Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica śmierci Jana Pawła II. O czym pamiętamy po 10 latach?

roz. Jarosław Zalasiński
Robert Kwiatek / Archiwum
- Wyjście ku ludziom, otwartość, były właściwe Janowi Pawłowi II - mówi ojciec Stanisław Tasiemski, wiceprezes Katolickiej Agencji Informacyjnej. - Taki jest także Franciszek

Niektórzy katoliccy publicyści już kilka lat temu mówili o "dewojtylizacji" Kościoła, odchodzeniu od ducha otwartości Jana Pawła II. Całkiem niedawno abp Henryk Hoser powiedział o "zdradzie" nauczania papieskiego, ale uzasadniał to przeciwnie: odchodzi się od stanowczych nauk polskiego papieża. Jak to zatem jest: czy Kościół przez dziesięć minionych lat odszedł od Jana Pawła II? A jeśli tak - to w jakim kierunku?
Zauważmy, że gdy chodzi o Kościół powszechny, to trzeba powiedzieć, że każdy z papieży ma swoją osobowość, swój charyzmat, co oczywiście nie oznacza, że neguje on dorobek wcześniejszych pontyfikatów. Różna może być wrażliwość papieży, inny też może być sposób sprawowania prymatu Piotrowego. Ale mimo tych różnic widzimy podobieństwa między papieżem Franciszkiem a Janem Pawłem II, zwłaszcza w ich wychodzeniu ku ludziom. Mamy w pamięci obraz Jana Pawła II złożonego chorobą i cierpieniem. Zapominamy np., że pierwszą rzeczą, jaką uczynił po wyborze, podczas inauguracji pontyfikatu, było zerwanie z wcześniejszymi zwyczajami.

Tak jak Franciszek...
Jan Paweł II 22 października 1978 roku wyszedł z pastorałem do ludzi zgromadzonych na placu Świętego Piotra, czego absolutnie nie przewidywał ceremoniał. Takie wyjście ku ludziom, otwartość, były właściwe Janowi Pawłowi II, a dzisiaj papieżowi Franciszkowi.

A jednak tych papieży zaczęto sobie przeciwstawiać.
To wynik amnezji. Ludzie zapominają, jak wyglądał cały trwający 27 lat pontyfikat Jana Pawła II. Kiedy papież Franciszek w ulewnym deszczu odprawiał na Filipinach mszę w mieście Tacloban, zniszczonym ponad rok temu przez tajfun, rzecznik Watykanu przypomniał mszę świętą odprawioną w burzy śnieżnej przez Jana Pawła II w Sarajewie.

To był 1997 rok, krótko po zakończeniu działań wojennych.

Uwidocznił się wówczas heroizm Jana Pawła II, który musiał walczyć z symptomami choroby Parkinsona i straszliwym, przenikającym zimnem. Cały się trząsł, a przecież trwał, będąc przekonanym, że trzeba być przy ludziach, którzy doświadczyli tragedii wojny...

Czy przeciwstawianie papieża Franciszka i Jana Pawła II nie jest zbudowane na oczekiwaniach, że Franciszek odejdzie od nauczania polskiego papieża? Zwłaszcza w drażliwych dla świata sprawach moralnych?
To prawda, jeśli spoglądamy na doniesienia wielu mediów. Zdajemy sobie jednak sprawę, że pontyfikat papieża Franciszka trwa i nie wiemy, co jeszcze przyniesie. Gdyby uważniej słuchać wypowiedzi Franciszka, to należałoby jednak zachować pewną ostrożność. Czasami odczytuje się obecnego papieża z perspektywy chciejstwa, jakby to nazwał Wańkowicz. Różne osoby chętnie włożyłyby papieżowi w usta słowa, których on w gruncie rzeczy nie wypowiedział.

Kościół powszechny od nauk i postawy Jana Pawła II nie odszedł. A Kościół w Polsce? Dokładniej - jego wierni? W wydanej 35 lat temu adhortacji "Familiaris consortio" Jan Paweł II bardzo krytycznie mówił o życiu w wolnych związkach czy zamieszkiwaniu razem "na próbę". A to dzisiaj praktyka bardzo wielu młodych ludzi, także wierzących.

Na pewno sytuacja, w której dzisiaj żyjemy, jest inna. Już w 1989 r. pojawiły się głosy bardzo niechętne wobec Kościoła, czasem nawet sugerujące, że warunkiem nowoczesności jest zerwanie z katolicyzmem. Takie hasła gdzieniegdzie trafiały na owocny grunt. Ponadto ludzie młodzi często są pozostawieni samym sobie. Rodzice pracują bardzo intensywnie i nie mają czasu dla swoich dzieci. To zerwanie kontaktu pokoleń bardzo głęboko wpływa na kruchość ludzi młodych, którzy nie otrzymują jasnych wzorców. To wpływa na ich zagubienie.

Rodzice nie odgrywają już roli wychowawców. A Kościół potrafi to robić? Rozmawiać? W "Familiaris consortio" Jan Paweł II napisał, że do osób żyjących w niesakramentalnych związkach trzeba zbliżać się "taktownie i z szacunkiem". I na każdą taką sytuację patrzeć indywidualnie.
Tylko że dialog wymaga dobrej woli dwóch stron. W całej tej dyskusji, towarzyszącej synodowi o rodzinie, zawsze była mowa o szacunku dla człowieka, a równocześnie o potrzebie pokazywania dróg nadziei. Prawda, którą Kościół głosi, nie jest prawdą, która ma zawładnąć człowiekiem, odebrać mu wolność, tylko przeciwnie - ma dać mu możliwość stawania się w pełni człowiekiem, po to, by czynił swoje życie bardziej sensownym. To nie jest forma narzucania czegoś, tylko propozycja budowania czegoś pięknego, ważnego i trwałego.

Może więc wierność w tej dziedzinie duchowi Jana Pawła II oznaczałaby przywiązanie do zasad, ale mówienie o nich tak, by to nie raniło i nie odstręczało.
Ale powtórzę: do dialogu potrzebne są dwie strony. A jedna często ma już ustaloną opinię, niepopartą żadnym doświadczeniem. Albo ma uraz. Z drugiej strony - oczywiście, każdy z kapłanów powinien kierować się wzorem miłosiernego Samarytanina, kogoś, kto przebywa drogę, kto wysłuchuje człowieka. Jeśli tylko ten człowiek tego pragnie.

W encyklice "Ewangelium vitae" Jan Paweł II poruszył wiele problemów bioetycznych, w tym in vitro...
Encyklika nie jest tylko i wyłącznie dokumentem, który by mówił o szczegółowych kwestiach dotyczących przekazywania życia. Ona mówi o człowieku. Jeżeli Jan Paweł II jasno wskazuje w niej konieczność obrony życia ludzkiego i jego godnego przekazywania, czyni to przede wszystkim z uwagi na szacunek dla człowieka, z powodu uznawania jego wielkości. Papież przypomina, że jesteśmy owocem miłości nie tylko rodziców, ale i samego Boga.

Ale encyklika odnosi się też do konkretów, mówi np., że "techniki sztucznej reprodukcji są nie do przyjęcia". Tymczasem z badań społecznych wynika, że większość Polaków je aprobuje. Rozmija się więc to, co Kościół za Janem Pawłem II głosi, a tym, co jest praktycznym przekonaniem ludzi.
Trudno może niektórym zrozumieć te problemy, wniknąć w nie. To są kwestie tajemnicy życia i jego godności.

Kwestie zagubione w mentalności współczesnych ludzi.
Na pewno, o czym mówił też Benedykt XVI. Mówił np., że sam akt małżeński uległ banalizacji, został odarty z tego, co jest w nim święte. Przecież małżonkowie stają się w akcie małżeńskim partnerami samego Pana Boga. A w tych różnych technikach istota ludzka jest efektem pewnego procesu, staje się przedmiotem, a nie podmiotem. Nie wspomnę już o tym, że różne bolesne doświadczenia pokazują, że te procedury są często nieskuteczne i obarczone defektami.

Tak, ale ten język nie przemawia do ludzi. Jan Paweł II pewnie pragnął, aby w Polsce w ramach liberalnej demokracji udało się ustanowić cywilizację miłości, jak to nazywał, szanującą każde życie ludzkie. Ale mentalność Polaków jest w większości inna.
Nie żyjemy w niebie, żyjemy w bardzo konkretnych warunkach. Ludzie korzystają z różnych podpowiedzi. Jeśli nie ma w nich momentu zatrzymania się przed tajemnicą, zastanowienia się, że wiara nie jest tylko kwestią tego, co mi się opłaca, to potem człowiek płaci bolesne rachunki.

Bolesny dla wielu jest też społeczny rachunek naszej wolności. To w Trójmieście, na sopockim hipodromie, Jan Paweł II w 1999 r. powiedział słynne słowa, że nie ma solidarności bez miłości. Jak rozumiem, papież chciał nam zakomunikować, że dalsza droga powinna być wytyczona przez solidaryzm, a nie egoistyczny idealizm. I co?
Dziś widzimy różne nierówności społeczne, także wyzysk pracowniczy, o którym tak dobitnie mówi papież Franciszek. Na tego rodzaju jego wystąpienia media nie zwracają niestety uwagi. Fakt, że ponad 3 miliony Polaków od śmierci Jana Pawła II mieszka poza Polską mówi o klęsce naszego modelu rozwoju. Nie stworzyliśmy tym ludziom szansy, żeby mogli być u siebie i wpływać na rozwój Polski. Tak, to bardzo gorzki i bolesny rachunek. Ci emigranci czasami przyjeżdżają na święta, ale ze świadomością, że żyją na obczyźnie, gdzie w istocie zawsze będą obcymi, obywatelami drugiej kategorii. Nawet jeśli w wymiarze ekonomicznym powodzi im się nieźle, zdają sobie sprawę, że coś bardzo istotnego w swoim życiu zatracili. Tak jak i ci, którzy mają wykształcenie, a nie mają pracy albo pracują poniżej swoich kwalifikacji. Wielu innych ludzi pomiędzy nami jest odrzuconych, zapomnianych, zepchniętych na boczny tor.

Wrażliwość, jaką miał Jan Paweł II, kazałaby o nich pamiętać i mówić.

Na pewno chcielibyśmy, by głos Kościoła w sprawach społecznych brzmiał wyraźniej, żeby Kościół bronił słabych czy prześladowanych albo zepchniętych na margines.

2 kwietnia ojciec zapali świeczkę w oknie, przeczyta jakiś papieski tekst, zastanowi się nad nim? Jak będzie wyglądał ten dzień?
Na pewno zawsze wraca się do tamtego wydarzenia sprzed 10 lat, do placu św. Piotra, na którym ludzie modlili się i głęboko przeżywali to rozłączenie z Ojcem Świętym. To zawsze pozostanie. Ale dzisiaj towarzyszy nam świadomość, że mamy w nim świętego, patrona. Ten dzień to może więc także okazja, żeby prosić go w różnych sprawach, które każdy z nas nosi w sercu - czy sprawy rodziny, czy ojczyzny, czy całego Kościoła.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki