Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera "Dzienników" Agnieszki Osieckiej RECENZJA

Gabriela Pewińska
"Dzisiaj są moje urodziny (hm...). Podobno skończyłam 13 ("dużo") lat nie o 3 rano, ale o 12.05 (też w nocy). Bardzo jestem z tego dumna, bo przecież nie każdy ma zaszczyt rodzenia się o północy. Dzisiaj się nudzę cały dzień. Dopiero na 19.05 idę do Syreny na "Pana z milionami". Była ciocia z Maciulkiem i Babka, i Elżbieta, ale na ogół dzień nudny jak flaki z olejem. Naturalnie nie gramy w siatkę (Proszę, a taką pompę koło tego robię w "rocznice Jesieni").

To wpis z 9 października 1949 roku. (Kąśliwe komentarze w nawiasach autorka dodała po latach, rytualnie wracała do swoich pierwszych zapisków w rocznicę Jesieni, czyli pierwszego zawodu miłosnego). Wpis to mało odpowiadający nastrojowi całości. Bo z kart właśnie wydanych "Dzienników" jawi nam się dziewczynka radosna i szczęśliwa. Charyzmatyczna, bez mała olśniewająca. Gejzer emocji i energii. W kontekście poczynionych tu wyznań i przemyśleń słowa jej gdańskiego przyjaciela z końca lat 50., Włodzimierza Łajminga, stają się zrozumiałe: "Umiała wzbudzać emocje i zachęcać do robienia rzeczy pięknych".

Osiecka zaczyna pisać dziennik jako dziewięciolatka. Tom pierwszy jej sumiennych zapisków obejmuje lata 1945 - 50. Owa kronika codzienności to jednak nie tylko intymny diariusz szalonej mieszkanki warszawskiej Saskiej Kępy, to także świadectwo epoki. Mimo młodego wieku dziewczyna dużo wie, wiele rozumie. Jej pozornie naiwne komentarze dotyczą nie tylko szkolnych kłopotów i radości, nie tylko książek, wypadów do kina, pierwszych miłości, wakacyjnych wojaży, głębokich rozmów z matką, wypadów na zakupy z ojcem, to też - jak zauważył we wstępie prof. Andrzej Zieniewicz - "charakterystyka PRL spisywana przez dziecko PRL".

Każda kartka tej historii to przede wszystkim jednak świadectwo niewyobrażalnej pasji życia. Umiejętność bycia szczęśliwą kształtuje w sobie Osiecka mając już 13 lat. Rok później jawi nam się jako dojrzały człowiek, ze swoimi poglądami, zasadami, spojrzeniem na miłość, umiłowaniem życia w każdej jego postaci: "Nie chcę spokoju pod żadnym pozorem. Nie ma w życiu potrzeby spokoju. Zmęczenie życiem to grzech wobec jego daru".

Uważa siebie - choć zaznacza, "mimo wszystko", - za dziecko szczęścia. Jego wyrazem jest taniec, któremu oddaje się szaleńczo na szkolnym korytarzu, ale i nadzwyczaj często w domu, bywa że w duecie z mamą, jeśli mama akurat jest w dobrym nastroju. Ten taniec radości będzie towarzyszył jej jeszcze przez długie lata. Roztańczone jest w "Dziennikach" każde słowo. Autorka tłumaczy, że ma do radości dziesiątki powodów, choć szczęśliwa potrafi być też ot tak, bez niczego. Cieszy się, bo ma: "Mamusię - Przyjaciółkę", wspaniałe możliwości do nauki, (a uczyć się lubi, zgłębianie wiedzy ją fascynuje, ubogaca, dopełnia), sport (ambicje bycia najlepszą pływaczką), koleżanki do lubienia, chłopaków do kochania (być zakochanym to dla nastoletniej Osieckiej ważne, bo jak zauważył jej ojciec, serce ma jak Brama Floriańska), ma też mnóstwo książek do czytania i problemów do rozwiązania, to one, jak uważa, tworzą życie barwnym, a na takie życie dziewczyna ma nieustający apetyt. ("chcę przeżyć przez jedno życie tyle, ile przeżyło 100 innych ciekawych ludzi, nie chcę absorbować sobą świata, choć nie mam nic przeciwko odrobinie sławy, chcę, żeby świat mnie absorbował").

Czternastolatka ma już ukształtowany plan na przyszłość. Chce podróżować, zgłębiać ludzi, cieszyć się przyrodą, poznawać "rodzaje szczęść, rodzaje fanatyzmów i rozgoryczeń, cieszyć się i nienawidzić (...), żyć!". I nie przejmować się niczym. I nie bać się. ("Z dość czystym sumieniem poszłam dzisiaj na tzw. waksy (wagary - dop. red.). Dziury w niebie z tego powodu nie ma, bo były tylko rysunki" - pisze w wieku trzynastu lat).

Z młodzieńczych zapisków rodzi się przyszła poetka, dziewczyna nieprzeciętna, rajski ptak, kobieta, z którą - jak mówił Łajming - "każdy chciał być". Istota wrażliwa, czuła na piękno, ale też krytyczna, ambitna, wymagająca.
Czytelnikom "Dziennika Bałtyckiego" szczególnie miłe będzie chodzić śladami młodziutkiej Osieckiej po Trójmieście. Spędziła tu lato 1950 roku. Z mamą i przyjaciółką ze szkolnej ławy - Ewą. Mieszkają w Grand Hotelu, w pokoju z widokiem na morze. Zmęczona plażą i pływaniem dziewczynka zasypia przy dźwiękach jazzu, które dobiegają z dansingu odbywającego się co noc w hotelowej restauracji. Robi zdjęcia, podróżuje na Hel, czyta Courths-Mahlerową, chodzi na lody do Włocha, pisze listy, w których chwali się przyjaciółkom, że nie może opędzić się od wielbicieli, objada się do nieprzytomności w gdyńskim barze, spaceruje brzegiem morza w Orłowie, chodzi do teatru, do kina we Wrzeszczu, dzielnie znosi humory mamy. Rozmyśla. Marzy. Jest zakochana.

Obserwując wnikliwie sopocką ulicę, czternastolatka nie przestaje prowadzić zapisków: "Sopot w tym roku stanowi do pewnego stopnia rewię mody. Pełno tu pań między 30-tką a 40-tką, ubranych szalenie drogo i elegancko, oryginalnie i ekscentrycznie, dosłownie polujących na mężczyzn. Pięć, sześć takich pań otacza jednego mężczyznę - ofiarę i z dziką rozkoszą i dumą "targają" go po kawiarniach i dancingach".

Sopockie obserwacje wrócą jeszcze do jej dojrzałej twórczości.

A. Osiecka, "Dzienniki 1945-50", Prószyński i S-ka, Warszawa 2013

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki