Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeszczep szpiku. Z kroplówki płynie do żyły nowe życie

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
30 maja 1994 roku, a więc 25 lat temu w Klinice Hematologii Akademii Medycznej w Gdańsku przeprowadzono pierwszą transplantację szpiku. Dla chorego na przewlekłą białaczkę szpikową Romana Zienkiewicza była to jedyna szansa na uratowanie życia.

Jak udało się nam ustalić - pan Roman żyje i czuje się całkiem dobrze. Rafał i Monika - jako pierwsi w Gdańsku - dostali szpik od dawców niespokrewnionych. Dramatyczna walka o życie kolejnego pacjenta -Adama Darskiego (Nergala) zmobilizowała tysiące Polaków do przystąpienia do rejestru potencjalnych dawców. Opowiadamy ich historie i pokazujemy przeszkody, które musieli pokonać lekarze, by transplantacje szpiku mogły odbywać się w Gdańsku.

Rok przed przeszczepem. Roman, lat 33, z zawodu technik dentystyczny z Mrągowa, uskarża się na bóle kręgosłupa. Nie pomagają żadne leki. Dolegliwości są tak silne, że zdesperowany mężczyzna jeździ do Wrocławia do słynnego dr. Palucha. - O tym, że to może to być sygnał nieuleczalnej w tamtych czasach choroby - przewlekłej białaczki szpikowej - dowiedzieliśmy się dopiero, gdy znajomy lekarz internista zlecił mężowi podstawowe badanie krwi - wspomina jego żona Urszula. Wyniki są złe. Po konsultacji z rodziną z Gdańska Roman trafia do nowo powstałej Kliniki Hematologii. Lekarzem prowadzącym pacjenta zostaje dr Jan Maciej Zaucha. Przez rok Roman bierze leki, do szpitala przyjeżdża tylko na kontrole.

Jak wyrok śmierci

W tamtych czasach przewlekła białaczka szpikowa była jak wyrok śmierci. Młodzi ludzie umierali 3-4 lata od rozpoznania. - Wiadomo było z góry, że w takim przypadku chorego uratować może tylko przeszczep szpiku - wspomina prof. Andrzej Hellmann, ówczesny szef Kliniki Hematologii. W Polsce ta nowa metoda dopiero raczkowała. - Zgodnie z ówczesnymi ustaleniami, przeszczep powinien był się odbyć w ciągu dwunastu miesięcy od rozpoczęcia leczenia. Warunki były dwa - chory musiał być w remisji i trzeba było znaleźć dawcę. W tym czasie nie było rejestrów ani banków - dawcy szpiku szukało się tylko w rodzinie. Szanse na jego znalezienie były niewielkie, tylko ok. 30 proc. pacjentów, którzy powinni mieć transplantację szpiku, mogło jej doczekać, dla pozostałych 70 proc. nie było dawców. Wynikało to z modelu polskiej rodziny. Dwa plus dwa, czyli rodzice i dwoje dzieci, dawało 25 proc. szans, że pacjent ma siostrę lub brata zgodnego w układzie HLA, czyli układzie zgodności tkankowej. O dawcach niespokrewnionych jeszcze się wtedy nie mówiło.

Szpik od siostry

Romanowi się udało - dawcą może być jedna z jego dwóch sióstr, o pięć lat od niego młodsza Grażyna. Dr Zaucha prowadzi ich na rozmowę do profesora. - Profesor nie owija w bawełnę, tylko pyta wprost: czy jesteście Państwo zdecydowani, by przeszczep odbył się w Gdańsku? Jeżeli się boicie, możemy przekazać chorego do ośrodka we Wrocławiu. Urszula: - Pierwsze wrażenie? Nic, tylko chcą się nas pozbyć. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że profesorowi chodzi o to, czy oboje zdajemy sobie sprawę z ryzyka, jakie wiąże się z przeszczepem w ośrodku, który zabiera się za to po raz pierwszy. Przez ten rok leczenia dr Zaucha zdobył nasze zaufanie. Zostaliśmy w Gdańsku.

- Zaczęliśmy od trudniejszego przeszczepu - allogenicznego, czyli od dawcy - tłumaczy prof. Hellmann. - Przewlekła białaczka szpikowa była w tamtym czasie głównym wskazaniem do transplantacji. Choroba zbierała tragiczne żniwo. Jednocześnie dawała czas, by można było spokojnie zaplanować.

Zespół prof. Andrzeja Hellmanna był już wtedy przygotowany, by rozpocząć program transplantacji szpiku. Po pierwsze - dzięki staraniom profesora doczekali się własnej siedziby.

Serce kliniki

Utworzona dwa lata wcześniej (decyzją ówczesnego rektora AMG prof. Stefana Angielskiego) Klinika Hematologii zajęła wyremontowane pomieszczenia na pierwszym piętrze budynku nr 26. - „Sercem” kliniki był 6-łóżkowy pododdział intensywnego leczenia wyposażony w system nadciśnienia i laminarnego przepływu powietrza przez filtry. W tamtym okresie był to jeden z najnowocześniejszych i najlepiej wyposażonych oddziałów tego typu w Polsce.

Od lewej: dr Jan Maciej Zaucha, dr Wojciech Baran, prof. Andrzej Hellmann, dr Maria Bieniaszewska, dr Hanna Ciepłuch i dr Witold Prejzner. W czepku Teresa
Od lewej: dr Jan Maciej Zaucha, dr Wojciech Baran, prof. Andrzej Hellmann, dr Maria Bieniaszewska, dr Hanna Ciepłuch i dr Witold Prejzner. W czepku Teresa Pławdzich, oddziałowa

Po drugie - szkolili się w wiodących ośrodkach hematologicznych w Europie, głównie w Hammersmith Hospital w Londynie u prof. Johna Goldmanna. Po trzecie - pojawiła się nadzieja, że Ministerstwo Zdrowia zgodzi się na finansowanie przeszczepów w Gdańsku.

Tymczasem sytuacja chorych była beznadziejna - przyznają lekarze. Ostra białaczka? Wiadomo było, że wszystko rozstrzygnie się w ciągu miesiąca. Chory wygra albo przegra. Przewlekła białaczka? Bez przeszczepu szpiku również kończyła się śmiercią, tyle że w momencie diagnozy miał przed sobą 3-4 lata życia. Przebiegało to dramatycznie. Młodzi ludzie odchodzili w męczarniach, śledziony rozsadzały im brzuchy.

Pierwsza poradnia z szyldem „Hematologiczna” w szpitalu przy Dębinki powstała dopiero w 1974 roku.

Ludzkie dramaty

- Byliśmy wówczas bezradnymi świadkami wielu ludzkich dramatów - wspomina profesor. Do dziś pamięta młodego człowieka, który zgłosił się do niego do poradni na początku lat 80. W trakcie studiów na PG on również zachorował na przewlekłą białaczkę szpikową. Zrozpaczeni rodzice wszędzie szukali dla syna ratunku. Po wielu staraniach Ministerstwo Zdrowia zobowiązało się pokryć koszty jego leczenia w Londynie. Przeszczep się udał, chłopak wrócił do kraju w dobrym stanie. Gdy niespodziewanie wystąpiły komplikacje, profesor położył go do szpitala przy Łąkowej. Na 12-osobowej sali chłopak nie był w stanie obronić się przed infekcją.

Początek maja 1994 r. - Dr Jan Maciej Zaucha miał zaledwie 31 lat, gdy profesor powierzył mu rolę koordynatora pierwszej transplantacji. Przygotowania weszły w ostatnią fazę. Kontrolowano sprzęt do poboru szpiku, przeglądano zebrane w protokół procedury, analizowano zasady aseptyki i profilaktyki infekcyjnej, ustalano sposoby współpracy ze Stacją Krwiodawstwa itd. Napięcie rosło. Doktor Jan Maciej Zaucha do dziś pamięta, jak modlił się, by wszystko się udało.

Jabłkowy sok

W uzgodnionym terminie, 16 maja 1994 roku Roman Zienkiewicz zgłosił się do szpitala. Do izolatki, w której spędzić miał kilkanaście tygodni, wchodziło się przez specjalne śluzy. Cel terapii był jeden - nieodwracalnie zniszczyć uszkodzony chorobą szpik pacjenta. Przez cztery dni cztery razy na dobę Roman musiał przyjmować po kilkanaście tabletek leku przeciwnowotworowego - busulfanu.

- Tabletki były duże, trudno było je przełknąć, pod koniec dr Zaucha pozwolił mi je rozgryzać - wspomina pan Roman. Wpadł też na genialny pomysł, bym popijał je sokiem jabłkowym. Dałem radę, ale nawet dziś, choć od tamtych wydarzeń minęło ćwierć wieku, na myśl o tym napoju robi mi się niedobrze.

W końcu wybiła godzina zero. Siostra Romana - Grażyna została przyjęta do kliniki dzień wcześniej.

- 30 maja 1994 r., w sali operacyjnej użyczonej gościnnie przez Klinikę Chirurgii Ogólnej prof. Andrzej Hellmann wraz z dr. Janem Maciejem Zauchą pobrali szpik z talerzy biodrowych dawczyni. Kolekcją komórek, czyli zbieraniem ich do worka, zajmował się dr Kazimierz Hałaburda.

Po odpowiednim przygotowaniu kroplówkę zawierającą zdrowy szpik podłączono panu Romanowi.

- Siedziałam przy mężu ubrana w sterylnie czyste ubranie od stóp do głów, jak kosmonauta, wiedziałam, że jego organizm jest bezbronny i zabić go może byle bakteria, grzyb lub wirus - wspomina Urszula. - Lekarze liczyli się z tym, że mogą pojawić się wymioty czy biegunka, tymczasem nic złego się nie działo. Mąż spał jak dziecko.

Mijały kolejne dni i tygodnie, wyniki badań krwi były coraz lepsze, Roman wracał do zdrowia. Do dziś trudno lekarzom wyjaśnić, jak to się stało, że pan Roman uniknął poważniejszych komplikacji, które niejako wpisane były w procedurę transplantacji.

Pierwszy raz opuścił swoją izolatkę w sierpniu. Do domu wrócił we wrześniu, nadal jednak dostawał kroplówki. Najpierw codziennie, potem raz na tydzień, z czasem coraz rzadziej.

Życzę szczęścia

- Dzieci dorosły, pożeniły się, mamy dwie wnuczki i teraz żyjemy już tylko dla siebie - wyznaje pan Roman. I dodaje, że w walce z każdą chorobą trzeba mieć szczęście. Od tego zaczyna życzenia składane bliskim i znajomym przy każdej uroczystej okazji. Pan Roman wie, co mówi; w Klinice Hematologii spotkał wielu młodych i silnych ludzi, którzy mimo wysiłków lekarzy i takiego samego sposobu leczenia tę walkę przegrywali.

Roman Zienkiewicz, bohater pierwszej transplantacji szpiku w Gdańsku, z żoną Urszulą: Dzieci dorosły, pożeniły się, mamy dwie wnuczki i teraz żyjemy
Roman Zienkiewicz, bohater pierwszej transplantacji szpiku w Gdańsku, z żoną Urszulą: Dzieci dorosły, pożeniły się, mamy dwie wnuczki i teraz żyjemy już tylko dla siebie

6 grudnia 2001 roku lekarze z Kliniki Hematologii AMG wykonali pierwszy przeszczep szpiku od dawcy niespokrewnionego. Do tego czasu gdańscy hematolodzy ponad sto razy przeszczepiali chorym szpik od dawców rodzinnych, najczęściej od rodzeństwa chorego. Dawcę szpiku dla Rafała udało się znaleźć w Krajowym Rejestrze Dawców Szpiku.

Rafał, 30-latek z Warszawy - absolwent Akademii Wychowania Fizycznego, pracownik Biura Ochrony Rządu, zachorował na ostrą białaczkę limfoblastyczną rok wcześniej. Rodzina była w szoku. Rafał pracował i żył na pełnych obrotach. Zawsze był zdrowy, biegał, uprawiał kulturystykę, nigdy nie palił. Rafał trafił do warszawskiego szpitala przy ul. Szaserów. Przeszedł cały cykl leczenia. Był w okresie remisji choroby. Białaczka mogła jednak wrócić w każdej chwili. Szansę na powrót do pełnego zdrowia mógł mu dać tylko przeszczep szpiku. Rafał był jednak jedynakiem. Zdrowego szpiku nie mógł więc dać mu ani brat, ani siostra.

Dar życia

- Dawcy trzeba było szukać w banku dawców - informowaliśmy wówczas na łamach „DB”. Zgłaszali się do niego ludzie, którzy bezpłatnie, na ochotnika ofiarowują swój szpik dla chorych. Bardzo trudno jest znaleźć osobę, której szpik „pasuje” do organizmu chorego. Mijały tygodnie i miesiące. Rafał stracił już nadzieję, gdy w połowie listopada 2001 roku okazało się, że Poltransplant znalazł dla niego dawcę. Wiadomo było tylko tyle, że dawca jest mieszkańcem Gdańska, ma 23 lata, ukończył zawodówkę, jest bezrobotny. Od kilku lat jest też honorowym dawcą.

Kolejki oczekujących na przeszczep szpiku w ośrodkach transplantacyjnych - w Katowicach, Poznaniu i Wrocławiu były jednak w tym czasie tak duże, że Rafał bał się, że nie doczeka. Wtedy przyszła druga dobra wiadomość; lekarze z Gdańska podjęli się przeprowadzenia tego zabiegu.

- To było olbrzymie przedsięwzięcie organizacyjne - wspomina prof. Hellmann. Chory wymagał specjalnego przygotowania. Pod opieką lekarza z Gdańska pojechał najpierw do Poznania, gdzie przeszedł napromieniowanie całego ciała. Chory szpik został zniszczony. Potem w gdańskiej klinice otrzymał jeszcze chemioterapię.

Godzina zero

6 grudnia wybiła godzina zero - mówi profesor. Dzień wcześniej zgłosił się młody chłopak, dawca szpiku. Zespół specjalistów z Kliniki Hematologii AMG jednocześnie (co na ogół się nie zdarza) pobrał szpik od dawcy i przeszczepił go Rafałowi. Od 6 grudnia Rafał przebywał w specjalnej, jednoosobowej sali, do której lekarze i pielęgniarki mogli wchodzić tylko w specjalnych ubraniach i maseczkach na twarzy. Dopiero tuż przed świętami badania krwi pacjenta potwierdziły, że szpik dawcy podjął pracę i wytwarza prawidłowe, zdrowe komórki. Zabieg się udał. Życie Rafała zostało uratowane. Przez sto dni od zabiegu pacjent musi pozostawać pod naszą kontrolą - zapowiadał prof. Hellmann.

Przez te 25 lat nasza gazeta relacjonowała wydarzenia w Klinice Hematologii w Gdańsku. Z lekarzami i pacjentami dokumentowaliśmy jej historię. Rafała
Przez te 25 lat nasza gazeta relacjonowała wydarzenia w Klinice Hematologii w Gdańsku. Z lekarzami i pacjentami dokumentowaliśmy jej historię. Rafała nie udało się nam odnaleźć

Nie wiemy, jak dalej potoczyły się losy Rafała. Nie udało się odnaleźć go ani nam, ani lekarzom z Kliniki Hematologii z obecnym jej szefem prof. Maciejem Zauchą. To właśnie dr Jan Maciej Zaucha wraz z dr. med. Kazimierzem Hałaburdą, dr. med. Marią Bieniaszewską oraz dr. med. Wandą Knopińską-Posłuszny przeprowadził w AMG pierwszy przeszczep szpiku od dawcy niespokrewnionego. Światowy Rejestr Dawców Szpiku Kostnego zawierał wówczas dane ponad 7 mln osób, natomiast Krajowy Rejestr Dawców Szpiku - ok. 10 tysięcy dawców. Poszukiwania dawcy wciąż przypominały szukanie igły w stogu siana.

- Poza dobrze opanowanymi procedurami związanymi z przygotowaniem biorcy wyzwaniem stała się logistyka poszukiwań zgodnego dawcy w rejestrach, a następnie ściśle określonego w czasie poboru i dostarczenia materiału przeszczepowego do ośrodka - tłumaczy dr hab. med. Maria Bieniaszewska, ordynator Oddziału Transplantacji Szpiku Kliniki Hematologii w Gdańsku. Ze względu na ówczesne skąpe zasoby rejestru dawców polskich większość dawców pochodziła z rejestrów zagranicznych. Dopiero ostatnich 10 lat zmieniło tę proporcję, do czego walnie przyczyniło się powołanie na mocy Ustawy Transplantacyjnej Ośrodków Dawców Szpiku. Dzięki niemieckiej organizacji DKMS polski rejestr liczy dziś ponad 1,3 mln osób. Aktualnie uważa się, że jest to drugi pod względem wielkości rejestr w Europie. To bardzo dobra wiadomość dla chorych, bo oznacza, że dzięki transplantacjom szpiku i krwiotwórczych komórek można uratować 6-7 chorych na dziesięciu z wykrytą chorobą nowotworową. To kilkakrotnie więcej niż przed erą tego typu przeszczepów.

Bezbronny organizm

36-letnia Monika była pierwszą pacjentką kliniki w Gdańsku, która dostała szpik od dawcy z zagranicy, a konkretnie z Niemiec.

Październik 2002 r. Sobota, Klinika Hematologii AMG. Przed wejściem do sali przeszczepów trzeba założyć jednorazowy fartuch, ochraniacze na buty, maseczkę na usta, ręce umyć spirytusem. Kapie kroplówka. Monika dostaje płytki krwi i czerwone krwinki. W jej krwi nie ma białych ciałek, które chronią przed infekcją.

- Chorobę wykryto u Moniki przypadkowo - wspomina prof. Jan Maciej Zaucha. Jeszcze w styczniu 1999 r. uważała się za osobę całkowicie zdrową. Miała 34 lata. Normalnie pracowała. Któregoś dnia w lutym 1999 r. dostała skierowanie na badania okresowe. Odebrała wyniki. We krwi było ok. 70 tys. białych ciałek. Pomyślała, że to pomyłka. Powtarzała badanie krwi trzykrotnie. Badanie szpiku kostnego nie pozostawiało wątpliwości: to była przewlekła białaczka szpikowa.

Trafiła do Kliniki Hematologii. Akurat w momencie, gdy ruszał program leczenia Interferonem. Kuracja trwała rok. To nie było życie, a wegetacja, starała się jednak wytrzymać do końca. Choćby po to, by nie żałować potem, że nie wykorzystała każdej możliwości leczenia. Białaczka jednak nie ustępowała. Zakwalifikowano ją do programu leczenia najnowszym wówczas lekiem, Glivekiem. Rozpoczynała go klinika w Lipsku. W Polsce Glivec został zarejestrowany dopiero rok później.

- W lipcu tego roku okazało się, że i ta terapia jest nieskuteczna - mówił dr Maciej Zaucha. - Jedynym ratunkiem dla Moniki był przeszczep szpiku. Chorzy, którzy nie „odpowiadają” na leczenie, mają przed sobą zaledwie kilka lat życia.

Zaczęły się poszukiwania dawcy. Nie znaleziono go wśród krewnych Moniki ani w żadnym z rejestrów krajowych. Dość szybko udało się ustalić, że dawca, którego szpik „pasuje” do Moniki, mieszka w Norymberdze. Monika została zakwalifikowana do przeszczepu w ośrodku katowickim. Nie chciała jednak zgodzić się na zabieg w obcym mieście. W „Dzienniku Bałtyckim” przeczytała, że w gdańskiej Klinice Hematologii wykonano pierwszy przeszczep szpiku od dawcy niespokrewnionego. Odetchnęła z ulgą.

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. W połowie października Monika przeszła w Poznaniu naświetlania całego ciała, które nieodwracalnie zniszczyły jej chory szpik. Po powrocie do Gdańska dostała jeszcze chemioterapię.

Szpik pobrano w Norymberdze w środę ok. godz. 9 rano. Dr Maciej Zaucha przywiózł go w specjalnej torbie lodówce, którą do zwykłego, rejsowego samolotu zabrał jako bagaż podręczny. Dzięki specjalnym glejtom podpisanym przez prof. Andrzeja Hellmanna udało się uniknąć „prześwietlania”, które by zniszczyło szpik. Około godz. 23 przetoczono Monice prawie litr szpiku.

Specjalny pacjent

O gdańskiej hematologii zrobiło się naprawdę głośno, gdy do kliniki trafił Nergal, czyli Adam Darski. Medialna wrzawa wokół białaczki Nergala zwiększyła szansę na znalezienie dawcy dla setek chorych w Polsce. Na apel jego ówczesnej sympatii - Dody - gotowość podzielenia się swoim szpikiem z chorymi zadeklarowało nie tylko tysiące jego fanów, ale również zwykłych ludzi, którzy do tej pory nic nie wiedzieli o takiej chorobie jak białaczka. Strona Fundacji DKMS - Baza Dawców Komórek Macierzystych jest wręcz oblegana.

Środek lata 2010 r. Na rozkładówce plotkarskiego magazynu kolorowe zdjęcie z wakacji Nergala, wokalisty deathmetalowego Behemotha, i Dody, królowej polskiego popu, na Krecie. Tryskają dobrym humorem. Kąpią się w morzu, imprezują. Adam czuje się źle. Poci się w nocy, tłumaczy to jednak sobie greckim klimatem. Zaczyna gorączkować, co kilka godzin łyka Ibuprofen. Objawy nie ustępują. Wynik morfologii nie pozostawia złudzeń - to białaczka. W Klinice Hematologii w Gdańsku przechodzi cały cykl leczenia. Pojawienie się Nergala burzy spokój innych chorych. Pod oknami dniem i nocą koczują fotoreporterzy. Budynek jest w trakcie malowania, paparazzi wdrapują się na rusztowania. Udają studentów, zaglądają do sal. Lekarze i pielęgniarki mają dość. I choć prof. Hellmann zasadę równego traktowania chorych uważa za świętą, łamie się i umieszcza pacjenta w izolatce. Nergal walkę o życie wygrywa.

Wbrew potocznym sądom - przeszczep szpiku nie jest cudownym lekarstwem, pozwala jednak utrwalić dobre efekty leczenia. Ryzyko śmiertelnych powikłań związanych z samą transplantacją sięga 15-20 proc. Przeszczep szpiku daje 60 procent szans na pełne wyleczenie. To mało i jednocześnie bardzo dużo.

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki