Mówią, że Skarb Państwa za to, że wykorzystuje nie swoje grunty, nie płaci ani grosza. Trójka właścicieli żali się, że nie przeszkadza to jednak Ministerstwu Obrony Narodowej słać do poszkodowanych ponagleń... o wycinkę drzew i krzewów na niezwróconym terenie. W dodatku na ich własny koszt i pod groźbą postępowania egzekucyjnego.
- To skandal w państwie prawa - nie ukrywa zdenerwowania jeden z współwłaścicieli nieruchomości. I zapowiada, że o swoje prawa będzie walczył nawet w Strasburgu.
Resort obrony odpowiada, że proponował wycinkę zarośli na swój koszt.
Sądowa batalia o działki na lotnisku
Sporne gdyńskie tereny formalnie należą do Jacka, doktora prawa, jego żony Anny i 90-letniej ciotki Ewy (nazwiska do wiadomości redakcji). Mieszkają w okolicach Trójmiasta. Zatarg z państwem o warte miliony złotych grunty, leżące dziś na terenie lotniska w Babich Dołach, przeszedł przez wszystkie szczeble wymiaru sprawiedliwości. Jak relacjonuje pan Jacek, po latach sądowych batalii, w maju 2007 roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji nakazujący wojsku zwrot gdyńskich działek.
- Po dłuższym czasie od uprawomocnienia się wyroku wojsko przesunęło płot, którym ogrodzone są nasze działki, i zwróciło nam mniej więcej połowę gruntów. Ciągle mają jednak nasze nieruchomości warte, według ostatniej wyceny biegłego, co najmniej 2,4 miliona złotych, których nie zwracają, choć tak nakazał sąd - podkreśla pan Jacek.
Karczowanie dla "potencjału obronnego"
We wrześniu ubiegłego roku współwłaściciele ze zdziwieniem odebrali pierwszą korespondencję z Ministerstwa Obrony Narodowej. Jak mówi pan Jacek, resort nakazywał im wykarczowanie terenów leżących po "wojskowej" stronie. I to na własny koszt. Urzędnicy argumentowali to poprawą bezpieczeństwa "wykonywania operacji lotniczych" oraz przyczynieniem się do "utrzymania potencjału obronnego państwa".
W piśmie zobowiązującym do wykonania prac resort jednoznacznie wskazuje na właścicieli działki. Z imienia i nazwiska wymienieni są Jacek, Anna i prawie 90-letnia Ewa.
- Proszę sobie wyobrazić, że starsza osoba otrzymuje upomnienie od ministra, że ma jechać z toporkiem i wycinać drzewa czy krzaki na terenie jednostki. Przecież to kompletna bzdura. A usunąć trzeba ponad 400 krzewów i drzew! - nie kryje oburzenia nasz rozmówca.
Kolejne pismo, podpisane przez Tomasza Siemoniaka, szefa resortu obrony, wysłano w styczniu tego roku. Czytamy z nim, że właściciele terenu mają go wykarczować w ciągu siedmiu dni od doręczenia upomnienia. W przeciwnym wypadku ministerstwo grozi postępowaniem egzekucyjnym.
Imiona bohaterów materiału zostały zmienione
Cały artykuł przeczytasz we wtorkowym wydaniu Kuriera Gdyńskiego z dnia 17 lutego 2015 r.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?