MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pomorskie plaże pod nadzorem. Ratownicy liczą na nasz rozsądek

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Praca ratowników ma najczęściej charakter profilaktyczny i prewencyjny. Chodzi o unikanie utonięć
Praca ratowników ma najczęściej charakter profilaktyczny i prewencyjny. Chodzi o unikanie utonięć Karolina Misztal
60 kąpielisk nadmorskich na ok. 10 kilometrach strzeżonych odcinków plaż będzie funkcjonowało w sezonie letnim w województwie pomorskim - od Krynicy Morskiej do Łeby.

Do ochrony plażowiczów na takim odcinku potrzeba całkiem pokaźnej armii ratowników wodnych. Wśród nich jest spora grupa doświadczonych ratowników, kompleksowo wyszkolonych i doświadczonych, wiedzących, co robią, ale też spora grupa „świeżaków”.

Od dziś, poniedziałku 1 lipca, niemal wszystkie kąpieliska morskie nad Zatoką Gdańską i otwartym Bałtykiem, będą już czynne. Niemal, bo w minionym tygodniu czasowo zamknięto większość kąpielisk w Trójmieście z powodu wykwitów sinic. Te plaże mogą znów zostać wkrótce udostępnione. Każde z kąpielisk, które mają być pod opieką ratowników, zostało wcześniej przygotowane - ratownicy wytyczyli zasięg kąpieliska, sprawdzali dno, instalowali ratowniczą infrastrukturę - wieże obserwacyjne, łodzie plus sprzęt ratowniczy. Kompleksową serię badań przeszła również woda - m.in. pod kątem czystości i skażeń. Każde z pomorskich kąpielisk zostało dopuszczone do użytku.

- My jesteśmy przygotowani. Życzylibyśmy sobie jak najmniej interwencji, niebezpiecznych zdarzeń i jak największej kultury i rozsądku plażowiczów - mówią ratownicy jednego z gdańskich kąpielisk.

Harówka na plaży

Kwestię obsady ratowników na kąpieliskach morskich regulują przepisy. Te wskazują wyraźnie - na 100-metrowy odcinek wybrzeża przypadać musi 4-osobowy zespół ratowniczy.

W sumie zatem bezpieczeństwa na odcinkach strzeżonych nadmorskich kąpielisk będzie pilnowało około 400 ratowników. Najwięcej na kąpieliskach trójmiejskich - łącznie 131 ratowników (w Gdańsku 70, w Gdyni 31 i w Sopocie 30). W każdej z lokalizacji kąpieliska mają różne wielkości - np. w Gdyni Babich Dołach odcinek taki liczy 100 metrów, podobnie jak w wyznaczonych do kąpieli miejscach w Sopocie czy w Jantarze (w powiecie nowodworskim). W Gdańsku odcinek strzeżony liczy w sumie 1300 metrów podzielony na siedem kąpielisk. W Gdyni kąpać się będzie można pod nadzorem ratowników na czterech kąpieliskach liczących łącznie 500 metrów, a w Sopocie na siedmiu 100-metrowych plażach strzeżonych, pracujących zazwyczaj w godzinach od 10 do 18.

Do tego należy dodać ratowników, którzy będą pracować na kąpieliskach śródlądowych w czasie wakacji na Pomorzu (nad jeziorami) oraz tych strzegących bezpieczeństwa na pływalniach (krytych i odkrytych). To około kolejnych 200 osób. Przepisy są tu bowiem nieco inne - w przypadku kąpielisk śródlądowych na każde 100 metrów strzeżonego brzegu musi być jeden ratownik wodny od strony lądu i jeden ratownik od strony wody (pilnujący bezpieczeństwa np. z łodzi).

- Praca ratownika nie jest łatwa, a ta nad morzem to szczególnie ciężka harówka - mówi Roman Chmielowski z pomorskiego WOPR, doświadczony ratownik wodny, instruktor i wodniak. - Całość regulują procedury, wypracowane schematy. Poranek na kąpielisku zaczyna się od przygotowań - pomiarów temperatury wody, powietrza, siły i kierunku wiatru, kontroli dna. Jeśli pomiary spełniają warunki kąpieli, dopuszczamy odcinek dla plażowiczów. Jeśli nie, np. woda jest zbyt zimna, na morzu panuje sztorm, kąpielisko jest nieczynne. A to tylko początek dnia. Potem zaczynają się patrole, obserwacja, dyżury, działania profilaktyczne. Akcje ratownicze są oczywiście wpisane w naszą działalność. One mogą się zdarzyć i ratownicy muszą być cały czas gotowi do podjęcia interwencji w wypadku, gdyby ktoś zaczął tonąć.

- Nasz zawód, nasze działania, często, a nawet częściej niż działania ratownicze bezpośrednio w wodzie, są działaniami profilaktycznymi i prewencyjnymi mającymi na celu zapobieganie utonięciom. Celem WOPR jest wszak zmniejszenie liczby utonięć, ale nie wyłącznie przez ratowanie - tłumaczył Paweł Błasiak, prezes Zarządu Głównego WOPR.

Obsada plaż - są chętni

Przygotowania do sezonu letniego w minionych kilku latach upływały pod znakiem braku ratowniczej kadry do pracy na kąpieliskach, zwłaszcza morskich. Problemem było wynagrodzenie - stawki za trudną, wymagającą służbę na plażach były bardzo niskie. Dlatego wykwalifikowani, wyszkoleni i doświadczeni ratownicy wodni WOPR wyjeżdżali do pracy za granicą - np. do Włoch, Hiszpanii czy USA (gdzie Polacy mają dużą renomę). Postawienie pod ścianą wymusiło zmianę podejścia do kwestii wynagrodzenia ratowników. Dziś wszyscy organizatorzy strzeżonych plaż (są nimi samorządy zlecające organizację kąpielisk strzeżonych własnym instytucjom, np. ośrodkom sportu i rekreacji lub zlecają to zadanie całkowicie zewnętrznym podmiotom) zdają sobie sprawę z wymogów finansowych zabezpieczenia kąpielisk. W Jarosławcu np. stawki dla ratowników wahają się w tym roku od 7000 zł do 8300 zł brutto miesięcznie, w zależności od doświadczenia i sprawowanej funkcji. W gm. Darłowo stawki dla ratowników widełki wynoszą od 9800 zł brutto do 11 140 zł brutto miesięcznie. Jak usłyszeliśmy w darłowskim ratuszu miejskim, po raz pierwszy, na przestrzeni ostatnich lat, miasto nie ma kłopotu z obsadą plaż ratownikami.

- Rokrocznie ogłaszamy przetarg na ratowników i w tym roku musieliśmy dołożyć około 80 tysięcy zł do tego, co sobie zakładaliśmy w kosztorysie - zaznacza jednak Marek Leśniewski, dyrektor Centrum Kultury i Sportu w Postominie.
Stawki wynagrodzenia ratowników wodnych w Polsce rosły regularnie w ostatnich latach, o czym również wspominał w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” Paweł Błasiak, szef krajowego WOPR.

- Ratownicy do niedawna byli rzeczywiście słabo opłacani. Podzielam w pełni taki osąd - zaznacza Roman Chmielowski. - Dzisiejszy wzrost wynagrodzenia dla ratowników jest pozytywnym zjawiskiem. Nie można wykonywać tak odpowiedzialnej pracy, tak trudnej i niebezpiecznej, bo przecież ratownicy też giną, niosąc pomoc, za kiepskie wypłaty.

Doświadczenie i koszt

Przedstawiciele WOPR zwracają uwagę jednak na podstawowy problem - o ile ratowników jest coraz więcej, to problemem staje się poziom ich umiejętności i doświadczenie. Paweł Błasiak i Roman Chmielowski wskazują tu konsekwencję zmian w przepisach. Reforma z 2012 r. ujednoliciła system szkolenia ratowników. Pełnoletni kandydat chcący pilnować bezpieczeństwa nad akwenami wodnymi musi zdać egzamin na stopień zawodowy ratownika wodnego - egzamin MSWiA. Wcześniej kandydat musiał mieć pięć wcześniejszych stopni wyszkolenia (młodszy ratownik WOPR, ratownik WOPR, ratownik wodny pływalni, ratownik wodny śródlądowy, ratownik wodny morski). Podobnie jest w przypadku starszego ratownika wodnego.

- Ten system daje kompleksowo wyszkolonych ratowników wodnych, już z doświadczeniem - mówi Paweł Błasiak. - A zmiany w przepisach sprawiły, że mamy wielu ratowników, którzy przeszli jedynie tzw. kurs MSWiA, który nie jest aż tak kompleksowy.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Od ponad dekady możliwość zabezpieczenia kąpielisk mają prywatne podmioty, np. tzw. operatorzy plaż, którzy są wyłaniani przez gminy w trakcie przetargów. Samorządy cedują na nie to zadanie, wyłaniając podmioty w przetargach.

- Mamy często zaniżanie finansowej oferty, co odbywa się kosztem zapewnienia odpowiednio licznej kadry i sprzętu - mówi Chmielowski. - Nie można kierować z marszu na plaże np. Zatoki Gdańskiej czy otwartego morza ludzi, którzy ratownictwo praktykowali wcześniej tylko na pływalniach czy śródlądowych kąpieliskach, a teraz tak się zdarza. Bałtyk jest jednym z najtrudniejszych akwenów, na których pływałem. I owszem, mamy na kąpieliskach morskich bardzo dobrych ratowników, doświadczonych, ale też wielu całkowicie „świeżych”, którzy mają identyczne obowiązki, jak weterani WOPR.
Pytamy o te zarzuty właściciela jednej z firm, która regularnie wygrywa przetargi na prowadzenie działalności na plaży, w tym zabezpieczenie kąpieliska.

- WOPR miał długo monopol na prowadzenie kąpielisk. Dziś tego nie ma i zrozumiałe jest, że jego przedstawiciele się denerwują. Bywało, że wielu młodych ratowników WOPR pracowało na plażach za darmo, i to w fatalnych warunkach - odpowiada nasz rozmówca.

Co na taką odpowiedź mówi Romanowi Chmielowskiemu?
- Różnica jest jedna: WOPR szkoli ludzi - ratowników, prywatne podmioty nie. Robią za to kasę w czasie wakacji, a WOPR nie. Zatem firmy mają pieniądze i nie szkolą, a WOPR nie ma pieniędzy i szkoli. Trudno taki układ uznać za uczciwy - podkreśla Roman Chmielowski.

Jak zatem powinien wyglądać idealny system zdaniem Chmielowskiego?
- Za bezpieczeństwo powinny odpowiadać certyfikowane, profesjonalne jednostki, takie jak WOPR. Tylko takie powinny być dopuszczone do zabezpieczania kąpielisk. Częścią systemu mogłyby być również kontrole tego, czy poszczególne podmioty spełniają wymogi zabezpieczenia plaż - mówi Roman Chmielowski.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 7 lat
Wideo

Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki