Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radosław Kossakowski: - Najbardziej brakuje mi tego społecznego szmeru stadionu

Adam Mauks
Adam Mauks
Radosław Kossakowski ogląda polską ekstraklasę i sam grywa w piłkę ze znajomymi
Radosław Kossakowski ogląda polską ekstraklasę i sam grywa w piłkę ze znajomymi Fot. Karolina Misztal
O oglądaniu meczów piłkarskich w telewizji i powrocie kibiców na trybuny stadionów rozmawiamy z doktorem Radosławem Kossakowskim z Uniwersytetu Gdańskiego.

Ogląda Pan piłkę nożną w telewizji? Czy te widowiska różnią się od meczów z kibicami?
W sytuacji kiedy puszcza się sztuczne odgłosy widowni, to odnoszę wrażenie, że jakiegoś wielkiego dysonansu nie ma. Ale muszę przyznać, że często wzrok ucieka mi na trybuny na te płachty z reklamodawcami czy innymi hasłami i wtedy uświadamiam sobie, że jednak tam nie ma ludzi. Wydaje mi się, że to jest zmediatyzowane doświadczenie, którego nie da się porównać do bycia na stadionie. Doping z trybun dużo mocniej wybrzmiewa kiedy jest się na meczu. Prawda jest taka, że kamera nie pokazuje zbyt często tych najbardziej zaangażowanych w doping grup. O pandemii najbardziej przypomina kamera, która pokazuje kawałek trybun bez ludzi, a z płachtami reklamowymi.

A Pana znajomi, kibice. Jak oni do tego podchodzą?
Czuje się zniecierpliwienie, zwłaszcza tych kibiców ligowych regularnie chodzących na mecze. Ten poziom cierpliwości, ta granica wśród nich jest już mocno naciągnięta. Myślę, że za chwilę może być więcej takich sytuacji, jakie widzieliśmy w ostatnią sobotę z udziałem kibiców Legii pod stadionem przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie, którzy spotkali się pod stadionem i śpiewali, łamiąc przy okazji zasady bezpieczeństwa dotyczące pandemii. To mnie akurat nie dziwi, bo kibice mają na ogół w poważaniu systemowe ograniczenia. Próbują grać na nosie różnym służbom, a przy okazji zręcznie to organizując nie blokowali ruchu ulicznego. Teoretycznie nic się tam nie działo. Policja jest na tyle w swoich procedurach i doświadczeniu dojrzała, by wiedzieć, że nie warto było prowokować aktów agresji. Moim zdaniem nie jest tak, że policja nic nie robiła, bo bardziej lubi demonstracje kibiców niż np. kobiet.

Czy takie wydarzenia mogą mieć wpływ na przyspieszenie decyzji o wpuszczeniu kibiców na trybuny polskich stadionów?
Wydaje mi się, że chyba jednak nie. Może gdyby to było miesiąc wcześniej, kiedy była dużo mniejsza ilość zakażeń i można było mówić o jakiejś "odwilży"...Natomiast teraz przy tym poziomie zachorowań, także w naszym województwie, to raczej się nie wydarzy. Nie sądzę też władze piłkarskie i rządowe ryzykowały taką sytuację, by pozwoliły wejść kibicom na stadion np. w Warszawie a w Gdańsku już nie.

Możliwość śledzenia rozgrywek piłkarskich i sportowych w ogóle na ekranach telewizorów, komputerów czy telefonów nie spowoduje pójścia w wygodę i odpuszczenia sobie przychodzenia na stadion, by oglądać tam mecz?
Takie niebezpieczeństwo istnieje w początkowej fazie powrotu na stadiony. Trzeba pamiętać, że to jest już rok - z małą przerwą w okresie wakacyjnym kiedy kibice mogli wchodzić na trybuny - od kiedy obiekty są zamknięte. Część ludzi na początku może się trochę bać ryzyka zachorowania. To będzie się zmieniać raczej powoli. Moim zdaniem najszybciej wrócą na stadiony ultrasi. Nie wykluczam, że część kibiców przyzwyczai się do tego telewizyjnego odbioru widowisk sportowych. Ale to powinno wrócić do normy, bo nie wyobrażam sobie, by kibice reprezentacji Polski nie pojechali na Narodowy do Warszawy kiedy reprezentacja będzie grała mecz w eliminacjach do mistrzostw świata. To będzie wymagało pewnego czasu, by wrócić do normalności. Inna sprawa, ze trudno mi sobie też wyobrazić jak to "normalne" funkcjonowanie kibica będzie wyglądać, bo przecież z dnia na dzień wirus nie zniknie. Nawet jak się duża część naszej populacji zaszczepi. To może być argumentem, by nie pójść na mecz, ale z czasem to wszystko wróci do normy.  

Widowisko sportowe bez ludzi na trybunach to jednak nie to samo...
Ono jest wtedy strasznie zimne. Pandemia podkreśla bardzo wyraźnie społeczny charakter piłki nożnej. Mówi się często, że to skomercjonalizowana gra, liczą się tylko pieniądze, a reszta nie jest ważna. A jednak nie, bo przecież pandemii raczej nikt nie zaplanował. Solą piłki nożnej jako pewnego wydarzenia społecznego jest interakcja piłkarzy z kibicami, dziennikarzami. Cały ten nastrój, rytuały stadionowe, to wszystko jest powtarzalne, ale po też przychodzimy na stadiony. Dlatego ta sytuacja, moim zdaniem, nie jest naturalna dla piłki nożnej.

Czego Panu najbardziej brakuje w tej sytuacji. Za czym Pan najbardziej tęskni?
Media nadal odgrywają tę rolę, którą odgrywały wcześniej. I bardzo dobrze. Ja oglądam polską ekstraklasę i powtarzam osobom, które mówią, że tego się nie da oglądać: OK, mecze Barcelony czy Liverpoolu to jest inna bajka, ale czy mecz np. Burnley z Crystal Palace też są fanatastyczne? Nie. One też często bywają nudne, można przy nich zasnąć. Nie kupuję takiego narzekania na polską piłkę dla samego narzekania. Ona jest bardzo dobrze pokazywana, dlatego nawet jeśli poziom sportowy jest delikatnie mówiąc średni, to jest on podnoszony przez medialną oprawę. Nasza piłka jaka jest taka jest, ale są w niej emocje. Brakuje natomiast tego społecznego szmeru na stadionie, nawet jeśli na nim pojawia się obraźliwy transparent, to jednak to też wybija nieco z rutyny tą powtarzalność. Ludzie także i po to przychodzą na stadiony. Ważne, by mieli możliwość na nich bywać, nawet jeśli nie chodzą na mecze regularnie. To ograniczenie odczuwam także jako piłkarz-amator. Grywamy z kolegami na orliku i mamy internetowe zapisy na mecz. Z formatki na piątek 19 marca wynika, że nie zagramy z wiadomych względów.

Rozmawiał Adam Mauks

Radosław Kossakowski – doktor socjologii, adiunkt w Instytucie Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Jego zainteresowania badawcze oscylują wokół socjologii sportu (przede wszystkim społecznego fenomenu piłki nożnej i kultury kibicowania) oraz badań jakościowych. Jest autorem licznych artykułów i książek z zakresu tej tematyki (także w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim, chińskim). Wspólnie z D. Antonowiczem i T. Szlendakiem wydał książkę Aborygeni i konsumenci. O kibicowskiej wspólnocie komercjalizacji futbolu i stadionowym apartheidzie (2015). Jest laureatem UEFA Research Grant Programme.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki