W propagandzie Moskali ich wejście było zawsze „wyzwoleniem”. Rzeczpospolitą „wyzwalał” rosyjski car, pacyfikując narodowe powstania i zsyłając na Sybir. Setki tysięcy Polaków biali Moskale „wyzwolili” na zawsze – zostali na nieludzkiej ziemi. Potem „wyzwalali” nas Moskale czerwoni, ale pochód bolszewickiej zarazy zatrzymaliśmy na linii Wisły. W III RP w podwarszawskim Ossowie władze postawiły pomnik nie polskim bohaterom, ale owym „wyzwolicielom”.
Rosjanie w Polsce. Dzieci „wyzwolicieli” z 1920 r.
17 września 1939 r. Moskale „wyzwalali” nas razem z Niemcami, z tą różnicą, że Niemcy dokonali zbrojnej agresji, a Moskale – wedle oficjalnej wersji historii – tylko swoim wojskiem i czołgami „wkroczyli”. Rządy „pokoju i miłości”, mordując Polaków i znów zsyłając na Sybir, sprawowali do 22 czerwca 1941 r. przegnani przez dawnych sojuszników spod znaku hakenkreutza. No i ostatecznie dzieci „wyzwolicieli” z 1920 r. „wyzwoliły” nas w 1944/1945 r. „Wyzwalali” szczególnie naszą młodzież, która miała wszelkie dane, aby wyrosnąć na wybitnych naukowców, pisarzy, dziennikarzy, matematyków, artystów. Tymczasem pokolenie II RP zostało po prostu wyrżnięte, a jego miejsce zajmowali przedwojenni komuniści, „ludowi” partyzanci, czy politrucy tzw. Ludowego Wojska Polskiego, tacy jak słynny major/profesor Zygmunt Bauman. W ten sposób, metodą fizycznej eliminacji, drugi sowiecki okupant instalował w Polsce swoje pseudoelity.

Ofiary komunistów zamordowane w katowni przy ul. Rakowieckiej, a potem zakopane na „Łączce”. Zbrodnię dokończył w 1982 r. Jaruzelski, niszcząc kości.