Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 1:1: Sekundy dzieliły gdańszczan od zwycięstwa! [ZDJĘCIA]

Paweł Stankiewicz
Piłkarze Lechii znowu w głupi sposób podarowali punkt rywalom. Gdańszczanie prowadzili we Wrocławiu ze Śląskiem 1:0, byli zespołem lepszym, mieli kilka okazji bramkowych, a w samej końcówce dali sobie strzelić wyrównującego gola. Tylko biało-zieloni potrafią w ten sposób tracić cenne punkty. A przez to gdańszczanie nadal pozostają tylko z jednym zwycięstwem w rundzie wiosennej, po ośmiu kolejkach ligowych.

Brak odpowiedzialności

Lechia ma za sobą osiem meczów ligowych na wiosnę. I w sześciu z nich dała sobie strzelić gola dwie minuty przed końcem spotkania albo w doliczonym czasie gry. Tylko w pojedynku z Wisłą udało się gdańskiej drużynie zachować czyste konto. W poprzednim meczu z Jagiellonią podopieczni trenera Bogusława Kaczmarka nie tracili wprawdzie bramek w samej końcówce. Prowadzili jednak 2:1, a potem pozwolili rywalom strzelić dwa gole po stałych fragmentach gry.

- Pracujemy nad tym. I wierzę, że od meczu ze Śląskiem przestaniemy tracić bramki. A przynajmniej w tak prosty sposób - mówił przed wyjazdem do Wrocławia Krzysztof Brede, drugi trener Lechii.

Trenerzy Lechii denerwowali się już po poprzednich meczach, w których ich podopieczni powinni spokojnie sięgnąć po trzy punkty, a tracili je na własne życzenie.

- Brakuje nam koncentracji i odpowiedzialności - oceniał "Bobo" Kaczmarek.

I trudno się z tym nie zgodzić. Na pewno jednak nie można winić wyłącznie formacji obronnej, której jednak zawsze przytrafi się jakaś kosztowna pomyłka. Tak samo było we Wrocławiu. Jeden moment słabości i gapiostwa kosztował biało-zielonych utratę dwóch punktów. Błąd pierwszy to pozostawienie Piotra Ćwielonga bez opieki, choć wiadomo, że Sebastian Mila potrafi ze stałego fragmentu gry dograć świetną piłkę. Błąd drugi popełnił Bartosz Kaniecki, który między nogami przepuścił piłkę do siatki.

Pretensje trzeba mieć jednak również do graczy ofensywnych. To Lechia miała przewagę, była zespołem lepszym i mogła strzelić znacznie więcej goli drużynie mistrzów Polski. Brak skuteczności znowu okazał się bardzo kosztowny.

Nie zmienia to faktu, że nie można grać tak niefrasobliwie we własnym polu karnym, bo indywidualne błędy decydują o straconych golach i punktach. Warto prześledzić mecze Lechii od początku rundy wiosennej, w których na własne życzenie traciła korzystny wynik. Biało-zieloni prowadzili w Warszawie z Polonią 1:0, ale w 88 minucie wyrównał Miłosz Przybecki. U siebie z Pogonią też było 1:0, kiedy w doliczonym czasie gry z rzutu karnego gola strzelił Edi Andradina. Również w doliczonym czasie gry gola strzeliła Korona, ale ten Lechia wygrała 3:2. W Gliwicach drużyna z Gdańska też straciła bramkę w 88 minucie, ale przegrała 0:2. Z Lechem gol stracony w 90 minucie nie decydował o końcowym wyniku, bo Lechia przegrała 2:4, ale już bramka wpuszczona we Wrocławiu w 88 minucie, była na wagę straty dwóch punktów. Klątwa końcówek meczów zatem nadal ciąży nad Lechią.

- Kolejny raz zremisowaliśmy wygrany mecz. Nasza organizacja gry była wzorowa, zneutralizowaliśmy środek pola, byliśmy lepsi w każdym elemencie. Zabrakło nam spokoju pod bramką rywala, żeby wygrać różnicą dwóch lub trzech goli - ocenił mecz trener Kaczmarek.

Jubilat Wiśniewski

Spotkanie we Wrocławiu był wyjątkowy dla Piotra Wiśniewskiego. Piłkarz rozegrał mecz numer 100 w ekstraklasie i wszystkie w biało-zielonych barwach. Ten jubileuszowy występ też długo zdawał się być dla niego udany. To właśnie Wiśniewski dał Lechii prowadzenie, i to po akcji, w której najpierw sam wywalczył piłkę. Do gola dołożył jeszcze całkiem niezłą grę, bo często nękał defensywę rywali. I do pełni szczęścia brakowało jeszcze trzech punktów. Wydawało się, że gdańszczanie i ten plan zrealizują, gdyż bezradny Śląsk nie miał pomysłu na zdobycie wyrównującego gola. Jeden błąd zdecydował jednak o tym, że Lechia musiała zadowolić się remisem. To popsuło święto "Wiśni", który już tak nie potrafił się cieszyć z tego setnego występu w krajowej elicie i ze strzelonego gola.

- Już nie wiem, co mam mówić. Znowu tracimy wygraną w takich okolicznościach. Musimy tę stratę odrobić w następnym meczu - przyznał Wiśniewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki