Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powódź w Czechach. Relacja nauczycieli z Karczemek: "Za oknem płynęły meble" [ZDJĘCIA]

Joanna Kielas, Tomasz Smuga
Niedziela, godz. 5.50 rano. Przyhotelowy strumyk zaczął wylewać
Niedziela, godz. 5.50 rano. Przyhotelowy strumyk zaczął wylewać Teresa Pazderska
O wyjeździe nauczycieli z małej szkoły w Karczemkach w powiecie wejherowskim, którzy w Czechach na własnej skórze poznali, jakim żywiołem jest powódź, piszą Joanna Kielas i Tomasz Smuga.

W poniedziałkowy wieczór przed szkołą w Karczemkach zgromadził się tłum ludzi, każdy czekał na bliskich, wracających z wycieczki do Czech.

- Coś długo nie jadą, a dzwonili, że minęli już gdański sklep IKEA. Co znowu się stało? Przecież limit pecha mają już wyczerpany na ten wyjazd - mówili zniecierpliwieni bliscy.

Wreszcie różowy autobus ukazał się na horyzoncie. Były kwiaty i łzy. Ktoś zażartował, że wycieczkowicze są witani, jakby zostali odbici z rąk terrorystów.

Grupa niemal 40 nauczycieli i osób towarzyszących ze Społecznej Szkoły Podstawowej z Przedszkolem oraz Społecznego Gimnazjum w Dobrzewinie-Karczemkach wyjechała w środę, 29 maja, wieczorem, po zakończeniu lekcji.

- Byłem w stałym kontakcie ze swoim kierowcą - opowiada Mieczysław Makurat, wejherowski radny i właściciel firmy przewozowej, która wynajęła autokar szkole. - Praktycznie przez cały ich pobyt padało. Najpierw pojechali do Karpacza, gdzie było mgliście i pochmurno. Następnego dnia było załamanie pogody. W drodze do Pragi zaczął padać deszcz. Kolejnego dnia, również w deszczową pogodę, pojechali do Skalnego Miasta, a stamtąd do Svobody nad Upą, gdzie nocowali.

W niedzielę między godziną 5 a 6 rano nauczycielki, które spały w pokojach z oknami wychodzącymi na ulicę, obudziły się i usłyszały hałas i szum. Przerażone zobaczyły, jak ulicą popłynął rwący potok niosący belki, kamienie, drewno. Grupa błyskawicznie się spakowała i chciała jak najszybciej stamtąd wyjechać, ale już nie zdążyła. W pewnym momencie przestraszyli się, że stracą autokar, że porwie go nurt, ale udało się go w porę przestawić w bezpieczne miejsce.

- Na początku odczuwaliśmy strach, szczególnie gdy zobaczyliśmy, jak ulica zamieniła się w rzekę, a nią płynęły głazy i meble. Z czasem emocje się uspokoiły - opowiada Jacek Godlewski, jeden z uczestników wycieczki. - Trzeba było także ratować autokar, bo prawie zabrałaby go woda. Na szczęście z kilkoma mężczyznami udało się go przestawić. Szczególne słowa podziękowania dla czeskiej obsługi hotelu. Cały czas starali się nam pomóc.

- Baliśmy się, że woda wedrze się do hotelu, że porwie autobus. Nie było prądu, komórki na wyładowaniu, traciliśmy kontakt ze światem - wspomina Magda Szatkowska, jedna z uczestniczek wycieczki. - Najgorsza była noc: nie wiedzieliśmy, co przyniesie.

W niedzielę wieczorem wszystkie polskie media podawały informacje o grupie turystów spod Gdańska, która utknęła w Czechach. Ich bliscy w kraju byli wcześniej poinformowani.

- W niedzielę wczesnym ranem był pierwszy telefon, że jest powódź i nie wyjadą - mówi Elżbieta Stubba, mama jednej z uczestniczek wycieczki. - Tam naprawdę były ogromne emocje, córka płakała mi do telefonu i mówiła tylko, że tego, co widzi, nie sposób opisać słowami. Taki wielki żywioł. Uspokajałam, że przecież nie jest tam sama, że na pewno Czesi im pomogą.

Polacy utknęli w hotelu na dobę. Wyjechali dopiero w poniedziałek rano, korzystając z sytuacji, że w nocy mało padało, poziom wody bardzo się obniżył, a miejscowe służby udrożniły trasę z kamieni, drzew i innych przedmiotów, które niosła woda. Tego dnia w szkole odwołano lekcje. We wtorek zajęcia prowadzone były już zgodnie z planem lekcji. A w sobotę będzie odrabianie poniedziałkowych zaległości.

Wróciliśmy bardzo zintegrowani, każdy sprawdził się w sytuacji kryzysowej. Wiemy, że możemy na siebie liczyć

- Jest nam przykro, gdy czytamy te wszystkie negatywne komentarze w internecie, że pojechaliśmy sobie na wycieczkę na koszt podatnika, więc dobrze, że złapała nas powódź - mówi Bernard Stark, dyrektor szkoły. - Wyjaśnię więc, że był to wyjazd w całości finansowany z naszego funduszu socjalnego, tylko z naszych pieniędzy. Dwa lata temu zdecydowaliśmy, że rezygnujemy z bonów na święta, z imprezy na Dzień Nauczyciela (wtedy mamy tylko skromną kawę z ciastkiem), a wszystkie pieniądze przeznaczamy na wyjazd. Starcza tego na czterodniową wycieczkę, za wstępy każdy płaci osobno. W zeszłym roku, też w terminie wolnego na Boże Ciało, byliśmy na Litwie, było cudownie. W tym roku zdecydowaliśmy się na Czechy. Mimo wszystko wyjazd był udany, wszystkie punkty programu zrealizowane, choć w deszczu. Powódź dopadła nas, gdy mieliśmy już wyjeżdżać. Wróciliśmy bardzo zintegrowani, każdy z nas sprawdził się w sytuacji kryzysowej. Wiemy, że możemy na siebie liczyć.

[email protected]
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki