Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sądowa batalia o działki na lotnisku w Gdyni w Babich Dołach

Szymon Zięba
Część lotniska wojskowego w Babich Dołach ma prywatnych właścicieli
Część lotniska wojskowego w Babich Dołach ma prywatnych właścicieli Tomasz Bołt
W latach 50. XX wieku państwo odebrało im grunty, które dziś są częścią wojskowego lotniska w Babich Dołach w Gdyni. Właściciele, choć ściskają w ręku wydany osiem lat temu prawomocny wyrok sądu, który nakazuje państwu zwrócić im ich własność, ciągle nie odzyskali wszystkich działek.

Mówią, że Skarb Państwa za to, że wykorzystuje nie swoje grunty, nie płaci ani grosza. Trójka właścicieli żali się, że nie przeszkadza to jednak Ministerstwu Obrony Narodowej słać do poszkodowanych ponagleń... o wycinkę drzew i krzewów na niezwróconym terenie. W dodatku na ich własny koszt i pod groźbą postępowania egzekucyjnego.
- To skandal w państwie prawa - nie ukrywa zdenerwowania jeden z współwłaścicieli nieruchomości. I zapowiada, że o swoje prawa będzie walczył nawet w Strasburgu.

Resort obrony odpowiada, że proponował wycinkę zarośli na swój koszt.

Sądowa batalia o działki na lotnisku

Sporne gdyńskie tereny formalnie należą do Jacka, doktora prawa, jego żony Anny i 90-letniej ciotki Ewy (nazwiska do wiadomości redakcji). Mieszkają w okolicach Trójmiasta. Zatarg z państwem o warte miliony złotych grunty, leżące dziś na terenie lotniska w Babich Dołach, przeszedł przez wszystkie szczeble wymiaru sprawiedliwości. Jak relacjonuje pan Jacek, po latach sądowych batalii, w maju 2007 roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji nakazujący wojsku zwrot gdyńskich działek.
- Po dłuższym czasie od uprawomocnienia się wyroku wojsko przesunęło płot, którym ogrodzone są nasze działki, i zwróciło nam mniej więcej połowę gruntów. Ciągle mają jednak nasze nieruchomości warte, według ostatniej wyceny biegłego, co najmniej 2,4 miliona złotych, których nie zwracają, choć tak nakazał sąd - podkreśla pan Jacek.

Karczowanie dla "potencjału obronnego"

We wrześniu ubiegłego roku współwłaściciele ze zdziwieniem odebrali pierwszą korespondencję z Ministerstwa Obrony Narodowej. Jak mówi pan Jacek, resort nakazywał im wykarczowanie terenów leżących po "wojskowej" stronie. I to na własny koszt. Urzędnicy argumentowali to poprawą bezpieczeństwa "wykonywania operacji lotniczych" oraz przyczynieniem się do "utrzymania potencjału obronnego państwa".

W piśmie zobowiązującym do wykonania prac resort jednoznacznie wskazuje na właścicieli działki. Z imienia i nazwiska wymienieni są Jacek, Anna i prawie 90-letnia Ewa.
- Proszę sobie wyobrazić, że starsza osoba otrzymuje upomnienie od ministra, że ma jechać z toporkiem i wycinać drzewa czy krzaki na terenie jednostki. Przecież to kompletna bzdura. A usunąć trzeba ponad 400 krzewów i drzew! - nie kryje oburzenia nasz rozmówca.

Kolejne pismo, podpisane przez Tomasza Siemoniaka, szefa resortu obrony, wysłano w styczniu tego roku. Czytamy z nim, że właściciele terenu mają go wykarczować w ciągu siedmiu dni od doręczenia upomnienia. W przeciwnym wypadku ministerstwo grozi postępowaniem egzekucyjnym.

Imiona bohaterów materiału zostały zmienione

Cały artykuł przeczytasz we wtorkowym wydaniu Kuriera Gdyńskiego z dnia 17 lutego 2015 r.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki