Cracovia w piątek, a GKS Tychy w niedzielę pokazały zawodnikom Stoczniowca, jak wiele dzieli ich jeszcze od najlepszych drużyn w kraju.
Piątkowy pojedynek z mistrzami Polski przyciągnął na trybuny hali Olivia ok. 2,2 tysiąca kibiców. I ci po pierwszej tercji mogli przecierać oczy ze zdumienia - gdańszczanie rozegrali bardzo dobre 20 minut, będąc równorzędnym rywalem dla krakusów. Postronni obserwatorzy mieliby problemy ze wskazaniem, która drużyna to aktualni mistrzowie Polski, a która to beniaminek ligi.
Kibice mogli liczyć na sprawienie sensacji przez stoczniowców jednakże tylko do 27 minuty. Wtedy to doświadczeni krakowianie w raptem dwie minuty obdarli ich ze złudzeń, trzykrotnie pokonując Michała Kielera. A wszystko to przy biernej postawie gdańskich obrońców.
W ostatniej odsłonie Stoczniowiec dążył do strzelenia choćby honorowej bramki. To im się nie udało, a kolejne dwa gole, za sprawą wychowanków Stoczniowca Mateusza Rompkowskiego i Macieja Urbanowicza, dołożyła Cracovia, pieczętując pewną wygraną.
- Mierzyliśmy się z jednym z najlepszych zespołów w kraju i byliśmy całkiem nieźle do tego pojedynku przygotowani - stwierdził po meczu Peter Ekroth, szkoleniowiec Stoczniowca. - Pierwsza tercja w naszym wykonaniu była bardzo dobra, ale później wkradły się problemy w naszą grę. Przede wszystkim zbyt długo zwlekaliśmy ze zmianami, co miało wpływ na zmęczenie. Wciąż dużo do życzenia pozostawia gra w przewagach. Nie radziliśmy też sobie z presją. Z meczu na mecz nasza gra wygląda jednak coraz lepiej i już niebawem powinny przyjść tego efekty w postaci punktów - dodaje trener gdańskiej drużyny.
Wczoraj z kolei gdańszczanie zmierzyli się na wyjeździe z GKS Tychy. Także wicemistrz Polski okazał się zbyt wymagającym rywalem dla Stoczniowca. Gdańscy hokeiści na Śląsk wybrali się w okrojonym składzie. Oprócz pauzującego od dwóch tygodni z powodu kontuzji pachwiny Zacharego Josephera, na lodzie w Tychach zabrakło również Jana Stebera oraz Adriana Kastel - Dahla, a między słupkami po raz pierwszy w tym sezonie stanął Nikifor Szczerba, zastępując Michała Kielera.
Mimo osłabień, to gdańszczanie mogli otworzyć wynik meczu. Już na początku przez ponad dwie minuty grali w podwójnej przewadze. Najlepszą okazję zmarnował jednak Maciej Rompkowski trafiając w słupek.
Gospodarze dość szybko odzyskali inicjatywę, którą potwierdzali kolejnymi bramkami. Ostatecznie skończyło się na pięciu trafieniach, chociaż trzeba zaznaczyć, że tych mogło być znacznie więcej.
GKS Tychy - Stoczniowiec 5:0 (1:0, 1:0, 3:0)
Bramki: Komorski (16), Kristek (30), Rzeszutko (45), Górny (49), Kolusz (53)
Stoczniowiec: Szczerba - Wsół, Wachowski; Sochacki, Różycki, Gościński - Lehmann, Nowak; Szczerbakow, Rompkowski, Marzec - Dolny, Kantor - Nasca, Pesta, Skutchan oraz Herasymenko, Wrycza, Ziółkowski, Strużyk.
Follow https://twitter.com/baltyckisportDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?