Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Referenda w Przechlewie i Potęgowie: Niska frekwencja, wójtowie zostają na stanowiskach

P. Furtak, R. Gębuś
Anna Złomanicka z Przechlewa zapowiada, że nadal będzie patrzeć władzy na ręce
Anna Złomanicka z Przechlewa zapowiada, że nadal będzie patrzeć władzy na ręce Piotr Furtak
Zarówno Andrzej Żmuda-Trzebiatowski, wójt gminy Przechlewo, jak i Jerzy Awchimieni z Potęgowa nie stracą swoich stanowisk. Tak zadecydowali mieszkańcy obu gmin, którzy mieli szansę na to, aby ich odwołać w referendum. Zarówno w Przechlewie (pow. człuchowski), jak i w Potęgowie (pow. słupski) większość głosujących była "za". Problem jednak we frekwencji, która okazała się zbyt niska.

W gminie Przechlewo w niedzielę do lokali wyborczych poszło zaledwie 11,57 proc. uprawnionych. To za mało, aby referendum mogło zostać uznane za ważne. Frekwencja musiałaby wynieść ponad 30 proc.

W sumie zagłosowało 571 osób. Zdecydowana większość z nich, bo aż 481 osób, oddała głos za odwołaniem wójta. Przeciw takiemu rozwiązaniu było 82 mieszkańców gminy, osiem głosów było nieważnych. - Musimy się z tym pogodzić - mówi Anna Złomanicka, szefowa grupy inicjatywnej w sprawie referendum. - Taka była decyzja mieszkańców naszej gminy. Szkoda tylko, że nie wszystko się odbywało tak, jak należy. Z naszych informacji wynika, że wiele osób było namawianych do tego, żeby nie iść na głosowanie. Wystąpiły też inne nietypowe zdarzenia, jak na przykład zamknięta główna brama wjazdowa na teren szkoły w Sąpolnie, gdzie się znajdował jeden z lokali wyborczych.

Wójt nie ukrywa zadowolenia z wyniku.
- Referendum pokazało, że tak jak mówiłem wcześniej, mamy bardzo mądrych mieszkańców, którzy docenili moją pracę - mówi Andrzej Żmuda-Trzebiatowski. - Chciałbym podziękować wszystkim, którzy się nie kierują emocjami i plotkami, a mają na uwadze przede wszystkim dobro naszej gminy. Szkoda tylko wydanych środków finansowych. Na przeprowadzenie referendum zabezpieczyliśmy 18 400 złotych, jednak nie rozliczyliśmy jeszcze wszystkich kosztów, gdyż oczekujemy na pozostałe rachunki, faktury i delegacje związane z obsługą wyborów.

Wójt zdecydowanie się odcina od posądzania go o złamanie ciszy wyborczej. Jeden z mieszkańców gminy miał być zatrzymany w pobliżu lokalu wyborczego przez wójta. Z relacji głosującego wynika, że wójt głośno wyraził swoje zdziwienie, że idzie on głosować. Po zgłoszeniu przez inicjatorów referendum sprawą zajęła się policja.

- Na pewno nikogo nie namawiałem, aby nie szedł głosować - mówi wójt Przechlewa. - Owszem, zamieniłem z tym panem kilka słów, ale ani go nie zatrzymałem, ani też do niczego nie przekonywałem. Zresztą większość dnia spędziłem poza Przechlewem.
Bez zmian również w gminie Potęgowo. Mimo zapowiedzi inicjatorów referendum, którzy twierdzili, że odwołanie wójta jest wolą kilku tysięcy osób w gminie, z 5577 osób uprawnionych do głosowania do urn poszło zaledwie 661 z nich.- Żeby referendum uznano za ważne, zagłosować powinny minimum 1454 osoby - informuje Dorota Skrzyńska, główny specjalista w delegaturze Krajowej Komisji Wyborczej w Słupsku. - Frekwencja wyniosła 11,85 procent. Głosowanie przebiegło bardzo spokojnie.

Mimo to inicjatorzy referendum uważają, że akcja była udana. - To było pewne novum w polskiej demokracji i uważam, że należy pochwalić te osoby, które poszły do urn - mówi Henryk Dąbrowski, jeden z inicjatorów referendum.- Do niskiej frekwencji przyczyniła się niewątpliwie administracja, wywieszając plakaty z napisami nawołującymi do bojkotu referendum.
- Referendum kosztowało około 10 tysięcy złotych - informuje Ireneusz Jasiński, sekretarz gminy. - Nie będziemy jednak komentowali jego wyników - ucina.

Zdaniem Dąbrowskiego, o tym wydatku zdecydowali mieszkańcy. - To publiczne pieniądze, a nie pana wójta, i wolą kilkuset mieszkańców było przeznaczyć je na referendum - uważa.

Tegoroczne referenda w Przechlewie i Potęgowie były kolejnymi, które nie przyniosły rozstrzygnięcia właśnie ze względu na niską frekwencję. Najbliżsi osiągnięcia celu byli chyba zwolennicy zmian w gminie Choczewo. Tam do odwołania wójta zabrakło nieco ponad 200 głosów. Zdecydowanie gorzej było w Łebie, gdzie przy urnach pojawiło się tylko 304 wyborców (wymagane było 1258). W Starogardzie Gdańskim i w Bytowie do osiągnięcia progu sprawiającego, że referendum będzie ważne, zabrakło ponad 3 tysiące głosów.

Niejasne są losy referendum w sprawie odwołania ze stanowiska prezydenta Słupska Macieja Kobylińskiego. Początkowo komisarz wyborczy Anna Supna uznała, że brakuje formalności przy kilkudziesięciu podpisach. Przedstawiciele grupy inicjatywnej odwołali się jednak do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a ten przyznał im rację. Nowa komisarz wyborcza odwołała się jednak od tej decyzji do NSA, który ma ostatecznie rozstrzygnąć sprawę.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki