Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samobójstwo strażniczki miejskiej. Umorzono śledztwo w sprawie SM w Gdańsku

Jacek Wierciński
W grudniu ubiegłego roku Barbara K., 56-letnia pracowniczka Straży Miejskiej, usłyszała 139 zarzutów. W marcu sprawa trafiła do mediów, a tydzień później kobieta zdecydowała się targnąć na własne życie
W grudniu ubiegłego roku Barbara K., 56-letnia pracowniczka Straży Miejskiej, usłyszała 139 zarzutów. W marcu sprawa trafiła do mediów, a tydzień później kobieta zdecydowała się targnąć na własne życie G.Mehring/archiwum DB
Samobójstwo popełniła główna podejrzana o nieprawidłowości. Śledztwo umorzono. Możliwe, że sprawa swoje źródło ma... w latach dziewięćdziesiątych.

"Winnym grozi do 5 lat więzienia" - informowały media, pisząc o nieprawidłowościach w gdańskiej Straży Miejskiej. Prokuratura po niemal roku zdecydowała się jednak zakończyć śledztwo bez wskazywania sprawców, a sami strażnicy przekonują, że by ustalić "winnych", należałoby poszperać w historii formacji.

Z braku znamion popełnienia przestępstwa Prokuratura Okręgowa w Gdańsku zdecydowała się umorzyć śledztwo dotyczące niedopełnienia obowiązków i poświadczenia nieprawdy w Straży Miejskiej. Jak tłumaczy prok. Grażyna Wawryniuk, choć w jednostce dochodziło do "rażących uchybień i nieprawidłowości", nie były to świadome działania na szkodę interesu prywatnego ani publicznego.

Wcześniej 139 zarzutów w toku dochodzenia usłyszała 56-letnia Barbara K., długoletnia pracownica Referatu Wykroczeń. W marcu, tydzień po tym, jak sprawa trafiła do mediów, kobieta popełniła samobójstwo , a zarzuty wobec niej umorzono. Dwa miesiące później śledczy odczytali 27 zarzutów jej koleżance z tego samego referatu.
- Mnie i mojej klientki decyzja prokuratury o umorzeniu nie zaskoczyła w najmniejszym stopniu. Od początku byliśmy przekonani, że te zarzuty nie mają poparcia w stanie faktycznym i przepisach prawa, były stawiane na wyrost i przedwcześnie. Zresztą już na wstępie, kiedy sprawa była jeszcze w prokuraturze rejonowej, apelowaliśmy, by najpierw dokonać wszystkich czynności sprawdzających, a dopiero później podejmować decyzje o przedstawieniu zarzutów lub nie - mówi Łukasz Isenko, adwokat drugiej strażniczki.

Isenko zaznacza, że to nie strażniczka ponosi odpowiedzialność za nieprawidłowości: - Stosowała się do procedur i poleceń przełożonych, które funkcjonowały tam wcześniej. Możemy to oceniać w kontekście organizacji, regulaminów i procedur, ale nie w kategorii popełnienia przestępstwa.

Do podobnych wniosków doszli śledczy. Do zwierzchnika Straży Miejskiej, prezydenta Gdańska, skierowali wystąpienie, w którym wskazują na możliwość wyciągnięcia konsekwencji wobec kierownictwa jednostki.
Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Pawła Adamowicza, zapowiada, że "sprawcy zostaną ukarani". Jednak - jak zaznacza Miłosz Jurgielewicz ze Straży Miejskiej - sprzeczne z prawem regulacje nie były dziełem ekipy urzędującego komendanta Leszka Walczaka.

- Trudno powiedzieć, jak długo funkcjonowały procedury zakwestionowane przez prokuraturę. Można sięgać do początków straży, do początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy pojawiają się nowe formacje zwane wtedy często "policjami municypalnymi", które muszą działać w próżni prawnej. Nie ma żadnej ustawy o strażach, więc schematy ich działania często tworzone są w oparciu o kopiowanie procedur obowiązujących w różnych strukturach policji - tłumaczy Jurgielewicz.
I dodaje: - Kiedy brakowało ustaw i zarządzeń, regulacje były tworzone w ten sposób, by służba działała sprawnie. Dziś właściwie nie można określić, czy wątpliwe procedury działały od powołania gdańskiej straży miejskiej w 1991 roku, ale to bardzo możliwe. Definitywnie mogę powiedzieć tylko, że procedury zostały dostosowane do wymogów prawa jeszcze zanim rozpoczęło się śledztwo.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że choć oskarżenia o niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy brzmią groźnie i faktycznie - formalnie rzecz biorąc, zagrożone są wyrokiem 5 lat za kratkami - rzeczywistość okazuje się bardzo prozaiczna.
Prokuratorskie podejrzenia przestępstwa dotyczyły bowiem zwykłego ułatwiania sobie pracy przez strażników.
- Jeśli wracali z interwencji, na której delikwent odmówił przyjęcia mandatu, to zanim sprawa była kierowana do sądu, powinni zostać przesłuchani do protokołu przez pracownice Referatu Wykroczeń. Zamiast tego ich notatka była po prostu kopiowana, a oni podpisywali się pod tą kopią. To bardzo ułatwiało pracę, bez takiego uproszczenia strażnicy są zawaleni papierową robotą - tłumaczy osoba znająca realia pracy Straży Miejskiej.

Śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Rejonową Gdańsk-Śródmieście, a później Prokuraturę Okręgową w Gdańsku, dotyczyło okresu od kwietnia 2008 roku do grudnia 2011 roku. Straż Miejska oficjalnie tłumaczy, że swoje procedury zmieniła jeszcze zanim dochodzenie się rozpoczęło - w kwietniu 2010 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki