że wpuści pracowników do budynku. - Od teraz mają oni nieskrępowany dostęp do stanowisk pracy w tym obiekcie - mówiła nam jedynie nieoficjalnie jedna z pracowniczek.

Członkowie związków zawodowych podkreślają jednak, że to i tak za późno, by pracownicy dostali wypłaty na czas, czyli 10 września w poniedziałek.
- Choćby pracowali do nocy, nie zdążą już zrobić wszystkich przelewów - podkreśla przewodnicząca związków zawodowych. Dodaje też, że na nic zdały się interwencje związków w Okręgowej Inspekcji Pracy w Gdańsku.

- Niestety tak mamy skonstruowany kodeks pracy, że jedyne, co możemy zrobić jako związki zawodowe, to dopilnować, czy nasi pracownicy dostaną po zwolnieniu z pracy odprawy. A co do opóźnionych wypłat, OIP pewnie znów da pracodawcy jedynie mandat - dodaje.

Słowa przewodniczącej związków zdaje się potwierdzać rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Pracy, który przyznaje, że sprawa Bomi jest im znana.

- OIP przeprowadziła kontrolę w Bomi. Sprawdzano terminowość i prawidłowość rozwiązywania omów oraz wypłaty wynagrodzeń. Na dzień 28 sierpnia nie stwierdzono nieprawidłowości przy rozwiązywaniu umów. Odbywało się ono z podaniem przyczyny - mówi Jolanta Zedlewska, rzecznik prasowy OIP. - Inspektorzy pracy stwierdzili natomiast, że za lipiec wynagrodzenie zostało wypłacone z 7-dniowym opóźnieniem - zaznacza.

Rzecznik dodaje też, że zgodnie z kodeksem pracy pracodawca, który przejmuje inną firmę lub jej część, musi przyjąć pracowników na podstawie starych umów, ale nawet tego samego dnia może zaproponować im zmianę warunków pracy lub rozwiązać współpracę.

Zarząd Bomi od blisko miesiąca odmawia komentarza w sprawie sytuacji pracowników. Jedyna odpowiedź, jaką usłyszeliśmy, brzmi: "na razie trwają rozmowy z franczyzobiorcami".
- Rozumiem trudną sytuację pracowników. Należy jednak zapytać też, dlaczego Bomi znalazło się w takiej sytuacji, czemu polski kapitał nie wytrzymuje konkurencji z kapitałem międzynarodowym - oburza się Alfred Bujara, przewodniczący Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń w NSZZ Solidarność. - Jest to wynik nierównego traktowania podmiotów, co ma miejsce w Polsce. Transnarodowy kapitał był zwalniany z podatków, a polski nie. Zyski kapitału międzynarodowego są też generowane kosztem pracowników i dostawców. Co roku upada kilka tysięcy małych polskich podmiotów i jak tak dalej pójdzie, to nie będzie polskiego handlu w Polsce.

Wszystko na temat sytuacji w spółce Bomi SA

Bomi zatrudniało blisko 3 tys. pracowników, z czego większość na Pomorzu. O problemach spółki stało się głośno, gdy w lipcu zarząd złożył wniosek o upadłość. Teraz Bomi wciąż walczy o przetrwanie.

Wniosek zarządu Bomi o ogłoszenie upadłości z możliwością zawarcia układu do Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ trafił 10 lipca. Firma tłumaczyła, że powodem tak radykalnego kroku jest wypowiedzenie kredytów przez Pekao, PKO BP i BRE bank. Jej wierzytelności miały sięgać ok. 220 mln zł.

Na decyzję sądu trzeba było czekać około trzech tygodni. Gdy okazało się, że zatwierdziła ona upadłość układową Bomi, prezes zarządu spółki, Witold Jesionowski, nie krył zadowolenia. W specjalnym oświadczeniu pisał - "decyzja, którą otrzymaliśmy, stwarza możliwość kontynuowania przez spółkę działalności, dokończenie planu restrukturyzacji i zachowanie miejsc pracy na terenie całego kraju".

Mniej optymizmu w zarządzie było na początku września. W oficjalnym komunikacie braknie już informacji o sytuacji pracowników firmy. "Obecnie prowadzone przez zarząd BOMI SA rozmowy z kontrahentami na temat franczyzy wchodzą w decydującą fazę i w ocenie zarządu spółka w IV kwartale będzie już funkcjonować w całkowicie nowej formule franczyzowej z minimalnym zapleczem kadrowym i administracyjnym bez sklepów własnych" - czytamy jedynie.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki