Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Janina Suchorzewska: Brak systemu niszczy empatię wobec chorego ROZMOWA

rozm. Dorota Abramowicz
Janina Suchorzewska jest emerytowaną profesor GUMed, kierowała Katedrą Anestezjologii i Intensywnej Terapii AMG i była kuratorem Zakładu Etyki GUMed
Janina Suchorzewska jest emerytowaną profesor GUMed, kierowała Katedrą Anestezjologii i Intensywnej Terapii AMG i była kuratorem Zakładu Etyki GUMed T.Bołt
We wtorek Światowy Dzień Chorego. To święto ustanowione w 1992 roku przez Jana Pawła II. Celem święta jest przypomnienie o potrzebie zapewnienia lepszej opieki chorym, roli wolontariatu i dowartościowaniu cierpienia. Z prof. dr. hab. med. Janiną Suchorzewską, lekarzem anestezjologiem, zajmującym się etyką lekarską, rozmawia Dorota Abramowicz.

Światowy Dzień Chorego to niezbyt elitarne święto...
Każdy z nas był, jest lub będzie pacjentem. Dawniej zdrowiem nazywano brak choroby. W latach 50. ubiegłego wieku Światowa Organizacja Zdrowia zmieniła definicję, podkreślając holistyczne podejście do człowieka. Uznano zdrowie za stan pełnego fizycznego, umysłowego i społecznego dobrostanu, obejmującego funkcje fizyczne, psychiczne i społeczne. Z tego punktu widzenia rzeczywiście trudno znaleźć ludzi, których można nazwać w pełni zdrowymi. Istotne jest jak człowiek reaguje na chorobę, czy może się przystosować do społeczeństwa, czy jest przez nie zaakceptowany. Jeśli ktoś wskutek nie tylko schorzenia psychicznego i fizycznego, ale także jakiegokolwiek innego powodu, jest wyłączony ze społeczeństwa, może to wyczerpywać definicję choroby.

Czy lepiej choruje się nam dzisiaj, niż kilkadziesiąt lat temu?
Obserwujemy ogromny postęp w dziedzinie nauk medycznych. Doszło do przedłużenia życia, wiemy coraz więcej o organizmie człowieka, jesteśmy w stanie leczyć wiele chorób. Z drugiej strony doszło jednak do niespotykanej instrumentalizacji medycyny.

Co to znaczy?
Mamy do czynienia z uprzedmiotowionym podejściem do człowieka. Dawniej rozpoznanie choroby zaczynało się od rozmowy z pacjentem, która poprzedzała bezpośrednie badanie. Dzisiaj prawie w ogóle nie rozmawia się z chorym, wystarcza badanie diagnostyczne.

Dlaczego tak się dzieje?
Nie wszyscy lekarze, trzymając w ręku wyniki badań, uznają konwersację za konieczną. Trzeba także nauczyć się, jak to robić. I na koniec - mieć czas, a nie być ograniczany dziesięciominutowym limitem. Zwłaszcza brak czasu, rosnące zbiurokratyzowanie medycyny, jest ogromnym dramatem. Do tego dochodzi medykalizacja, czyli poddanie lekarzom dużych obszarów życia społecznego. Jesteś smutny, przygnębiony, boli cię palec lub głowa -na wszystko trzeba natychmiast, za wszelką cenę znaleźć lekarstwo, które złagodzi błyskawicznie każdą dolegliwość.

Czyż nie jest to odwieczne marzenie, by zlikwidować wszystkie dręczące ludzkość choroby?
Wykorzystujemy wszelkie możliwe metody przedłużania życia, nie akceptując nieuchronności śmierci.

A można umrzeć zdrowym?
Zawsze się na coś umiera. Przyczyną śmierci jest albo bezpośrednio choroba, albo dysfunkcja związana z wiekiem i spowodowana nieprawidłowym funkcjonowaniem układów i narządów. W miarę starzenia organizmu wydolność organów ulega ograniczeniom. Po prostu się zużywamy. Jednak nie potrafimy tego zaakceptować.

Zmieniła się medycyna, czy zmienili się także pacjenci?

Oczywiście, w znaczący sposób. Dzisiejszy chory to przeważnie osoba wyedukowana medycznie. Pewna położna opowiadała, że przed laty kobiety przychodziły na porodówkę z wełną, by wydziergać coś dla maleństwa. Dziś przynoszą książki i na ich podstawie stawiają diagnozę: nadszedł trzeci etap porodu. Chory zna swoje prawa, chce jak najszybciej był potraktowany fachowo, by dalej cieszyć się dobrą jakością życia.

To chyba nie jest problem?

Pacjent ma prawo do informacji, do decydowania o terapii, włączenia się w proces leczenia. Problem pojawia się, gdy dochodzi do zderzenia oczekiwań z ekonomią. Nawet w najbogatszych krajach nie starczy dla wszystkich wszystkiego. Nie zdajemy sobie sprawy, że potrzebne jest racjonowanie świadczeń medycznych. Ale i tak jestem optymistką. Widzę, jak w ostatnich kilkudziesięciu latach zmieniła się np. sytuacja pacjentów wymagających leczenia nerkoza- stępczego. Pamiętam czasy, gdy - z powodu braku sztucznych nerek - do dializy kwalifikowano kilka osób, a kilkadziesiąt musiało umrzeć.

W przypadku pacjentów onkologicznych i dziś racjonowanie może oznaczać wyrok śmierci.
Dotykamy poważnego problemu - braku wpływu lekarza i pacjenta na to, co dzieje się w procesie leczenia. Jeśli kolejka uniemożliwia skuteczną terapię, powstaje pytanie - jaki jest system, który to reguluje? Trzeba ten system nieustannie weryfikować. Do tego jednak potrzebna jest wyobraźnia osób decydujących.

Często brakuje tej wyobraźni?
Niestety, tak. Kilkanaście lat temu, gdy było już wiadomo, że czas życia Polaków znacznie się wydłuży, nie podjęto decyzji o kształceniu geriatrów. Nie rozumiem, dlaczego w Gdańsku od lat niszczeje pusty szpital na Łąkowej, gdzie można by było stworzyć placówkę geriatryczną? Niedługo spotkamy się z kolejnym problemem - braku dermatologów. Dziś średnia wieku specjalistów w tej dziedzinie wynosi 50 lat. Dlaczego nie kształci się nowych?

Dużo tych pytań.
Jest ich o wiele więcej. Jako honorowy członek Polskiego Towarzystwa Badania Bólu z niepokojem obserwuję lekceważenie tego problemu. To nie tylko kwestia etyczna, niezrozumiała zgoda decydentów na cierpienie chorego człowieka, to także ogromne koszty ekonomiczne i społeczne. W Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej obliczono, że nieleczenie bólu przewlekłego kosztuje gospodarki rozwiniętych państw miliardy dolarów i tyle samo euro. Tymczasem u nas nic się nie robi, by system zapobiegał cierpieniu pacjentów. Likwiduje się poradnie przeciwbólowe, ogranicza dostępność chorych do nowoczesnego leczenia.

Usłyszy zaraz Pani, że kołdra jest za krótka, że trzeba wybierać między wydatkami na pediatrię, kardiologię, onkologię...
Zawsze trzeba wybierać. Nie pomaga w tym brak badań, które pokazywałyby jak się mają koszty leczenia danej choroby do efektów terapii.

Politycy boją się takich obliczeń.
Nic dziwnego, bo są to sprawy niełatwe. Dodatkowe ubezpieczenie pomogłoby w zwię-kszeniu dostępu do niektórych świadczeń. Pojęcie sprawiedliwości w medycynie jest rzeczą niesłychanie trudną. Nie można jednak zrzucać wszystkiego na barki lekarza, do którego trafia kolejny ciężko chory pacjent, błagający o przyjęcie poza limitem. Jeśli lekarz da się przekonać, może się to skończyć bankructwem jednostki, w której pracuje, jej likwidacją i w rezultacie - brakiem dostępu dla kolejnych chorych. Doskonałego systemu nigdy nie stworzymy, ale niech to będzie wreszcie jakiś system, zakładający częściową prywatyzację przy możliwie dobrze funkcjonującej publicznej służbie zdrowia. O jego kształcie powinni decydować nie urzędnicy, ale fachowcy.

Czy w tym wszystkim nie ginie gdzieś chory człowiek?
Najgorsze, że lekarze nie mają na to wpływu. Zły system może zniszczyć empatię, czyli to o czym mówił Jan Paweł II ustanawiając przed 22 laty Światowy Dzień Chorego. Dzień człowieka, którego należy wysłuchać, zrozumieć i w miarę możliwości udzielić mu pomocy.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki