Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze: Nie ma leków na gruźlicę

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Leku brakuje nawet w szpitalach - ostrzegają Andrzej Pustkowski i Wiesława Olizarowicz- Pędzierska
Leku brakuje nawet w szpitalach - ostrzegają Andrzej Pustkowski i Wiesława Olizarowicz- Pędzierska Przemek Świderski
Chore na gruźlicę dzieci z Pomorza, które po kuracji w Szpitalu Dziecięcym na Polankach muszą nadal kontynuować leczenie, znalazły się w tragicznej sytuacji. Podstawowy i zarazem jedyny lek na tę chorobę, na dodatek pełnopłatny, zniknął z aptek.

Po tym jak polski koncern farmaceutyczny Jelfa zrezygnował z jego produkcji, Ministerstwo Zdrowia sprowadziło jego czeski odpowiednik o nazwie nidrazid. Niestety i ta pula się skończyła.

Isoniazidu nie ma w hurtowniach farmaceutycznych nie tylko na Pomorzu, ale i w całym kraju. Na leczenie gruźlicy mogą jeszcze liczyć pacjenci oddziałów tej specjalności w kilku pomorskich szpitalach. Im jednak też kończą się zapasy tego leku zgromadzone na czarną godzinę.

- Z tak dramatycznym brakiem leków spotkałem się po raz pierwszy od trzydziestu pięciu lat mojej praktyki lekarskiej - oburza się dr Andrzej Pustkowski, ordynator oddziału chorób płuc i gruźlicy w Szpitalu Dziecięcym w Gdańsku-Oliwie.

Nie dalej jak wczoraj zgłosił się do przyszpitalnej Poradni Pulmonologicznej 10-letni chłopiec. Gruźlicą zaraził się od osoby dorosłej. Dwa miesiące temu opuścił szpital po długotrwałym leczeniu. Rodzicom cudem udało się kupić dla niego czeski preparat na kontynuację kuracji. Za opakowanie zapłacili 60 zł. Lek już się jednak skończył.

- Poza receptą bez pokrycia nie miałem co zaoferować temu chłopcu - bezradnie przyznaje dr Pustkowski.

Podobnie, jak innym małym pacjentom, którzy zgłaszają się do niego do kontroli. Choćby dwojga z siedmiorga rodzeństwa, które zaraziły się prątkiem drogą kropelkową od kaszlącego rodzica.
Tymczasem kuracji przerywać nie wolno, gdyż grozi to rozwojem gruźlicy lekoopornej. A na nią nie ma już żadnego lekarstwa. Lek na gruźlicę stał się niedostępny również dla pacjentów dorosłych.
- Staramy się przedłużać pobyt chorych na oddziale na ile to możliwe, byle tylko nie przerywać leczenia - tłumaczy dr Ewa Krassowka, zastępca ordynatora oddziału chorób płuc i gruźlicy w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy.

Jedynym możliwym sposobem zdobycia isoniazidu dla pacjenta, który opuszcza szpital jest tzw. import docelowy. Procedura ta, szczególnie dla chorych z rodzin biednych, mało zaradnych, często patologicznych, jest jednak zbyt skomplikowana.

- I trwa zdecydowanie za długo, bo średnio dwa miesiące - dodaje dr Pustkowski. Najpierw wniosek wystawiony przez lekarza leczącego musi trafić do wojewódzkiego w tej specjalności. Następnie rozpatruje go Ministerstwo Zdrowia i nadaje mu numer rejestracyjny, co w sumie trwa cztery tygodnie. Potem w oddziale NFZ trzeba ubiegać się "o zgodę na odpłatność ryczałtową". Chodzi o to, by pacjent zamiast 60 zł, zapłacił za opakowanie 3,20 zł. Coraz częściej więc pacjenci z gruźlicą w ogóle z leczenia rezygnują.
Kłopoty z isoniazidem zaczęły się, gdy na początku tego roku Jelfa zaprzestała jego produkcji. Firma nie złożyła dokumentów do tzw. harmonizacji, czyli ponownej rejestracji leku, zgodnie z wymogami Unii Europejskiej. O tym, że do tego dojdzie resort zdrowia wiedział od dawna. Niewiele jednak zrobił, by temu zapobiec. A powinien, bo leczenie gruźlicy jest w Polsce obowiązkowe, a ustawa gwarantuje chorym leki za darmo.

Będzie, ale pod koniec roku

Rozmowa z dr. Arturem Fałkiem, dyrektorem Deprtamenu Polityki Lekowej i Farmacji Ministerstwa Zdrowia

Lekarze alarmują - chore na gruźlicę dzieci wychodzą ze szpitala i nie mają się czym dalej leczyć...
Staraliśmy się zapewnić dostępność do leku na gruźlicę, czyli isoniazidu w ramach tzw. importu docelowego. Lek czeskiej produkcji został w naszym kraju dopuszczony do obrotu. To jednak nie satysfakcjonuje Ministerstwa Zdrowia, intencją ministra jest wpisanie isoniazidu na listę leków refundowanych.

Na to właśnie czekają pacjenci i ich lekarze
Aby to nastąpiło potrzebne są dwie rzeczy. Po pierwsze lek ten musi zostać w Polsce zarejestrowany, po drugie - musi przejść procedurę refundacyjną. Dwa miesiące temu zwróciliśmy się do producenta czeskiego odpowiednika naszego Urzędu Rejestracji z prośbą o przesłanie dokumentacji potrzebnej do zarejestrowania leku. Otrzymaliśmy ją dosłownie kilka dni temu. Będzie to rejestracja w trybie "wymuszonym", bo tym razem nie firma farmaceutyczna, a minister zdrowia jest zainteresowany rejestracją leku. Tak więc pierwszy krok został zrobiony.

Jaki będzie następny?
Zaprosiliśmy producenta do złożenia wniosku refundacyjnego.

Czy to oznacza, że resort spełni obietnice sprzed kilku miesięcy i lek na gruźlicę znajdzie się w aptekach jeszcze w lipcu?
Niestety, ten termin jest nierealny. Mogę tylko powiedzieć, że jest szansa, by lek na gruźlicę objąć refundacją jeszcze w tym roku. Kiedy dokładnie, jeszcze nie wiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki