Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rumia: 7-latkiem zajmowali się pijani opiekunowie. Ratownicy nie zareagowali. Dlaczego?

Tomasz Modzelewski
Tomasz Bołt
Zawiadomienie, jakie we wtorkowy wieczór odebrało wejherowskie pogotowie, było standardowe - pomocy potrzebuje kobieta w ciąży, która źle się poczuła. Jednak na miejscu ratownicy zobaczyli coś, co sąsiedzi określają jednoznacznie: - To patologia, a jak dojdzie do tragedii, to wszyscy będą mówić, że sąsiedzi nie reagowali.

Gdy sanitariusze z karetki, wezwanej na osiedle w Rumi Janowie, dojechali na miejsce, zobaczyli w mieszkaniu kobietę w ciąży, będącą pod wpływem alkoholu. Ta stwierdziła, że właściwie czuje się już dobrze i w sumie nie wie, po co przyjechała pomoc, wezwana przez którąś z towarzyszących jej osób. A wypiła piwo lub dwa... żeby się uspokoić.

Tyle, że - według relacji sąsiadów - w mieszkaniu przebywała także właścicielka lokalu - pijana matka z 7-letnim dzieckiem.
- Owszem, ratownicy widzieli tam dziecko, więc zainteresowali się sprawą - mówi Bożena Czepułkowska, lekarz naczelny wejherowskiego szpitala, któremu podlega pogotowie.

Podpita kobieta miała odpowiedzieć ratownikom, że matka dziecka znajduje się w pokoju obok. Na tym wizyta zespołu karetki się zakończyła. Sanitariusze nie uznali za konieczne wezwać policję.
- Nie rozumiemy, dlaczego, skoro w tym mieszkaniu dochodzi do burd, a matka dziecka regularnie pije - komentują sąsiedzi.

Szpital broni sanitariuszy, bo - jak określono - "mieszkanie było schludne".
- Ratownicy nie stwierdzili, aby istniało bezpośrednie zagrożenie. Osoba, której mieli udzielić pomocy, odpowiadała w sposób logiczny i poinformowała, że matka dziecka znajduje się w sąsiednim pokoju. Sam lokal wyglądał schludnie - mówi Bożena Czepułkowska.
- Tyle, że w środku najwyraźniej tak bardzo śmierdziało alkoholem, że ratownicy pierwsze co zrobili po wejściu to otworzyli na oścież okna i balkon - mówi jedna z sąsiadek.

Z kolei urzędnicy NFZ tłumaczą, że nie mają wpływu na to, czy udzielający świadczenia wezwie policję.
W rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" sąsiedzi zastrzegają sobie anonimowość. - Sam byłem świadkiem różnych zdarzeń, włącznie ze skopaniem drzwi sąsiadów, więc nie chcemy, żeby i nam coś takiego się przydarzyło. Raz doszło nawet do bójki na klatce schodowej. Przy wejściu do bloku krew pozostała na długo - mówi jeden z mieszkańców bloku i dodaje, że w ubiegłym roku co najmniej kilkakrotnie wzywano policję.

- Patrol, owszem, przyjeżdżał, tyle że kobieta nie otwierała im drzwi. Policjanci rozmawiali więc z sąsiadami. Potwierdzaliśmy, że jest tam dziecko i na tym sprawa się kończyła. Gdy w tym tygodniu przyjechało pogotowie, to sanitariusze, jeszcze będąc na klatce schodowej, zwrócili uwagę, że to dziecko się drze, jakby mu ktoś krzywdę robił - mówi mieszkanka.
Policja odpowiada, że jeśli mieszkaniec danego lokalu nie otwiera, a nic nie wskazuje na to, że w środku dzieje się coś złego, to nie ma podstaw, żeby wejść do środka.

- Jeżeli ktokolwiek z mieszkańców Rumi jest świadkiem, że jakiemuś dziecku dzieje się krzywda, to taką informację może zgłosić nawet anonimowo - mówi asp. Anetta Potrykus, rzecznik wejherowskiej policji. - Każde zgłoszenie, niezależnie, czy chodzi o sprawy rodzinne czy o inne zdarzenia, trafia do odpowiedniej komórki, która się tym zajmie. Jeśli informacja zostanie potwierdzona, to stosowną wiadomość przekazujemy także do innych instytucji, które zajmują się taką problematyką.

Kierownik MOPS w Rumi, zapytana, czy zna sytuację panującą w tym mieszkaniu, zastrzega, że nie może udzielać informacji o konkretnych osobach, ale dziękuje za nasze zgłoszenie.
- Jeśli jakiś mieszkaniec uważa, że powstała niepokojąca sytuacja, zwłaszcza dotycząca dzieci, będących przecież pod szczególną ochroną, to może nam to zgłosić - zachęca Wiesława Pacholczyk, kierująca MOPS. - Każde zgłoszenie traktujemy poważnie. Są pracownicy socjalni, którzy współdziałają z rodzinami w celu rozwiązania problematycznych sytuacji. Jest możliwość udzielenia pomocy psychologicznej, prawnej czy pedagogicznej.

Dyrektor wejherowskiego szpitala dodaje, że w wielu przypadkach - gdy zespół karetki widzi sytuację groźną dla dziecka, - to wzywa policję. Czasami po takiej interwencji maluchy są przewożone na oddział pediatrii wejherowskiej lecznicy.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki